Godzina policyjna odwołana, demonstranci chcą rozmawiać

Aktualizacja:

Władze Tajlandii zrezygnowały z wprowadzenia, zapowiadanej wcześniej, godziny policyjnej w niektórych częściach Bangkoku. Protestujący deklarują, że są otwarci na rozmowy z rządem. W starciach antyrządowych demonstrantów z tajlandzkimi siłami porządkowymi zginęło od czwartku 25 osób.

Tajlandzkie władze informowały, że chcą wprowadzić godzinę policyjną od niedzieli, od godz. 11 wieczorem czasu lokalnego do godz. 5 rano. Miała być wprowadzona w pobliżu głównych miejsc demonstracji.

Nieco później władze jednak zrezygnowały z tych planów. - Stosowanie takich środków nie jest jeszcze konieczne (...) - oświadczył generał brygady Aksara Kerdphon podczas konferencji prasowej.

Gotowi na negocjacje

Z kolei przywódca protestujących zapowiedział, że są oni gotowi na negocjacje z rządem. Postawili jednak warunek: natychmiastowe wycofanie się służb porządkowych z ulic Bangkoku. - Apelujemy do rządu o przerwanie ognia i wycofanie wojsk. Jesteśmy gotowi na natychmiastowe (negocjacje) - oznajmił Nattawut Saikai.

Jak dodał, protestujący chcieliby również, aby w negocjacjach udział wzięli przedstawiciele ONZ. - Chcemy ONZ (...), bo nie ufamy nikomu innemu. Nie ma w Tajlandii grupy, która byłaby wystarczająco neutralna - powiedział.

I dodał: - Nie mamy innych warunków. Nie chcemy więcej strat.

Chaos w Bangkoku

W niedzielę w dalszym ciągu trwają walki. Według agencji Reutera, jedna osoba została postrzelona w głowę.

Od soboty setki protestujących zebrało się w dzielnicy Klong Toey. Wielu z nich zostało rannych w starciach z siłami porządkowymi. Demonstranci rzucali kamieniami i koktajle Mołotowa.

W ciągu trwających od czwartku starć zginęło 25 osób, 215 kolejnych zostało rannych.

Pięć tygodni

Protesty w Bangkoku trwają już kilka tygodni. Akcję prowadzą przedstawiciele uboższych warstw społeczeństwa. Oskarżają oni urzędujące władze o to, że lekceważą ich interesy. Domagają się ustąpienia premiera Abhisita Vejjajiva i przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Ze względu na ubiór nazywani są "czerwonymi koszulami".

Protestujący zarzucają obecnej koalicji rządowej, że doszła do władzy dzięki manipulacjom sądowym i poparciu wojskowych. Większość demonstrantów to zwolennicy obalonego w 2006 roku premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.

Źródło: PAP, Reuters, Huffington Post, tvn24.pl