Pomysł prywatyzacji KM pojawił się przed wakacjami, ale dyskusja wokół niego nie cichnie. We wtorek rozmawiali o nim goście "Miejskiego Reportera".
- Ten projekt zakłada poprawę finansów województwa. Priorytetem nie jest tutaj pasażer, a uzyskane fundusze – sugeruje Karol Trammer, ekspert rynku kolejowego.
Takich obaw nie ma Stanisław Biega z Zielonego Mazowsza. - Mogę podać przykład Anglii: tam kolej po prywatyzacji dostała ogromnego "kopa". W efekcie spółki przewożą coraz więcej pasażerów - przekonuje członek ZM. - Czerwone światełko zapala się za to, gdy pojawia się informacja, że spółka ma być sprzedana tylko za miliard złotych - dodaje.
Monopol na 15 lat
Jak przekonuje, KM rozwijają się w szybkim tempie, a zainteresowanie pasażerów ofertami spółki jest coraz większe. Do tego dochodzi fakt, że 90 proc. przewozów odbywa się w ramach aglomeracji warszawskiej. - Przypomnę, że Koleje Mazowieckie mają monopol przewozów na Mazowszu na 15 lat. Dlatego lepiej byłoby, żeby samorząd zlecił wykonywanie przewozów różnym przewoźnikom - mówi Trammer.
Ceny w rękach władz Mazowsza
Część osób obawia się jednak, że w efekcie prywatyzacji wzrosną ceny biletów i znikną linie, które nie są dochodowe. - Od grudnia 2009 obowiązuje rozporządzenie Unii Europejskiej, które mówi, że za ceny odpowiada organizator przewozów, czyli samorząd województwa. Po prywatyzacji, będzie musiał zaakceptować nowe cenniki - przekonuje Biega. Jego zdaniem władze województwa będą również decydowały o częstotliwości kursowania pociągów.
ran/roody