Powódź, która miała miejsce w mieście Moree w australijskiej Nowej Południowej Walii, zalała lokalne drogi i odcięła od świata ponad 2 tys. ludzi. Pozbawieni m.in. dostaw żywności Australijczycy czekają na dyspozycje władz.
Na drogach wiodących do Moree, miasta położonego w północno-zachodniej Nowej Południowej Walii, utknęły ciężarówki. Z pobliskich miasteczek w obawie przed nadejściem wielkiej wody powyjeżdżali mieszkańcy. Część z nich zdecydowała się pozostać w okolicy, jednak nie obyło się bez zabezpieczenia dobytku workami z piaskiem.
Władze nie wydają decyzji
Choć poziom wody jest wysoki, w rzece Mehi sięgnął już 10 metrów, władze powstrzymują się od podejmowania jakichkolwiek decyzji. Wzbudza to duże zaniepokojenie wśród obywateli, a miejscowy rząd pozostawia im wolną rekę.
- Wiedzą, co robić w razie powodzi, ponieważ przeżyli ich już w Moree wiele. Poradzą sobie tak, jak robili to w przeszłości - powiedział Mike Gallacher przewodzący lokalnemu Ministerstwu Służb Ratunkowych.
Potrzebna żywność
Wioska Garah leżąca na przedmieściach Moree została odcięta przez wodę od świata. Nie wydano żadnych dyspozycji odnośnie dostarczania tam drogą powietrzną żywności, a według meteorologów trudna sytuacja potrwa jeszcze przez najbliższy tydzień.
Autor: map//ŁUD / Źródło: Reuters TV