Do głosowania w wyborach parlamentarnych pozostało 66 dni, jednak już teraz zwraca się uwagę na zmiany w Kodeksie wyborczym w zakresie głosowania Polaków za granicą, przez które głosy mogą zostać uznane za niebyłe. - To chyba tak nie powinno funkcjonować. Myślę, że tam ileś innych mechanizmów mogłoby być zapisanych w prawie, aby jednak te głosy i sam fakt głosowania uszanować. Wybory są świętem demokracji - przypomniał w TVN24 Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Więcek w kwietniowym komunikacie sygnalizował, że artykuł 230 § 2 Kodeksu wyborczego "narusza istotę prawa wyborczego".
§ 2. Jeżeli właściwa okręgowa komisja wyborcza nie uzyska wyników głosowania w obwodach głosowania za granicą albo na polskich statkach morskich w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania, o którym mowa w art. 39 § 6, głosowanie w tych obwodach uważa się za niebyłe. Fakt ten odnotowuje się w protokole wyników głosowania w okręgu wyborczym, z wymienieniem obwodów głosowania oraz ewentualnych przyczyn nieuzyskania z tych obwodów wyników głosowania.
CZYTAJ TAKŻE W KONKRET24: Głosowanie korespondencyjne: kalendarium zmian w polskim prawie
Głosy Polonii w wyborach parlamentarnych. Są "dwie rzeczy, które stanowią problem"
Brytyjski korespondent "Faktów" TVN Maciej Woroch relacjonował na antenie TVN24, że "średnia komisja wyborcza w Polsce liczy około 1100 głosujących, jeśli chodzi o wybory parlamentarne", a "na Wyspach w ciągu ostatnich kilku głosowań to było ponad 3300 głosujących w największych komisjach". Zasygnalizował przy tym, że "takie stężenie powoduje, że komisje mogą znaleźć się w tarapatach".
Woroch mówił, że "pojawiają się dwie rzeczy, które stanowią problem".
- Jedna to limit czasowy, druga to kwestia zmiany sposobu liczenia głosów. To bardzo niepokoi tych, którzy chcą zatrudnić się do pracy przy wyborach i uczestniczyć w pracach komisji. Chodzi o to, że każdą kartę do głosowania muszą teraz obejrzeć wszyscy członkowie komisji. Przy poprzednich wyborach można było się zorganizować, że po sprawdzeniu głosów, czy są ważne i wyjęciu ich z urny można było je podzielić na poszczególne grupy i wtedy komisja mogła też podzielić się na podgrupy i w tych podgrupach dochodziło do liczenia. Teraz ustawodawca wymaga, żeby wszyscy członkowie komisji przez cały czas pracowali razem - objaśnił.
- Pojawia się problem, bo jeśli termin 24 godzin jest zapisany w ustawie, a tak jest w tej chwili, tych kart nie da się po prostu przeliczyć, a jeśli nie zostaną przeliczone, to po prostu nie zostaną wliczone w wyniki głosowania i to bardzo niepokoi tych, którzy chcą się aktywnie angażować w wybory za granicą - dodał.
Dobra wiadomość - jak mówił Woroch - jest taka, że powstała nowelizacja ustawy w tym zakresie. - Problem polega na tym, że leży ona w sejmowej zamrażarce. Zmieniono w projekcie czas, jaki będą miały komisje za granicą na podliczenie głosów: z 24 godzin na 48 - opisał.
Natomiast, jak zauważył, "jeśli wybory organizowane będą razem z referendum, to wtedy głosów w dwutysięcznej komisji do przeliczenia będzie nie dwa czy cztery tysiące, ale sześć". Dodatkowo, trzeba będzie stworzyć większą liczbę komisji. Jeśli to się uda, to być może uda się policzyć wszystkie głosy na czas - zakończył korespondent.
"To chyba tak nie powinno funkcjonować"
O potencjalne problemy w głosowaniu Polonii za granicą pytany był na antenie TVN24 Marcin Wolny, adwokat z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Odparł, że w pełni zgadza się ze stanowiskiem RPO.
- To jest dobre stanowisko wskazujące na to, że tak naprawdę sprawność działania administracji wyborczej, komisji wyborczej jest determinantą dla tego, czy możemy oddać ważny głos w wyborach. A jeśli komisji nie uda się policzyć naszych głosów, to ten głos zostanie uznany za niebyły. To chyba tak nie powinno funkcjonować - przyznał. - Myślę, że tam ileś innych mechanizmów mogłoby być zapisanych w prawie, aby jednak te głosy i sam fakt głosowania uszanować. Wybory są świętem demokracji - przypomniał.
Wolny uczulał, że "nie powinniśmy traktować części z oddanych głosów jako niebyłych, tylko dlatego, że ktoś nie zdążył".
Pytany, czy w tej materii można jeszcze coś zmienić, Wolny zwrócił najpierw uwagę, że "byłyby to istotne zmiany z punktu widzenia procesu wyborczego". - Komisja Wenecka rekomenduje, aby takich istotnych zmian nie podejmować 12 miesięcy przed wyborami. Nasz Trybunał Konstytucyjny za dobrych czasów mówił, że 6 miesięcy to jest taka cisza legislacyjna przed wyborami, gdzie nic nie powinno być zmieniane - tłumaczył.
Zaznaczył mimo to, że "to jest bardzo istotny problem". - Jeśli na to głosowanie nałożymy również referendum, to te komisje mogą być zalane głosami do liczenia - zaznaczył.
Zauważył, że przy tych wyborach "bardzo mocno akcentowany jest również sposób liczenia głosów". - Ustawodawca zdecydował bardzo jasno, że te głosy muszą być liczone wspólnie. To mocno ogranicza sprawność działania komisji i może powodować, że te komisje po prostu nie zdążą policzyć zarówno głosów oddanych w wyborach, jak i głosów referendalnych - wyjaśniał.
- No i wtedy wracamy do punktu wyjścia, a więc kwalifikowania jakichś głosów za niebyłe. A jest to dosyć duża pula głosów, bo w wyborach prezydenckich w II turze (w 2020 roku -red.) to było ponad 400 tys. głosów. I to są głosy oddane, zakładając, że będzie podobna proporcja jak w wyborach prezydenckich, w głównej mierze na opozycję - przypomniał.
Źródło: TVN24