Zwycięzca może być tylko jeden. Pogrążona w wojnie Syria wybiera prezydenta


W pogrążonej w krwawym konflikcie Syrii rozpoczęły się wybory prezydenckie. Najpewniej wygra je obecny prezydent Baszar el-Asad. Głosowanie, które odbędzie się jedynie na terenach kontrolowanych przez reżim, opozycja i Zachód uważają za farsę. Wybory nadzorują obserwatorzy z Iranu, Rosji i Korei Północnej.

Oprócz Asada, który ubiega się o trzecią z rzędu 7-letnią kadencję, w wyborach wystartuje też dwóch innych kandydatów, biznesmen z Damaszku Hasan Abdallah al-Nuri oraz deputowany Maher Abdel-Hafiz Hadżdżar.

Teoretycznie będą to pierwsze od ponad pół wieku powszechne wybory prezydenckie w Syrii, chociaż ich wynik jest z góry przewidziany. Baszar el-Asad, a wcześniej jego ojciec Hafiz, byli zatwierdzani na najwyższy urząd w państwie w referendach prezydenckich. Obecny prezydent w referendum z 2000 r. uzyskał 97,29 proc. głosów; a w 2007 r. - 97,62 proc. Partia Baas, z której wywodzi się prezydent i która od ponad pół wieku zdominowała syryjską scenę polityczną, podczas kampanii apelowała do wyborców o ponowne głosowanie na Asada; wzywała, by "głosować nie tylko na prezydenta kraju, ale również na przywódcę (...), który stawi czoło wojnie, przywódcę stojącego u boku swego narodu". Wybory mają za zadanie przede wszystkim wzmocnić pozycję Asada w krwawej wojnie, którą chce on wygrać bez względu na cenę.

Pokojowy protest zmienił się w krwawą wojnę

Pokojowa rewolta rozpoczęta w marcu 2011 r. antyrządowymi protestami przerodziła się w wojnę domową, w której według syryjskich działaczy praw człowieka zginęło ponad 162 tys. ludzi, 2,5 mln uciekło z kraju, a 6,5 mln opuściło swoje domy. Perspektywa pokoju oddala się jednak coraz bardziej, zwłaszcza że wspomagana przez Katar i Arabię Saudyjską zbrojna opozycja podzielona jest jak nigdy wcześniej; walczy nie tylko z reżimem ale również miedzy sobą. Ponadto na północy i zachodzie kraju trwają starcia między dżihadystami, w tym między Islamskim Państwem Iraku i Lewantu a związanym z Al-Kaidą Frontem al-Nusra. Ale reżim w Damaszku od początku konfliktu nie uznawał pokojowej kontestacji w społeczeństwie i zawsze mówił o "uzbrojonych terrorystach", którzy działają w ramach "zagranicznego spisku".

Hasan Abdallah al-Nuri, zapytany, jak doprowadzić do zakończenia wojny, deklarował w czasie kampanii, że gotów jest negocjować z grupami zbrojnymi, ale "nigdy z ugrupowaniami terrorystycznymi".

Nie wszędzie można głosować

Według oficjalnej agencji Sana 28 maja w syryjskich ambasadach za granicą zagłosowało 95 proc. zarejestrowanych tam Syryjczyków. Głosować nie mogli jednak Syryjczycy, którzy "nielegalnie opuścili kraj". Przeciwko wyborom w niedzielę manifestowali syryjscy uchodźcy w Libanie i Turcji. "Nie możemy głosować na kogoś, kto zabijał nasze kobiety i dzieci i zniszczył nasze domy" - mówił jeden z kilkuset protestujących w niedzielę w libańskiej wsi Kusza na północy kraju. Na głosowanie na swym terytorium nie zezwoliły Francja, Niemcy i Belgia - podaje AFP. Podobnie, według władz w Damaszku, głosowania u siebie zakazały Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Przedstawiciel Iranu, który jest sojusznikiem reżimu w Damaszku, poinformował w niedzielę, że wybory nadzorować będą delegacje z dziewięciu państw, w tym z Iranu, Rosji, Ugandy i Zimbabwe.

Tylko tam, gdzie reżim

Według ministerstwa spraw wewnętrznych do wyborów uprawnionych jest 15 milionów Syryjczyków w tym 22-milionowym kraju. Jednak głosowanie odbędzie się jedynie na terenach kontrolowanych przez reżim. Syryjska prasa pisze o wzmocnieniu od niedzieli środków bezpieczeństwa w syryjskich miastach w celu - jak wyjaśniano - ochrony wyborców i lokali do głosowania przed ewentualnymi atakami.

[object Object]
Wielu Syryjczyków wymaga pilnej pomocy humanitarnejReuters
wideo 2/22

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: