11 lat temu witał syna-marynarza, który wrócił z długiego rejsu. Dzień później syn zniknął z jego życia na zawsze. Winny był on. Po alkoholu prowadził samochód. Uderzył w drzewo. Jego syn, który siedział w fotelu pasażera, miał tylko jeden uraz. Śmiertelny.
Stanisław Dziadewicz wiódł zwykłe życie. Prowadził firmę, miał rodzinę i działkę na Mazurach. Jego syn był marynarzem. Ich wspólnym zwyczajem było organizowanie hucznych spotkań, gdy chłopak wracał z morza. 11 lat temu też zorganizowali takie spotkanie. Dzień później, w ciągu kilku sekund, zmieniło się dosłownie wszystko.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że alkohol mógł zostać w organizmie. A został. Wsiedliśmy do samochodu, ja za kierownicę. Wyjechaliśmy z drogi gruntowej prowadzącej do działki. Prędkość była nieduża, około 50 kilometrów na godzinę. Z naprzeciwka jechał ford fiesta, w środku pięć osób. Unikając czołowego zderzenia, zahaczyłem kołem o nieutwardzoną powierzchnię - opowiada Stanisław Dziadewicz.
Prowadzony przez niego samochód terenowy obrócił się o 180 stopni i uderzył bokiem w drzewo. Syn kierowcy doznał tylko jednego urazu - pękła mu wątroba. To wystarczyło, by zmarł. Stanisław Dziadewicz miał znacznie więcej obrażeń, głównie złamania i potłuczenia. Ale - jak mówi - najgorsze było złamanie życia.
Sądy, szpitale, więzienie, samotność
- Brakuje tego kogoś, brakuje dziecka. Jest nostalgia, jest tęsknota za czymś, czego nie ma - mówi Dziadewicz. Opowiada, że dwa i pół roku spędził w szpitalu - leczył się psychiatrycznie. Dostał też wyrok za spowodowanie wypadku po alkoholu - trzy lata i cztery miesiące bezwzględnego więzienia.
Lekarze długo nie wyrażali zgody na odbycie kary. Za kratki trafił ostatecznie ponad dwa lata temu. Został mu jeszcze rok w więzieniu na Białołęce. - Straciłem wszystko - syna, rodzinę, zdrowie, wiele lat życia. Nadal nie wiem, co będę robił w przyszłości. Pewnie wrócę do jakiejś aktywności, prowadziłem działalność. Ale na razie nie jestem na to gotowy - przyznaje Dziadewicz.
Według mężczyzny istotne jest, by zdać sobie sprawę w z możliwych konsekwencji wsiadania za kierownicę. - To się może zdarzyć każdemu, niekoniecznie po alkoholu. Każdemu się zdaje, że te wszystkie wypadki i tragedie w ogóle go nie dotyczą, że akurat jego na pewno to ominie. Tymczasem może być zupełnie inaczej - zaznacza.
"Poznaj i zrozum ryzyko..."
"Spowiedź zabójcy drogowego" to początek kampanii "Raz, dwa, trzy... Zginiesz TY". Zorganizowały ją wspólnie Służba Więzienna, policja, Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Warszawie i Wojskowy Instytut Medyczny. Jak informują autorzy kampanii, to ciąg dalszy wcześniejszych działań edukacyjnych, w wyniku których powstał film edukacyjny ze scenariuszem zajęć, przeznaczony do realizacji w ośrodkach szkolenia, szkołach ponadgimnazjalnych, centrach kształcenia ustawicznego i szkołach wyższych.
Nowa odsłona kampanii ma służyć nie tylko edukacji dorosłych, ale i młodzieży. "To kampania społeczna skierowana do przyszłych i początkujących kierowców, ale również piratów drogowych, którzy zbieranie punktów karnych traktują jak hobby" - czytamy w materiałach organizatora. Zajęcia mają skupiać się przede wszystkim na pokazywaniu możliwych skutków brawury drogowej, niezapinania pasów bezpieczeństwa i prowadzenia po alkoholu lub narkotykach.
W ramach startu drugiej odsłony kampanii zaprezentowano jej nowy spot:
Marcin Chłopaś