Mandaty są za niskie, a policja za mało aktywna? A może politycy boją się wprowadzać śmiałe i niepopularne rozwiązania, dzięki którym polskie drogi przestaną być jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie? Jak za granicą radzą sobie z pijanymi kierowcami? I jakim cudem fińska policja ukarała kierowcę mandatem na pół miliona złotych? Co zrobić, żeby śmierci na drogach było mniej? Odpowiedzi szukamy razem z ekspertami.
Wsiadasz do samochodu? Jest szansa, że zginiesz. To oczywiste, w końcu każda, nawet najbezpieczniejsza aktywność łączy się z jakimś ryzykiem; trudno się z tym nie pogodzić. Trudniej jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, że korzystając z dróg w Polsce, narażamy swoje życie ponad trzy razy bardziej, niż gdybyśmy zrobili to w Szwajcarii, Norwegii czy Szwecji. Taka, mocno niepokojąca rzeczywistość wyłania się z danych za rok 2019, które opublikował Eurostat. Na milion Polaków na drogach średnio ginie 77 osób. W Szwajcarii ofiary są średnio 22, w Szwecji tyle samo, a w Norwegii - 20.
To nie jest tak, że odstajemy od prymusów: że u nich jest niezwykle bezpiecznie, a u nas przeciętnie. Nie - jesteśmy na smutnym podium państw Unii Europejskiej, gdzie o śmierć na drodze najłatwiej. Gorzej jest tylko w Bułgarii (90 zgonów) i Rumunii (96 ofiar śmiertelnych na milion mieszkańców). A jaka jest średnia? Statystycznie w Unii Europejskiej zgonów na drodze jest 51 na milion mieszkańców.
Z liczbami jest tak, że mówią one niewiele, dopóki nie ubierze się ich w przykłady. Zatem - gdybyśmy byli europejskim średniakiem w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego - zamiast 2491 ofiar wypadków, w 2020 roku byłoby ich 1650. Czyli 841 osób wciąż by żyło.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam