To było jedno z dłuższych posiedzeń komisji weryfikacyjnej - trwało (z kilkoma przerwami) ponad dziewięć godzin. W tym czasie przesłuchano siedem osób. W pierwszej kolejności lokatorów - przekazanych w 2015 roku wraz z budynkiem w prywatne ręce.
W swoich zeznaniach mieszkańcy mówili m.in. o nałożonych na nich podwyżkach czynszów i "opłakanym stanie" technicznym kamienicy. Skarżyli się głównie na chłód - według ich relacji temperatura w pomieszczeniach sięga ledwie kilkunastu stopni Celsjusza, co z kolei wiąże się z wysokimi rachunkami za ogrzewanie.
W kontekście lokatorów pełnomocniczka miasta mecenas Zofia Gajewska zwróciła uwagę komisji, że dobiera ich "tendencyjnie" - nie wzywa mieszkańców, którzy otrzymali od miasta lokal zastępczy, ale tych, którzy wcale nie złożyli wniosku o udzielenie wsparcia.
Istotnym elementem posiedzenia były zeznania urzędniczki ratusza Justyny Wójcik. Świadek powiedziała wprost, że w Biurze Gospodarki Nieruchomościami istniał obowiązek wydawania minimum dwóch decyzji zwrotowych miesięcznie. Było to polecenie służbowe. Dodatkowo ci, którzy wydawali najwięcej decyzji, mieli być premiowani.
Ważnym świadkiem był także Tomasz Kucharski, burmistrz Pragi Południe. To właśnie w tej dzielnicy znajduje się kamienica będąca przedmiotem posiedzenia komisji. Wątpliwości jej członków budziła głównie duża liczba kuratorów zaangażowanych w tę sprawę - była ich trójka, dla sześciu spadkobierców. Niektórzy, według członków komisji, w chwili zwrotu budynku mieli liczyć ponad sto lat.
Burmistrz Kucharski zarzekał się, że o nieprawidłowościach w sprawie Skaryszewskiej 11 nie wiedział. Przekonywał też, że nie ingerował w sprawę zwrócenia kamienicy, bo "nie jest to kompetencja dzielnicy", lecz miasta.
Całe posiedzenie szczegółowo relacjonowaliśmy na tvnwarszawa.pl.
10.15 Przewodniczący Patryk Jaki otworzył posiedzenie. Rozpoczął - tradycyjnie - od sprawdzenia listy obecności.
Jako strony w siedzibie Prokuratury Krajowej, gdzie we wtorek obraduje komisja, stawili się przedstawiciele ratusza: pełnomocnicy Zofia Gajewska i Bartosz Przeciechowski oraz Piotr Rodkiewicz z Biura Spraw Dekretowych. Pojawili się także: mecenas Bartłomiej Frankowski (pełnomocnik beneficjenta decyzji reprywatyzacyjnej) oraz w imieniu spółki Skaryszewska 11 członek jej zarządu Jakub Cukierski i pełnomocnik Tomasz Nawrot.
Lokatorka: Chciano mnie wyrzucić, wymeldować
10.20 Rozpoczęło się przesłuchanie pierwszego świadka - lokatorki kamienicy Janiny Ryszko.
Świadek zaczęła od wygłoszenia tzw. swobodnego oświadczenia. - Nie oceniamy tych, co nam wyrządzili krzywdę. Nie wiemy, jakimi uczuciami się kierowali. Ale chcę powiedzieć, że chcielibyśmy mieć takiego burmistrza, jak mieszkańcy Łochowskiej 38 - powiedziała na wstępie. Tym samym nawiązała do poprzedniego przesłuchania komisji, która obradowała właśnie w sprawie Łochowskiej 38. Zwrot tego budynku udało się powstrzymać właśnie m.in. dzięki interwencji burmistrza Pragi-Północ Wojciecha Zabłockiego.
- Nasz burmistrz nie dbał o mieszkańców, nie wsłuchiwał się w ich głos, a już od 2010 roku chodziliśmy i zgłaszaliśmy problemy - powiedziała. Lokatorka przekonywała, że w wyniku reprywatyzacji została "bardzo skrzywdzona". - Chciano mnie wyrzucić, wymeldować. Stale zastraszali mnie pismami - wyliczała.
Dopytywana przez Jakiego powiedziała, że mieszka przy Skaryszewskiej od 1993 roku. O roszczeniach do budynku dowiedziała się w 2010 roku, a dwa lata później otrzymała pierwsze pismo z urzędu informujące o możliwym zwrocie budynku.
Kamienica została zreprywatyzowana w 2015 roku. Ryszko powiedziała, że potem wprowadzono podwyżkę czynszów: z 400 do 1000 złotych. Pierwsze zawiadomienie o wypowiedzeniu dotychczasowej stawki czynszu miało zostać dostarczone lokatorom w marcu 2016 roku. - Przyniósł je nowy administrator - powiedziała mieszkanka. Dopytywana, czy miał jakieś dokumenty potwierdzające jego pełnomocnictwo, zaprzeczyła. Część lokatorów zaskarżyła podwyżki do sądu. - Moja sprawa cały czas jest w toku, najbliższa rozprawa ma się odbyć 14 marca - doprecyzowała.
"Chciano mnie wyrzucić, wymeldować"
Pytana przez Jakiego, czy czuła się nękana, powiedziała wprost, że tak. - Nie mieliśmy na klatce schodowej i przed budynkiem światła około dwa miesiące. Pisaliśmy do administratora, nie odpowiadał na nasze maile, nie pojawiał się - opowiadała. - Przez siedem miesięcy nie był sprzątany budynek. Sami lokatorzy wymieniali żarówki, sprzątali - dodała. Dopytywana z kolei o stan kamienicy, mieszkanka powiedziała, że "jest opłakany".
Jaki chciał wiedzieć też, czy lokatorzy zgłaszali swoje problemy do burmistrza dzielnicy. - Wiele razy. Byliśmy na spotkaniach, prosiliśmy, by pan burmistrz zadziałał. Obiecywał, że będzie dobrze i że nie da nam zrobić krzywdy, ale to były tylko obiecanki - przyznała lokatorka.
Ryszko była też pytana o stowarzyszenie zawiązane przez mieszkańców Skaryszewskiej 11 (o takiej właśnie nazwie - Skaryszewska 11). Poinformowała, że mieszkańcy założyli je pod koniec czerwca 2016 roku. - Ja zostałam wybrana na przewodniczącą, bo działałam od początku i znam ten problem - stwierdziła.
Poseł Jan Mosiński, członek komisji z Prawa i Sprawiedliwości dopytywał świadka o relacje między mieszkańcami kamienicy po reprywatyzacji - chciał wiedzieć, czy jakoś się zmieniły. Ryszko powiedziała, że tylko niektórzy nie angażowali się w rozwiązanie tej sprawy, ale były to "pojedyncze przypadki".
Dalej lokatorka była dopytywana m.in. o to, czy starała się o nowy lokal zastępczy. Powiedziała, że była na liście oczekujących na taki lokal, ale "została skreślona". - Był to dla mnie wielki cios - podkreśliła.
11.00 Przewodniczący komisji ogłosił kilka minut przerwy.
11.10 Komisja wznowiła posiedzenie i przesłuchanie lokatorki Janiny Ryszko.
Adam Zieliński, członek komisji z ramienia Kukiz’15, poprosił świadka, aby doprecyzowała wspomnianą wcześniej kwestię wyziębienia lokali w kamienicy. - Ja mam teraz około 16-17 stopni [w mieszkaniu - red.], a na klatce schodowej jest minus trzy - odpowiedziała lokatorka. Zieliński dopytywał też o działalność stowarzyszenia Skaryszewska 11. - Pisaliśmy pisma, wspieraliśmy mieszkańców, sprawdzaliśmy, kto wchodzi do kamienicy, bo dużo ludzi się kręciło. Chcieliśmy wiedzieć, kim są, czy mają jakieś pełnomocnictwa - wymieniała Ryszko.
Po członkach komisji pytania zaczęli zadawać przedstawiciele stron. Jako pierwszy - pełnomocnik spółki Skaryszewska 11. Chciał wiedzieć, czy ktoś z tej spółki nachodził lokatorkę w domu, pisał SMS, maile lub dzwonił do niej. Ryszko na każde pytanie odpowiadała przecząco.
Mecenas dociekał też, czy w pismach od przedstawicieli spółki pojawiały się informacje o egzekucji sądowej lub działaniach komorniczych. Tu podobnie - mieszkanka konsekwentnie odpowiadała "nie".
Bartosz Przechiechowski, pełnomocnik ratusza, pytał m.in. o cenę czynszu, który mieszkanka płaci. Ryszko odpowiedziała, że uiszcza taką kwotę, jak przed reprywatyzacją budynku (czyli nie płaci podwyższonej stawki). Dopytywana przez mecenasa, czy lokatorzy korzystali z pomocy prawnej oferowanej przez miasto, świadek powiedziała, że nie. Dodała jednak, że mieszkańcy byli na spotkaniu z pełnomocniczką ratusza do spraw pomocy lokatorów, ale - jak wskazała - pomocy tam nie uzyskali.
Kolejna sprawa, jaką poruszył Przeciechowski było zaangażowanie prokuratury w pomoc lokatorom ze Skaryszewskiej 11. Ryszko powiedziała, że zażalenia w tej sprawie były składane do prokuratury, ale oddalano je.
Życie po reprywatyzacji "koszmarnie się zmieniło"
11.57 Zakończyło się przesłuchanie Janiny Ryszko i zaczęło przesłuchanie drugiego świadka - Waldemara Szewczyka. To lokator Skaryszewskiej, który mieszka w tym budynku od 47 lat. - Wcześniej mieszkała tam babcia mojej żony - doprecyzował na wstępie.
Przewodniczący Jaki pytał świadka, jak zmieniło się jego życie po reprywatyzacji. Szewczyk powiedział krótko: "Koszmarnie się zmieniło". - Z uwagi na temperaturę, która jest w budynku po tym pseudoremoncie. Do tego stopnia jest zawilgocenie, że pleśń występuje w szafach, które zajmujemy - opisywał. Podkreślił też, że przez to mieszkańcy płacą bardzo wysokie rachunki za ogrzewanie (nie ma centralnego). - Ja płacę na przykład tysiąc złotych miesięcznie - dodał.
Dopytywany przez Jakiego o prace remontowe w kamienicy, Szewczyk stwierdził, że "celowo są przeprowadzane tak długo", aby zniechęcić lokatorów do mieszkania tam. Pytany zaś o to, czy był nękany, powiedział: - Ja osobiście nie, ale sąsiedzi tak. Ciągle byli pytani, kiedy się wyprowadzą - doprecyzował.
W dalszej części zeznań Szewczyk powiedział, że dowiedział się o reprywatyzacji już w 2006 roku. - Ale każdy [mieszkaniec - red.] działał wtedy indywidualnie. Jeździliśmy do ksiąg wieczystych, do ministerstwa skarbu i finansów. Pytaliśmy na przykład o możliwą indemnizację, chcieliśmy to sprawdzić - opisywał świadek.
Podkreślał, że lokatorzy mieli duże wątpliwości co do rzetelności zwrotu, zwłaszcza w zakresie prawidłowego ustalenia kręgu spadkobierców. Z jego wiedzy wynikało, że wielu spadkobierców zmarło - wielu miało zostać rozstrzelanych w getcie warszawskim.
Łukasz Kondratko, członek komisji z Prawa i Sprawiedliwości pytał o stan zamieszkania kamienicy przy Skaryszewskiej 11. Szewczyk powiedział, że "dziś w budynku zostało dziewięć osób", a początkowo było 22 lokatorów. Nadmienił jednak, że część osób przeprowadziła się do lokali zastępczych uzyskanych od gminy.
Lokator o warunkach w kamienicy
Z kolei Sebastian Kaleta (członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości) poruszył kwestię kuratorów, których w sprawie Skaryszewskiej ustanowiono dla sześciu osób. Ustanowiono ich dla nieznanych z miejsca pobytu beneficjentów reprywatyzacji. Kaleta chciał wiedzieć, czy świadek poznał tych lokatorów, czy z nimi rozmawiał, czy ma wiedzę, aby szukali osób, do poszukiwania których byli zobowiązani. Szewczyk odpowiedział krótko: - Nigdy do mnie nie dotarł żaden, nawet nie wiedziałem z początku, że tacy byli.
Robert Kropiwnicki (członek komisji z ramienia Platformy Obywatelskiej) zapytał z kolei świadka, czy starał się w ratuszu o zdobycie lokalu zastępczego. Szewczyk odpowiedział, że tak - dwukrotnie. I dodał, że obecnie czeka na rozpatrzenie wniosku.
Po członkach komisji głos przeszedł do przedstawicieli stron. Pełnomocniczka miasta mecenas Zofia Gajewska przypomniała, że w 2012 roku "postępowanie w sprawie zwrotu Skaryszewskiej 11 zostało zawieszone, a prezydent miasta zobowiązała strony do przekazania dowodów do uzyskania spadku". - Wie pan, jakie były losy tego zawieszenia? - pytała świadka. Szewczyk nie wiedział. - Sąd to uchylił i kazał sprawę dalej procedować - poinformowała mecenas.
12.42 Zakończyło się przesłuchanie Waldemara Szewczyka. Przewodniczący Patryk Jaki ogłosił przerwę do godziny 14.
14.00 Wznowiono posiedzenie komisji po przerwie i rozpoczęto przesłuchiwanie kolejnego świadka - Tadeusza Baczko, który według informacji komisji jest potomkiem jednego z właścicieli Skaryszewskiej 11.
Sebastian Kaleta (członek komisji z ramienia PiS) zapytał na wstępie, jakie jest powiązanie świadka z dawnymi właścicielami kamienicy. - Nie jestem zaangażowany w tę sprawę. W imieniu rodziny działa tu mój brat Aleksander i powołana do tego kancelaria prawna. Istnieje powiązanie między własnością kamienicy, a moimi przodkami. Moim pradziadkiem był Pinkus Usher Friedman, on miał dwóch synów i jeden był moim dziadkiem - tłumaczył Baczko.
Dopytywany przez ministra Kaletę czy kuratorzy, którzy mieli poszukiwać spadkobierców dawnych właścicieli kontaktowali się z nim lub jego bliskimi, powiedział, że nie. Pytany z kolei, czy wraz ze swoim bratem partycypowali w reprywatyzacji Skaryszewskiej 11, również zaprzeczył. - O samym fakcie dowiedziałem się w zeszłym roku. Wiem, że są jakieś możliwości kompensaty, ale nie wiem, jak to wygląda - odpowiedział Baczko.
Przedstawiciele stron pytali między innymi o wielkość udziałów, jakie rodzina świadka posiada w nieruchomości. Baczko wskazał, że "są to udziały niewielkie, rzędu pięciu procent".
Mecenas Przeciechowski natomiast - zadając pytania - weryfikował dokumentację uzyskaną w ratuszu w momencie poszukiwania spadkobierców Skaryszewskiej 11. W dokumentach znajdował się m.in. akt zgonu kobiety (Estery Herman), która - w mniemaniu urzędników - miała być matką zeznającego Tadeusza Baczko. Ten jednak zaprzeczył. Wskazał, że akt zgonu, w posiadaniu którego było Biuro Gospodarowania Nieruchomościami nie dotyczył jego matki, musiała tu zajść jakaś pomyłka.
Urzędniczka: liczba kuratorów wzbudziła wątpliwości
14.35 Zakończyło się przesłuchiwanie Tadeusza Baczko. Na salę wezwano kolejne świadka - Justynę Wójcik, urzędniczkę z dawnego Biura Gospodarki Nieruchomościami.
Świadek na wstępie zaznaczyła, że od wielu miesięcy przebywa na zwolnieniu lekarskim. - Na wszystkie pytania odpowiem, ale nie jestem bardzo przygotowana, zwłaszcza że nie mam dostępu do akt sprawy - powiedziała.
Kaleta pytał świadka, czy kwestia sześciu kuratorów w jednej sprawie nie wzbudziła jej wątpliwości. - Wzbudziła i było to weryfikowane. Ale wszystkie sprawy konsultowałam z moim kierownikiem i on decydował, co robimy dalej. Nigdy nie podejmowałam żadnej decyzji sama, nie jestem osobą decyzyjną - tłumaczyła się Wójcik.
W tym momencie głos zabrał mecenas miasta Bartosz Przeciechowski, który zaapelował do Sebastiana Kalety, aby nie wprowadzał świadka w błąd, bo kuratorów "było nie sześciu, lecz trzech - a ustanowionych dla sześciu osób".
Dalej Wójcik potwierdziła, że przygotowała projekt decyzji reprywatyzacyjnej w sprawie Skaryszewskiej 11. Nadmieniła jednak, że był on wiele razy zmieniany przez jej przełożonych: kierownika, naczelniczkę czy radcę prawnego.
Dopytywana, czy często miała do czynienia z kuratorami, przyznała, że takich przypadków nie miała w ogóle. - Z tego co pamiętam na tę chwilę, Skaryszewska 11 była jedyną sprawą z kuratorami - oświadczyła.
Łukasz Kondratko (rekomendowany przez PiS) zwrócił uwagę na inną kwestię: według niego, wniosek dekretowy dotyczący Skaryszewskiej 11 był opłacony za późno (kilkanaście dni po terminie). W związku z tym, jego zdaniem, w ogóle nie powinien być rozpatrywany. Świadek proszona o komentarz w tej sprawie, nie potrafiła udzielić precyzyjnej odpowiedzi.
- Wszystkie obowiązki, które wykonywałam, wykonywałam sumiennie. Jeśli popełniłam jakiś błąd, to dlatego, że jestem tylko człowiekiem - podkreśliła urzędniczka. - Z perspektywy czasu, jak widzę, co jest w tych sprawach, pewnie bym postąpiła inaczej - dodała.
Kondratko chciał też wiedzieć, czy ktoś z przełożonych Justyny Wójcik (lub ktoś inny z urzędu miasta) rozmawiał ze świadkiem o wtorkowym przesłuchaniu na komisji weryfikacyjnej. Kobieta odpowiedziała stanowczo, że taka sytuacja nie miała miejsca.
W dalszej części przesłuchania przedstawiciel PiS pytał - bardziej ogólnie - o zasady panujące w Biurze Gospodarki Nieruchomościami. Chciał wiedzieć, czy osoby trzecie (np. prawnicy będący przedstawicielami stron) mogli wejść do budynku BGN lub bezpośrednio do pokoju urzędników, którzy zajmowali się ich sprawą. Wójcik powiedziała, że takie sytuacje często miały miejsce (choć akurat nie w jej przypadku). Dopytywana o to, dlaczego tak było, odesłała ministra do byłych dyrektorów biura, czyli Marcina Bajko i Jerzego M.
Pytana zaś o praktykę wydawania decyzji zwrotowych, urzędniczka powiedziała, że "było polecenie przygotowania projektów dla dwóch decyzji w miesiącu". Sebastian Kaleta chciał, aby świadek doprecyzowała tę kwestię. Zwłaszcza, że w poprzednich przesłuchaniach pojawiała się informacja o konieczności wydania minimum 300 decyzji rocznie.
- Kiedy przyszłam do pracy w 2008 roku, to dyrektor Jakub R. faktycznie powiedział, że miało być 300 decyzji zwrotowych. Później, nie pamiętam w którym roku, ale za czasów już Jerzego M. pojawiła się informacja, że mają być dwie decyzje miesięcznie - wyjaśniła urzędniczka. Dodała, że na koniec miesiąca naczelniczka wysyłała maila z informacją, kto z tego obowiązku się nie wywiązał. Zaś ci, którzy się wywiązali, mieli być nagradzani w formie dodatków motywacyjnych.
Co ważne - jak wskazała Wójcik - pod uwagę brane były wyłącznie decyzje zwrotowe. Natomiast decyzje o odmowie zwrotu nie miały znaczenia.
Urzędniczka o praktyce przygotowania decyzji zwrotowych
15.53 Zakończyło się przesłuchanie miejskiej urzędniczki Justyny Wójcik. Komisja ogłosiła kilka minut przerwy.
Burmistrz przed komisją: nie wiedziałem o kuratorach
16.05 Po przerwie rozpoczęło się przesłuchanie burmistrza Pragi Południe Tomasza Kucharskiego.
Na wstępie burmistrz był pytany o to, czy mieszkańcy Skaryszewskiej zgłaszali mu problemy związane z reprywatyzacją budynku. Kucharski zapewnił, że nie. I dodał, że problemy zgłaszane przez lokatorów dotyczyły głównie złego stanu technicznego kamienicy (a nie spraw zwrotowych).
Kiedy minister Kaleta zaczął zadawać pytania związane z procedurą zwrotową, burmistrz wydał krótkie oświadczenie. Podkreślił w nim, że "urząd dzielnicy nie miał żadnych kompetencji w tym zakresie". - Postępowania administracyjne związane z dekretem Bieruta były we właściwości Biura Gospodarki Nieruchomościami. (…) Ponadto w maju 2016 roku główne akta własnościowe nieruchomości [przy Skaryszewskiej 11 - red.] zostały przekazane do centrali BGN na ulicę Starynkiewicza - rozwinął.
I dodał stanowczo: "Do urzędu dzielnicy nie wpłynął żaden dokument, który wskazywałby na nieprawidłowości w procesie reprywatyzacji".
W dalszej części przesłuchania burmistrz - już bardziej ogólne - wskazał, że na Pradze Południe po 2002 roku zreprywatyzowano 154 budynki z lokatorami. - Co się z nimi działo? - dopytywał Sebastian Kaleta. - W każdym wypadku, tam gdzie prawo pozwalało, udzielaliśmy pomocy - odpowiedział burmistrz.
Członek komisji chciał też wiedzieć, czy burmistrz rozmawiał na temat problemów lokatorów z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz. Kucharski odpowiedział, że nie pamięta takiej rozmowy, aczkolwiek wyraźnie zaznaczył, że jego zdaniem jednym z głównych powodów problemów jest "brak ustawy reprywatyzacyjnej mimo 23 projektów". - Problem istniał od lat, a nie rozpoczął się wraz z początkiem rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz - nadmienił.
Kaleta obstawał przy swoim. Chciał wiedzieć, dlaczego urzędników w dzielnicy nie zdziwiło, że jedna z osób, dla której ustanowiono kuratora, miała ponad sto lat. Kucharski zasłaniał się niewiedzą. - Od pana w tej chwili się tego dowiaduje - zapewnił.
Jako kolejny pytania zadawał Łukasz Kondratko. Pierwsza kwestia, która go interesowała to członkostwo burmistrza w Platformie Obywatelskiej (od jak dawna burmistrz jest jej członkiem). Kucharski przyznał, że "to nie ma nic do rzeczy" i nie wiąże się ze sprawą Skaryszewskiej. Podobne stanowisko przedstawił poseł PO i członek komisji Robert Kropiwnicki. - To pytanie jest bez sensu - skomentował i poprosił o jego uchylenie.
Prowadzący obrady Kaleta nie zgodził się na to. Wtedy burmistrz powiedział, że członkiem Platformy jest od początku jej istnienia, czyli od 2001 roku.
W dalszej części przesłuchania członkowie komisji zadawali burmistrzowi szereg pytań proceduralnych, związanych z przekazaniem budynku i konsekwencjami. Poseł Paweł Lisiecki (PiS) chciał wiedzieć m.in., skąd przedstawiciele późniejszych właścicieli Skaryszewskiej 11 znali dane osobowe mieszkających tam lokatorów (takie stwierdzenie padło we wcześniejszych przesłuchaniach - że dane zostało przekazane w 2011 roku, mimo że sama reprywatyzacja nastąpiła w 2015). Kucharski nie umiał jednak odpowiedzieć na to pytanie.
Lisiecki pytał także, czy to prawda, że nowi właściciele żądali od miasta odszkodowania za tzw. bezumowne korzystanie z lokali do dziesięciu lat wstecz. - Z tego co wiem, występowali - odpowiedział Kucharski i dodał, że we wniosku nie było jednak kompletnej dokumentacji i nie został rozpatrzony.
Robert Kropiwnicki z Platformy Obywatelskiej pytał z kolei, czy w sprawie Skaryszewskiej 11 toczyły się jakieś działania prokuratorskie. - Z informacji, które mam, toczyło się co najmniej jedno, a być może dwa postępowania - odpowiedział Kucharski. Nie był jednak w stanie podać konkretów. Kropiwnicki pytał też o zainteresowanie sprawą radnych Pragi Południe. Burmistrz odpowiedział, że było duże, o czym świadczyły liczne interpelacje właśnie w tej sprawie.
Poseł PO chciał też wiedzieć, ilu lokatorom ze Skaryszewskiej (i jak) miasto pomogło po przekazaniu kamienicy w prywatne ręce. Burmistrz powiedział, że dziewięć osób uzyskało pomoc i nowe lokale. Jeden wniosek został rozpatrzony negatywnie. - Mieliśmy też pewną trudną sytuację, gdyż jedna z mieszkanek uzyskała początkowo decyzję pozytywną, ale po analizie i uzyskaniu nowych informacji ta decyzja została uchylona - powiedział. Chodziło tu o Janinę Ryszko, która zeznawała we wtorek jako pierwsza i przyznała, że z nieznanych jej powodów została wykreślona z listy oczekujących na nowy lokal.
Oprócz wspomnianych wyżej, w stosunku do trzech wniosków urząd - jak wskazał Kucharski - "nadal prowadzi działania wyjaśniające".
Właściciel Skaryszewskiej przed komisją
18.05 Zakończyło się przesłuchanie burmistrza Kucharskiego. - Nie stawił się świadek Skorupka, dlatego informuję, że zakończyliśmy przesłuchiwanie świadków i przejdziemy do przesłuchiwania stron - poinformował Sebastian Kaleta, prowadzący obrady.
18.10 Rozpoczęło się przesłuchiwanie przedstawicieli stron. Jako pierwszy zeznawał Jacek Kucharski ze spółki Skaryszewska 11.
Pytania zaczął zadawać minister Kaleta, który chciał poznać udział Kucharskiego przy zwrocie Skaryszewskiej. - Osobiście prowadziłem negocjacje w celu nabycia nieruchomości, sprawdzałem jej stan techniczny, a po nabyciu dążyłem do zdobycia pozwoleń na budowę - odpowiedział. Doprecyzował, że spółka chciała wstrzymać się z remontem do czasu wyprowadzki lokatorów.
Dopytywany o dalsze plany dotyczące Skaryszewskiej odpowiedział, że zaczęła się już sprzedaż mieszkań i podpisano umowy rezerwacyjne dla 60 procent mieszkań.
Dalej Kaleta pytał o to, skąd spółka dowiedziała się o możliwości kupna nieruchomości przy Skaryszewskiej. - Została nam złożona propozycja przez pewną kancelarię - odpowiedział Kucharski. Powiedział też, że przedstawiciele spółki - przed transakcją - byli przekonani, że nabywają nieruchomość od spadkobierców, nie wiedzieli o kuratorach i kwestii sprzedaży roszczeń. Zgodnie z relacją strony, mieli się o tym dowiedzieć dopiero po kupnie.
To zdziwiło Kaletę, tym bardziej, że Kucharski przekonywał, że przed transakcją przeprowadzono audyt i ten nie wykazał nieprawidłowości.
Strona odniosła się też do kilku spraw poruszanych wcześniej przez lokatorów - zdementował m.in. wyjmowanie okien z ram budynku. A jeśli chodzi o chłód w lokalach, na który skarżyli się mieszkańcy, Kucharski powiedział, że wyziębienie powodowane jest głównie przez niezasiedlone pustostany. - W jednym z nich trzeba było zerwać podłogi ze względu na nieprzyjemny zapach, bo poprzednia właścicielka miała koty. Bez otwartych okien nie dało się przejść - opisywał.
Kaleta wrócił też do sprawy Janiny Ryszko (będącej pierwszym świadkiem). Właściciel spółki poinformował, że lokatorką ma wypowiedzianą umowę najmu z dwóch powodów. Po pierwsze, nie płaci ustalonego przez nowych właścicieli czynszu. A po drugie - jak doprecyzował Jacek Kucharski - za wykorzystanie swojego adresu w prowadzeniu działalności bez zgody właściciela. Chodziło tu o opisywane wcześniej stowarzyszenie lokatorów Skaryszewska 11, którego Ryszko była przewodniczącą.
Kaleta na koniec zapytał Jacka Kucharskiego, czy gdyby w chwili podpisywania umowy na kupno Skaryszewskiej 11 miał taką wiedzę, jaką ma dziś (np. o obecności kuratorów), to czy dokonałby tej transakcji. Przedstawiciel spółki odpowiedział krótko: na pewno nie.
Przez innych świadków komisji Kucharski był pytany m.in. o podwyżki czynszów i postępowania eksmisyjne wobec lokatorów. W pierwszej sprawie zeznający potwierdził, że takowe były. Jednak - co podkreślił - nowe stawki były nie większe niż dopuszczalne przez wojewodę (czyli do około 14 złotych za metr kwadratowy). Jeśli chodzi zaś o eksmisje, Kucharski powiedział, że były kierowane wobec trzech lokatorów, ale „z zapewnieniem lokalu zamiennego”. Przyczyną wniosku o eksmisje miał być grożący zawaleniem strop w lokalu zamieszkiwanym przez tych lokatorów.
Podczas zeznań Kucharski powiedział także, że kontakt z częścią lokatorów Skaryszewskiej 11 jest trudny. - Nasza ekipa remontowa miała otrzymywać pogróżki od lokatorów. Byli to głównie Ukraińcy, którym grożono, że zostaną wywiezieni - argumentował. Dopytywany przez komisję, czy były w tej sprawie składane zawiadomienia do organów ścigania, Kucharski odpowiedział, że nie. - Nie chcieliśmy powodować jeszcze większych konfliktów - oświadczył.
Ale dodał też, że inni mieszkańcy, którym spółka miała udzielić pomocy przy przeprowadzce „byli wdzięczni” i życzliwi. - Mieszkałem na Pradze, kiedy ich spotykałem, to dziękowali mi - powiedział.
19.15 Komisja zakończyła przesłuchanie Jacka Kucharskiego ze spółki Skaryszewska 11 i rozpoczęła przesłuchanie drugiego jej przedstawiciela - Jakuba Cukierskiego. Był on pytany jedynie o kilka kwestii niedoprecyzowanych przez poprzedniego członka zarządu spółki, jak chociażby o wysokość nakładów poniesionych na tę nieruchomość. Cukierski powiedział, że było to około 8,5 miliona złotych.
19.20 Komisja zakończyła przesłuchiwanie stron i świadków.
W końcowych oświadczeniach stron głos zabrała pełnomocniczka ratusza Zofia Gajewska. Mecenas zwróciła uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, mówiła o wspominanych często podczas posiedzenia kuratorach. - 20 grudnia 2012 roku prezydent Warszawy zawiesił z urzędu postępowanie w sprawie Skaryszewskiej i poprosił strony o doręczenie potwierdzenia do nabycia praw do spadku - powiedziała i wskazała, że przyczyną wątpliwości miała być właśnie obecność kuratorów. Sąd jednak - jak dodała mecenas - odrzucił to zawieszenie i nakazał dalej badać sprawę.
Druga kwestia to lokatorzy. - Ze Skaryszewskiej 11 przekazano [nowemu właścicielowi - red.] 20 lokali, z czego ośmiu rodzinom przyznano nowy lokal na czas nieokreślony, jedno gospodarstwo domowe otrzymało mieszkanie z TBS, wnioski z czterech gospodarstw są rozpatrywane przez miasto, zaś pięć rodzin nie złożyło żadnego wniosku do ratusza - wyliczała. I zarzuciła komisji weryfikacyjnej, że "tendencyjnie dobiera lokatorów". - Spośród kilkunastu osób wybieracie tych, którzy właśnie nie złożyli do miasta wniosku o nowy lokal. Nigdy przed komisją nie miał zaszczytu pojawić się lokator, który jest zadowolony, że dostał nowe mieszkanie - skomentowała mecenas.
19.40 Komisja zakończyła posiedzenie w sprawie Skaryszewskiej 11.
Kamienica przy Skaryszewskiej 11
Karolina Wiśniewska