Przy głównej bramie wejściowej na Stare Powązki pojawiła się w poniedziałek rodzina. Jej członkowie w rękach trzymali tabliczki z napisami odnoszącymi się do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. - Chcieliśmy w ten sposób pokazać nasz gest solidarności z rodzinami osób, które zmarły z powodu chłodu i wycieńczenia - wyjaśniła jedna z uczestniczek akcji.
Kilkunastoosobowa rodzina ustawiła się przed bramą świętej Honoraty, główną wejściową bramą na Stare Powązki. Trzymali w rękach nagrobne tabliczki między innymi z napisem "Człowiek zmarł z zimna, głodu, pobicia na granicy białorusko-polskiej" odnoszącym się do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, gdzie trwa stan wyjątkowy, a migranci próbujący przedostać się na terytorium Polski z Białorusi są zawracani przez Straż Graniczną i przepychani z powrotem przez granicę w ramach tak zwanej procedury push-back.
- Chcieliśmy pokazać nasz gest solidarności z rodzinami osób, które zmarły z powodu chłodu i wycieńczenia - mówiła jedna z uczestniczek poniedziałkowej akcji, Anna Kłosowska.
Reporterka TVN24 Małgorzata Telmińska rozmawiała również z jej ojcem. - To jest rodzinny pomysł, taki własny, osobisty, emocjonalny. Jesteśmy dużą rodziną, również wnuków mam sporo. dlatego jest to jeden z elementów, które nas emocjonalnie porusza. Sytuacja jest dramatyczna i to jest chyba moment, kiedy nasze człowieczeństwo, nasze ratowanie powinno być uruchomione - powiedział Jacek Elbert. Dodał, że w akcję zaangażowało się około 20 członków jego rodziny, w tym również dzieci. - Nie jesteśmy organizacją, aczkolwiek wspieramy jak możemy oddolnie organizacje humanitarnie, które tam na miejscu niosą pomoc. Robimy to jednak indywidualnie, jako rodzina - wyjaśniła Kłosowska.
Rodzina nie zbierała pieniędzy na cmentarzu, tylko rozdawała ulotki z informacjami o organizacjach, które się tym zajmują i wpierają uchodźców.
"Wiele negatywnych emocji jest związanych z niedoinformowaniem"
- Jesteśmy z siostrą obserwatorkami zaangażowanymi na różnych grupach pomocowych. Staramy się na tyle, ile możemy, we dwie, zaangażować naszą rodzinę i znajomych i nieść pomoc, która jest w naszym zasięgu, czyli na przykład zbieramy rzeczy, które są potrzebne na granicy. Dzisiejsza akcja odbywa się w wielu miejscach, przy wielu cmentarzach i jest zorganizowana przez grupę facebookową aktywistów "Rodziny bez granic" - wyjaśniła druga z sióstr Agata Kamińska.
Przyznała też, że reakcje na cmentarzu Powązkowskim były "skrajne": - Ale wszyscy wiemy, że nasze społeczeństwo jest podzielone we wszystkich kwestiach, także w tej. Wiemy jednak, że warto. Wiele negatywnych emocji jest związanych z niedoinformowaniem; z tym, ze ludzie po prostu nie wiedzą, co się dzieje.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24