W środę na terenie dawnej bazy PKS w Mławie doszło do zawalenia stropu. Jak podała straż pożarna, trzy osoby znalazły się pod gruzami. Dwie nie żyją. Prowadzona była akcja przeszukiwania rumowiska z wykorzystaniem psów. Nikogo nie znaleziono. Prokurator Rejonowy w Mławie Marcin Bagiński powiedział, że w sprawie zawalenia się hali na pewno zostanie wszczęte śledztwo.
Jak przekazał nam Jacek Dryll z Komendy Powiatowej PSP w Mławie, do zdarzenia doszło na terenie starej bazy PKS przy ulicy Grota-Roweckiego.
Dwie osoby nie żyją
Na miejsce zadysponowano dziewięć zastępów straży pożarnej, trzy załogi pogotowia ratunkowego oraz trzy śmigłowce ratownicze. - Pod gruzami znalazły się w sumie trzy osoby - powiedział Dryll. - Dwie osoby zostały wydobyte. Do trzeciej dotarliśmy, ale jeszcze nie została wydobyta. U niej lekarz stwierdził zgon - przekazał na antenie TVN24.
Później rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie Karol Kroć przekazał, że zmarła jedna z wydobytych osób.
Druga została zabrana do szpitala w Płońsku. Była przytomna.
Łukasz Tomasik, lekarz ze szpitala w Mławie, który brał udział w akcji ratowniczej, wyjaśnił, że lekko ranny w zdarzeniu został również właściciel firmy, której pracownicy znajdowali się w hali. Mężczyzna trafił do mławskiej lecznicy.
- Mężczyzna miał szczęście. Na skutek spadania stropu utworzył się podmuch powietrza, który wyrzucił go z hali. Został lekko ranny w plecy - powiedział lekarz.
- Druga osoba ranna w tym zdarzeniu miała bardzo poważne obrażenia. Mężczyzna miał liczne złamania: podudzi, kości ramiennej, zmiażdżone palce - wyliczył Tomasik. Wyjaśnił, że poszkodowany znajdował się w koszu na podnośniku. Stał tam wraz drugim mężczyzną i wykonywali prace.
- Kosz, jak spadał, to przykrył jego głowę i klatkę piersiową. Dzięki temu nie doznał obrażeń, które mogły spowodować zgon. Jego kolega niestety zginął - poinformował lekarz.
Po godzinie 15 do ratowników medycznych zgłosiły się też dwie inne poszkodowane osoby. - Nie miały obrażeń, ale były pod silnym wpływem zdarzenia. Zostały przekazane służbom medycznym - powiedział st. bryg. Karol Kierzkowski.
Elementy konstrukcji hali, stalowo-betonowe, groziły zawaleniem. Dlatego akcja poszukiwawcza osób, które mogły jeszcze znajdować się w rumowisku, była czasowo wstrzymana. Konieczne było wzmocnienie konstrukcji ze względu na bezpieczeństwo ratowników.
Psy ratownicze w akcji
Przed godziną 14 akcja została wznowiona.
- Przeszukujemy pozostałe miejsce gruzowiska pod kątem osób poszkodowanych. Na miejsce zadysponowano specjalistyczną grupa poszukiwawczą z Nidzicy, grupę poszukiwawczą z psami z Nowego Dworu Mazowieckiego – powiedział Jacek Dryll. Są też specjalistyczne jednostki z Warszawy i Ostródy.
- W pierwszej fazie działań, w zależności od rodzaju materiałów, które zalegają, przede wszystkim stosujemy sprzęt pneumatyczny i hydrauliczny. Za pomocą powietrza i oleju hydraulicznego pod ciśnieniem usuwamy duże elementy, których nie możemy siłą udźwignąć, by dotrzeć do osób poszkodowanych - wyjaśniał Dryll.
Marek Karpowicz z Ochotniczej Straży Pożarnej Ratownictwo Wodne w Nowym Dworze Mazowieckim przekazał, że pies Max wkroczył na gruzowisko. - Jest na tyle bezpiecznie, że rozpoczął swoją pracę. Będziemy sprawdzali teren gruzowiska zarówno z ziemi za pośrednictwem psa, jak i z powietrza - mówił ratownik.
Później przekazał, że Max nikogo nie znalazł. Strażacy czekali na przyjazd drugiego psa, który ponownie przeszuka gruzowisko.
- Takie są procedury. Musi to potwierdzić drugi pies. Jeśli on również nikogo nie znajdzie, akcja poszukiwawcza zostanie zakończona – dodał Karpowicz.
- Psy ratownicze przeszukały rumowisko po zawaleniu się dachu i jednej ze ścian hali. Nie znaleziono już żadnej osoby. Akcja poszukiwawcza się zakończyła – poinformował przed godziną 17 rzecznik prasowy komendanta głównego PSP st. bryg. Karol Kierzkowski.
W hali montowano monitoring
Witold Okumski, starosta mławski, doprecyzował na antenie TVN24, że do wypadku doszło na prywatnej stacji diagnostycznej, gdzie trwały prace związane z montażem monitoringu.
- Teren wcześniej funkcjonował jako zajezdnia PKS – wyjaśnił Okumski.
Starosta wskazał, że osoby, które ucierpiały, nie były pracownikami stacji diagnostycznej, a pracownikami firmy, która wykonywała prace na jej zlecenie.
- W mojej ocenie stacja nie prowadziła obecnie działalności – dodał Okumski.
Hala, która zawaliła się Mławie, znajduje się na terenie dawnej zajezdni autobusowej PKS przy ul. Grota-Roweckiego. W jednej jej części, według ustaleń policji, była stacja kontroli pojazdów, w drugiej prowadzone były prace remontowe i montażowe.
Śledztwo prokuratury
Prokurator Rejonowy w Mławie Marcin Bagiński powiedział, że w sprawie zawalenia się hali na pewno zostanie wszczęte śledztwo. - Wstępnie mogę powiedzieć, że będą dwa kierunki tego postępowania: jeden dotyczący sprowadzenia katastrofy budowlanej, a drugi wypadku przy pracy - zaznaczył prokurator. Dodał, iż w środę na miejscu zdarzenia pracowali prokuratorzy, którzy przeprowadzili ograniczone oględziny, tzw. przestrzenne, z uwagi na to, że poza dachem i jedną ze ścian, pozostała część hali może grozić zawaleniem.
- Ze względów bezpieczeństwa oględziny wewnątrz będą możliwe po decyzji służb, w tym powiatowego inspektora nadzoru budowlanego - podkreślił prokurator. Wyjaśnił, że w ramach czynności poprzedzających wszczęcie śledztwa obecni na miejscu prokuratorzy zebrali m.in. "niezbędną dokumentację, dotyczącą ujawnienia zwłok".
- W dalszych czynnościach, prowadzonych również na miejscu, materiał dowodowy będzie sukcesywnie powiększany - oświadczył prokurator Bagiński.
Policja i straż pożarna zapowiedziały w środę, że ich jednostki pozostaną na miejscu zawalenia się części hali, zabezpieczając m.in. rumowisko przed osobami postronnymi.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara