Premium

"Próbowaliśmy śpiewać kolędy, żeby było prawie normalnie. Nie dało się"

Zdjęcie: Maren Winter/Shutterstock

Babcia Marty zmarła w Boże Narodzenie, mama Agnieszki - w dniu, w którym kupowała choinkę. Dla Izy to będą pierwsze święta po śmierci partnera, z którym spędziła prawie 35 lat. Dla Oli, która nie zdążyła się pożegnać z mamą, również.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałabyś/chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc - zarówno dzieciom, jak i dorosłym - znajdziesz TUTAJ.

Mama Oli choruje na cukrzycę, ma problemy z sercem. Jej bliscy boją się, że zarazi się koronawirusem. Udaje się przez prawie rok.

- Na początku lutego mama poczuła się źle, miała problemy z oddychaniem - zaczyna swoją historię Ola. Tydzień później do pani Haliny przyjeżdża wymazobus.

Ola: - Wynik pozytywny. Cios.

22 lutego, w poniedziałek dzwoni lekarka z przychodni, pyta o samopoczucie. Zaleca lek przeciwgorączkowy i każe dzwonić, gdyby stan się pogorszył. Później przychodzi zamówiony pulsoksymetr. Ola kontroluje, żeby tata co cztery godziny podawał jej wynik. W czwartek saturacja spada do 78 procent. Prawidłowa to co najmniej 95. Operator numeru 112 wysyła karetkę.

Po przyjęciu pani Haliny do szpitala Ola odbiera telefon od lekarki. - Jak można doprowadzić mamę do takiego stanu? Ona ledwo oddycha - słyszy w słuchawce.

- Przecież zrobiłam wszystko, co mogłam - mówi Ola. - Przywieźliśmy dokumenty i badania mamy. Najpierw włożyłam je do kartonu, potem do jeszcze większego kontenera. Czekałam później już tylko nerwowo na telefon.

Lekarka przeprasza za emocjonalny komentarz. Ale uważa, że już miesiąc wcześniej kobieta powinna trafić do szpitala.

Ola: - W nocy z piątku na sobotę zadzwoniła mama. Poprosiła, żebym coś jej kupiła, bo coś czuje, że jest źle. To była nasza ostatnia rozmowa.

27 lutego lekarka informuje Olę o podłączeniu jej mamy pod respirator. Codziennie o 12 bliscy mogą dzwonić i pytać o stan pani Haliny. Więc dzwonią. Mama Oli walczy. W niedzielę, 7 marca ma saturację na poziomie 65 procent, praca serca jest w normie.

Ola razem z mamą i córkąArchiwum prywatne

W poniedziałek, 8 marca Ola jest w pracy. Jak każdego dnia w południe sięga po telefon. "Mam dla pani wiadomość" - usłyszałam w słuchawce. Mama zmarła o 17 w niedzielę. Głos w słuchawce przeprosił, że nikt wcześniej nie zadzwonił. - Nie mieli czasu - relacjonuje Ola.

Święta to wyjątkowo przykry dla niej czas. Wciąż nie umie pogodzić się ze śmiercią mamy.

- Dla mnie te święta to nie święta. Nie chcę dostawać żadnych życzeń. Na wigilię przyjdzie do nas tylko tata - mówi. - Święta zawsze robiłyśmy razem z mamą. Z telefonem w ręku chodziłam między alejkami w sklepie i rozmawiałam z nią, co kupić, wysyłałam zdjęcia tego, co już mam. Teraz co drugi dzień jeżdżę na cmentarz, żeby z nią porozmawiać.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam