"Parada hańby" w Doniecku na łamach rosyjskich mediów. "Ci ludzie zabili w nas Ukraińców!"

"Parada jeńców" w Doniecku i "Parada w czasach zarazy" w Kijowie - o tym pisały rosyjskie mediarg.ru, kp.ru, Facebook.com/Boris.Nemtsov

"Parada hańby", która przeszła w niedzielę ulicami Doniecka, wywołała lawinę komentarzy w rosyjskich portalach społecznościowych. Co ciekawe, relacja z "pochodu jeńców wojennych", który - jak uznał rosyjski minister spraw zagranicznych - "wcale nie był upokarzający", nie znalazła się na pierwszych stronach gazet i portali informacyjnych. Większą uwagę mediów przykuła defilada wojskowa w Kijowie, nazwana "paradą w czasach zarazy".

Jak informuje "Komsomolskaja Prawda", na głównym placu Doniecka - pl. Lenina - zebrało się około pięciu tysięcy mieszkańców miasta.

"Dla wymarłego Doniecka to kolosalna liczba, która zaszokowała nawet samych zebranych. Wielu mówiło, że ich znajomi też chcieli przyjechać, ale po prostu się przestraszyli - poranny ostrzał szpitala udowodnił, że ukraińska artyleria z łatwością sięga centrum. Nie można było liczyć na to, że ludzie, całodobowo ostrzeliwujący dzielnice mieszkalne, nie wykorzystają okazji, by zlikwidować za jednym zamachem kilka setek 'terrorystów'. Dokładnie o godz. 14 prowadzący oświadczył, że antyfaszystowski meeting uważa za otwarty i powiedział kilka gorzkich słów: - Za chwilę zobaczycie ludzi, którzy zabijają nas i ostrzeliwują nasze miasto. A na dodatek ci ludzie zabili w nas Ukraińców. Odtąd jesteśmy Rosjanami! - Rosjanami! - odkrzyknął plac tak głośno, że z klombów w niebo wzleciały gołębie".

Tak opisuje sprawę korespondent "Komsomolskiej Prawdy" Aleksandr Koc, nagrodzony przez prezydenta Władimira Putina za "obiektywne przedstawianie wydarzeń na Krymie". Kilka miesięcy temu został wydalony z Ukrainy przez tamtejszą służbę bezpieczeństwa (SBU) z pięcioletnim zakazem wjazdu za "kłamliwe reportaże i wspieranie separatystów w Słowiańsku", zdołał jednak przedostać się do obwodu donieckiego przez jeden z niekontrolowanych przez Ukraińców punktów granicznych.

"Cały marsz trwał 5-7 minut. Po ulicy klinem jechały trzy polewaczki, zmywając na pobocze śmieci, pomidory i skorupki jajek. Takie same polewaczki jeździły za kolumnami po przemarszu wziętych do niewoli faszystów w 1944 roku. Ktoś rzucił pod nogi jeńców dwie flagi - Prawego Sektora (radykalna nacjonalistyczna prawicowa organizacja - red.) i żółto-błękitną. Flagi przylepiły się do asfaltu. Któryś z bojowników podniósł mokre ścierki końcówką lufy i przeciągnął na pobocze" - pisze dalej korespondent, relacjonując przy okazji, że ludzie skandowali "Faszyści", a niektórym puszczały nerwy i rzucali w jeńców m.in. butelkami z wodą. "Ci, którzy szli z przodu, dostawali słabiej" - ocenia Koc.

Praga '68 czy Moskwa '44?

"Moskowskij Komsomolec" zauważa, że wielu internautów w portalach społecznościowych wyrażało oburzenie tym widowiskiem. "Zdaniem osób nie zgadzających się z przekonaniami bojowników i ich zwolenników, zachowanie 'separatystów' to średniowieczne barbarzyństwo i absurd (uważają, że dziwne jest nazywanie jeńcami obywateli Ukrainy, znajdujących się w ukraińskim mieście).

Pojawiają się porównania dzisiejszych zdjęć do archiwalnych nagrań z Pragi z 1968 roku, na których widnieją radzieccy wojskowi i nieuzbrojeni miejscowi (to zapewne aluzja do rzekomego udziału rosyjskich wojskowych w konflikcie w tym regionie). Ci, którzy popierają bojowników porównują dzisiejszą akcję pokazową do słynnego marszu z 1944 roku, gdy po Moskwie przeprowadzono wziętych do niewoli niemieckich żołnierzy i oficerów" - czytamy w "Moskowskim Komsomolcu".

"Parada w czasach zarazy"

Państwowa "Rossijskaja Gazieta" nie odnotowała haniebnego przemarszu, zorganizowanego przez władze samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Sporo miejsca poświęciła jednak "paradzie w czasach zarazy", która odbyła się w Kijowie "mimo zaczynającego tworzyć się na Ukrainie antywojennego ruchu", który w przeddzień Dnia Niepodległości "przekształcił się w akcję protestu 'Nie dla parady opartej na krwi'. Po dziesięciu minutach po rozpoczęciu pikiety pod stadionem im. Łobanowskiego wszyscy uczestnicy - kilkudziesięciu młodych ludzi - znalazło się w milicyjnych 'sukach'" - pisze "Rossijskaja Gazieta".

W Rosji w Dniu Niepodległości Ukrainy policja zatrzymywała ludzi, którzy wyszli na ulice tamtejszych miast z ukraińskimi flagami - o tym jednak dziennik nie napisał.

Fala oburzenia w sieci

Tymczasem rosyjscy opozycjoniści i blogerzy jednoznacznie wyrazili opinię o zorganizowanym przez "władze DRL" marszu.

"Chyba nawet Hitler nie urządzał w Berlinie marszu radzieckich jeńców 7 listopada. A putinowscy separatyści postanowili całemu światu pokazać, jakimi są łajdakami (...). U normalnych ludzi ci bojownicy DRL nie mogą wywoływać żadnych uczuć poza nienawiścią" - napisał Borys Niemcow, szef opozycyjnej partii Sojusz Sił Prawicowych.

Natomiast bloger Andriej Chochłow stwierdził: "Wzięci do niewoli żołnierze ukraińskiej armii na ulicach Doniecka to początek wojny symboli. A to oznacza, że zmierzamy w stronę scenariusza jugosłowiańskiego. Sytuacja jest bardzo zła. Najwyraźniej nawet po zakończeniu wojennej fazy operacji konflikt będzie trwał na poziomie kulturowym".

Jeden z internautów ocenił z kolei: "Nie udało się zrekonstruować parady faszystów w Doniecku. W 1944 roku obywatele nie bili jeńców i nie rzucali w nich kamieniami".

Autor: asz//rzw/kwoj / Źródło: kp.ru, Facebook.com, vesti.ru, rg.ru, mk.ru

Źródło zdjęcia głównego: rg.ru, kp.ru, Facebook.com/Boris.Nemtsov

Raporty: