Didżeje przemian, kurs salsy, 700 porcji kawy. Życie mieszkańców Mińska w dobie protestów

Źródło:
PAP
Grupa zamaskowanych i uzbrojonych w pałki mężczyzn zbliża się do mińskiej kawiarni (archiwum)
Grupa zamaskowanych i uzbrojonych w pałki mężczyzn zbliża się do mińskiej kawiarni (archiwum)TUT.BY
wideo 2/22
Grupa zamaskowanych i uzbrojonych w pałki mężczyzn zbliża się do mińskiej kawiarni TUT.BY

Od 9 sierpnia na Białorusi, kiedy odbyły się w tym kraju wybory prezydenckie, trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyników. Manifestacje są tłumione przez wojsko i milicję, a demonstranci zatrzymywani przez funkcjonariuszy. W tle, w codziennym życiu mieszkańców, także dzieją się rzeczy niezwykłe. "Popatrzyłam na pięknych ludzi i wspaniale spędziłam czas" - napisała jedna z internautek.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Codzienne spotkania, wspólne słuchanie muzyki, tańce i walka o flagi to nowa rzeczywistość mińskich podwórek w epoce protestu. W sytuacji, gdy władze blokują place, ludzie integrują się na swoich osiedlach. Jednym z nich jest podwórko na ulicy Czerwiakowa w Mińsku, które zna już cała Białoruś, a mieszkańcy obwołali je "najbardziej legendarnym" w stolicy. Co się na nim dzieje, można obejrzeć na instagramowym profilu Plac Przemian.

Na ścianie jednego z budynków otaczających placyk namalowano mural przedstawiający "didżejów przemian": Kiryła Hałanaua i Uładzisława Sakołouskiego. Ci młodzi pracownicy jednego z domów kultury stali się znani, gdy 6 sierpnia w czasie zorganizowanej przez władze imprezy puścili słynną piosenkę "Pieremien" (Chcemy zmian) zespołu Kino.

Hałanau i Sakołouski trafili do aresztu - jeden na pięć, drugi na 10 dni, a potem wyjechali z Białorusi w obawie przed dalszymi represjami. Pozostali jednak uwiecznieni na ścianie na mińskim podwórku. Regularnie znikają, bo mural jest ciągle zamalowywany przez służby komunalne, ale potem pojawiają się znowu – mieszkańcy podwórka starannie zmywają kryjącą wizerunki farbę.

Spotkania towarzyskie i wydarzenia kulturalne na podwórkach

To właśnie pod tym muralem i wiszącą nad nim tabliczką "Plac Przemian" codziennie spotykają się mieszkańcy. W niedzielę wieczorem odbywał się tu kurs salsy, zorganizowany wspólnie z zaprzyjaźnionym studiem tańca. Dla tych, którzy niezbyt czuli latynoskie rytmy, na drugim końcu podwórka brodaty bard śpiewał piosenki po białorusku, wzbudzając entuzjazm zgromadzonych.

CZYTAJ WIĘCEJ O AKTUALNEJ SYTUACJI NA BIAŁORUSI NA PORTALU TVN24.PL >>>

W tym czasie po podwórku, które jest też placem zabaw, biegały dzieci. Ktoś wyszedł z psem, ktoś inny z historyczną, przygarniętą przez środowiska opozycyjne biało-czerwono-białą flagą. OMON jeszcze tu nie dojechał, chociaż w tym samym czasie patrole kontrolowały już podwórka w dzielnicy Nowaja Borowaja, gdzie również co wieczór spotykają się mieszkańcy i tętni życie społeczno-polityczne. Władzom się to nie podoba.

O bili mnie, ale dość lekko – powiedział Polskiej Agencji Prasowej chłopak z Hongkongu, którego wcześniej OMON zatrzymał po proteście przed pałacem prezydenckim, gdy robił zdjęcia. Przyszedł na Czerwiakowa, bo słyszał, że to "fajne podwórko". - Tłumaczyłem im (OMON-owi - red.), że jestem turystą – mówił, śmiejąc się. Został wypuszczony.

- U nas biją mocniej i gaz mają też mocniejszy. Ten tutaj tylko trochę mnie podrapał w gardle – wyjaśniał.

Władze nasiliły taktykę zastraszania protestujących

Białoruska milicja oraz wojsko nasiliły taktykę zastraszania protestujących i ostro przerywają manifestacje, dokonując zatrzymań. MSW powtarza wciąż, jak poważnym "złamaniem prawa" jest udział w nielegalnych akcjach, i wzywa do opamiętania się.

Wyjście na ulicę to groźba aresztu, dostania pałką, a także późniejszych konsekwencji, włącznie z zarzutami karnymi czy utratą pracy. Dlatego ludzie coraz częściej integrują się w swoich dzielnicach i na podwórkach. Powstają nowe osiedlowe czaty w Telegramie.

Na jednym z podwórek w dzielnicy Uruczcza, przy domach, które przylegają do jednostki wojskowej, pojawił się w niedzielę wóz straży pożarnej ze wsparciem funkcjonariuszy OMON-u. Ta "brygada specjalna" przybyła w trybie pilnym, by zdemontować rozwieszoną nad podwórkiem biało-czerwono-białą flagę.

- O, przyjechali walczyć ze złem – rzucił ktoś z mieszkańców. Wszystko poszło sprawnie, strażak z OMON-owcem wjechali na drabinie na potrzebną wysokość. Funkcjonariusz zdjął flagę. W tym czasie w oknach i na podwórku ustawili się gapie.

- My za to płacimy – powiedziała jedna z kobiet. - Lekarz na intensywnej terapii zarabia 600 rubli (około 900 zł - red.) i jeszcze musi z tego oddać 13 procent podatków na tych "bohaterów" – kiwnęła głową w kierunku milicji, która przyjechała busem, jak zwykle bez numerów rejestracyjnych.

Nie wszędzie ściąganie flag idzie tak łatwo. Na mińskim osiedlu Kaskad doszło 5 września do poważnej konfrontacji mieszkańców z siłami milicji, strażakami i nawet przedstawicielami władz miejskich. Pomimo prób nie udało się zdemontować wszystkich flag.

Flagi biało-czerwono-białe wiszą już w wielu oknach i na balkonach. Na podwórkach wieczorami słychać piosenki "Chcemy zmian" i "Mury". Ludzie skandują z okien, świecą latarkami. Do późnych godzin słychać okrzyki "Niech żyje Białoruś!".

700 kaw dziennie. Kolejka przed kawiarnią zdewastowaną przez tajniaków

- Wydaliśmy wczoraj 700 porcji kawy – powiedział portalowi TUT.by właściciel kawiarni O’Petit w Mińsku. W niedzielę podczas rozpędzania demonstrantów tajniacy wybili w niej szybę w drzwiach. Mieszkańcy Mińska pospieszyli na pomoc.

CZYTAJ WIĘCEJ: Szukali schronienia w kawiarni. Zamaskowani napastnicy z pałkami wyciągnęli ich siłą >>>

Od rana we wtorek przed kawiarnią, podobnie jak dzień wcześniej, ustawiła się kolejka kilkudziesięciu osób. W ten sposób mieszkańcy Mińska okazują solidarność właścicielom kawiarni.

"Wczoraj kilku ludzi pełnych nienawiści i w maskach rozbiło tu szybę, żeby założyć kajdanki dwójce ludzi. Dzisiaj, w tym samym miejscu: kolejka na półtorej godziny, tylko w czasie mojego pobytu trzy osoby zaproponowały bezpłatną wymianę szyby, spotkałam czterech znajomych, popatrzyłam na pięknych ludzi i wspaniale spędziłam czas" – napisała w poniedziałek na Facebooku mieszkanka Mińska Kaciaryna.

Incydent w mińskiej kawiarni, gdzie szukali schronienia protestujący
Incydent w mińskiej kawiarni, gdzie szukali schronienia protestujący

Pracownicy pogotowia wodnego zatrzymani za wyciąganie z wody demonstrantów

W niedzielę pracownicy pogotowia wodnego w Mińsku wyciągali z wody demonstrantów, którzy w ucieczce przed siłami OMON-u wskoczyli do rzeki Świsłoczy. Niezależny portal TUT.by przekazał we wtorek, że pracownicy najpierw trafili na komisariat, a potem do aresztu.

Portal podał tę informację, powołując się na rodzinę i znajomych ratowników. W poniedziałek nie było jeszcze wiadomo, kiedy odbędą się procesy. Rzeczniczka komendy stołecznej potwierdziła, że ratownicy zostali zatrzymani w ramach postępowania administracyjnego.

NEXTA. Marsz Jedności na ulicach Mińska
Marsz Jedności na ulicach MińskaNEXTA_TV

Według krewnych pretensje organów ścigania mogą dotyczyć tego, że ratownicy nie przekazali uratowanych osób funkcjonariuszom OMON-u.

Jeszcze w niedzielę pojawiły się informacje o ludziach wskakujących do Świsłoczy. Tego dnia w Mińsku było dość chłodno, padał deszcz, a temperatura wynosiła kilkanaście stopni Celsjusza.

633 zatrzymanych uczestników "nielegalnych zgromadzeń" w niedzielę

W niedzielę w Mińsku odbył się ponad stutysięczny marsz jedności, którego uczestnicy protestowali przeciwko sfałszowaniu wyborów. Po zakończeniu demonstracji, gdy jej uczestnicy już prawie się rozeszli, rozpoczęły się masowe zatrzymania w różnych miejscach w centrum. Dokonywali ich funkcjonariusze OMON-u oraz nieoznakowani mężczyźni w strojach cywilnych i w maskach. MSW podało, że w niedzielę w całym kraju zatrzymano 633 uczestników "nielegalnych zgromadzeń".

- Skakaliśmy (do wody - red.), ponieważ inaczej zostalibyśmy zatrzymani – powiedział jeden z mężczyzn TUT.by.

Autorka/Autor:pp//rzw

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: