Policja bada sprawę dziecka, które w środę samodzielnie wyszło z jednego z prywatnych przedszkoli na Ursynowie. Na szczęście zostało odnalezione kilkaset metrów od placówki. Firmie, która ją prowadzi, taka sytuacja nie zdarza się jednak po raz pierwszy.
Do zdarzenia doszło 24 lipca.
- Około 13 otrzymaliśmy informację od pracownicy jednego z przedszkoli na Ursynowie, że kilka minut wcześniej z placówki wyszedł trzyletni chłopiec, prawdopodobnie bez butów – powiedział Robert Koniuszy z komendy rejonowej policji.
Jak zaznacza, podano rysopis i ubiór dziecka i na tej podstawie funkcjonariusze "w ciągu pięciu minut znaleźli chłopca w parku, kilkaset metrów od placówki". - Dziecko zostało przekazane mamie, bez uszczerbku, całe i zdrowe - zaznacza Koniuszy.
Policja prowadzi dalsze czynności. Koniuszy podkreśla, że sporządzona została dokumentacja, a funkcjonariusze będą wyjaśniać, "kto i czy w ogóle dopuścił się przestępstwa z artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Nie pierwszy raz
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że chodzi o jedno z prywatnych przedszkoli przy al. KEN. Zadzwoniliśmy tam.
- Jeden z nauczycieli poinformował mnie, że, sprawując opiekę nad dzieckiem, doprowadził do niebezpiecznej sytuacji. Podjąłem decyzję o zawieszeniu go w obowiązkach do czasu wyjaśnienia sytuacji. To nastąpi w przyszłym tygodniu, jak wrócę do Warszawy - zapowiedział w rozmowie z tvnwarszawa.pl Krzysztof Olędzki, który prowadzi kilka przedszkoli na Ursynowie.
To nie pierwszy taki przypadek w prowadzonych przez niego placówkach.
W styczniu 2016 roku z przedszkola na Kabatach na ulicę wyszedł trzyletni Mikołaj. Była zima. Dziecko bez kurtki i butów dotarło niemal do ruchliwego skrzyżowania al. KEN z Wąwozową. Zatrzymała go mieszkanka pobliskiego osiedla. Olędzki oskarżył ją potem o... porwanie. Ostatecznie sam stanął przed sądem. Proces wciąż trwa.
Z kolei policja podaje teraz, że podobne zgłoszenie, także z placówki prowadzonej przez Olędzkiego, miała jeszcze w 2017 roku. - Prowadziliśmy czynności, ale zakończyło się odmową wszczęcia śledztwa z uwagi na brak znamion przestępstwa - przekazał nam Robert Koniuszy.
Jak ustaliliśmy, w tym ostatnim przypadku również chodziło o aleję KEN.
mp/ran/r
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock