Premium

Tak pigułka gwałtu hamuje twój mózg

Zdjęcie: Shutterstock

"Piwo wypadło mi z ręki, straciłam w niej czucie". "Chciałam wstać, ale nogi miałam jak zabetonowane". "Oczy miałem otwarte, patrzyły, ale nic nie widziałem". "Potem już tylko czarna dziura, pamiętam tylko szczecinę na ciele. Słyszałam, jak ktoś zamyka drzwi".

Są młodzi. Pełni życia. Kochają je, mimo że wszyscy są przekonani, iż podczas zabawy na mieście ktoś podał im pigułkę gwałtu. X, Y, Z najedli się tylko strachu, bo ktoś się zorientował, pomógł. Q została sama, padła ofiarą gwałtu. 

Wystarczy kilka kropel. Bo pigułka gwałtu wcale nie musi być proszkiem. Jest nim coraz rzadziej. Wstrzykiwana strzykawką albo podana "na słomce" nie ma koloru ani zapachu. Nie ma też smaku, choć Z twierdził, że drink wydał mu się "trochę jakby gorzki". Błyskawicznie tworzy roztwór z dowolnym płynem, który już kilka minut po wypiciu hamuje pracę mózgu. Pojawia się rozkojarzenie, utrata możliwości realnej oceny sytuacji. Wyłącza się pamięć krótkotrwała i zdolność łączenia faktów. Kwestią czasu jest utrata przytomności. W najgorszych przypadkach nawet śmierć. 

Czym jest tak zwana pigułka gwałtu? Czy fakt, że jakikolwiek ślad po niej znika z organizmu po kilku godzinach od podania oznacza, że jesteśmy bezradni, a przestępcy, którzy ją podają, bezkarni? 

- Walka jest nierówna, ale nie niemożliwa do wygrania - mówi dr Anna Trynda, chemiczka z Centrum Nauk Sądowych Uniwersytetu Warszawskiego, od ponad 20 lat związana z kryminalistyką. Przez wiele lat współpracowała z Europolem i Cepolem (Agencja Unii Europejskiej ds. Szkolenia Organów Ścigania) w zakresie likwidacji nielegalnych laboratoriów narkotykowych.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam