Na niebie nad Ukrainą strącono już ponad 80 rosyjskich samolotów i prawie sto śmigłowców - twierdzi strona ukraińska. W jaki sposób zwalczane jest rosyjskie lotnictwo? - Wiele wskazuje, że Ukraińcy prowokują Rosjan - ocenia pułkownik rezerwy Robert Stachurski, doświadczony przeciwlotnik. W rozmowie z tvn24.pl wyjaśnia ukraińską taktykę i wskazuje błędy popełnione na początku inwazji. Mówi też, jaką rolę w obronie powietrznej odgrywają cywile.
Od 24 lutego Ukraina broni się przed rosyjską inwazją. Siły zbrojne Rosji atakują cele cywilne i wojskowe. Mimo upływu kolejnych tygodni agresorowi nie udało się wkroczyć do Kijowa. Według opublikowanych we wtorek szacunków Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy straty Rosjan to ponad 13 500 żołnierzy, a także 81 samolotów, 95 śmigłowców i 36 zestawów obrony powietrznej. Należy jednak pamiętać, że na wojnie każda ze stron zazwyczaj zawyża straty przeciwnika.
Jak radzi sobie ukraińska obrona powietrzna? Jakie błędy popełniły obie strony konfliktu? Zapytaliśmy o to pułkownika rezerwy Roberta Stachurskiego, byłego dowódcę 60 dywizjonu rakietowego Obrony Powietrznej, a następnie szefa obrony powietrznej w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. To właśnie ta wojskowa instytucja na co dzień odpowiada za ochronę granicy państwowej w przestrzeni powietrznej. Na lądzie i morzu zajmuje się tym Straż Graniczna.
Jeśli chodzi o naziemną obronę powietrzną, siły zbrojne Ukrainy - zwraca uwagę pułkownik - przed rosyjskim atakiem dysponowały głównie poradzieckim sprzętem zgromadzonym przede wszystkim w ramach sił powietrznych, a także - do obrony wojsk własnych - w siłach lądowych. Największym zasięgiem dysponowały zestawy rakietowe S-300 i Buk M1 - odpowiednio do 75 i 50 kilometrów (w obu wypadkach maksymalna wysokość to 25 kilometrów). W wojskach lądowych były także zestawy rakietowe, takie jak Osa i Strzała-10, a także rakietowo-artyleryjska Tunguska i artyleryjska Szyłka, pamiętająca lata 60. XX wieku. Na ukraińską obronę powietrzną składa się także własne lotnictwo taktyczne oraz wojska radiotechniczne, czyli stacje radiolokacyjne wraz z obsługą. Wszystko to - podobnie jak reszta ukraińskich sił zbrojnych - było podporządkowane czterem dowództwom regionalnym: wschodniemu, centralnemu, południowemu i zachodniemu.
- Jeśli chodzi o wiek sprzętu, to zestawy S-300 i Buk M1 miały resursy [okresy zdolności użytkowej - red.] do roku 2025, choć można było się spodziewać, że zostałyby one przedłużone - mówi emerytowany oficer, dziś prezes Agencji Bezpieczeństwa Partner.
Pierwsze godziny inwazji zaczęły się od rosyjskich uderzeń na ukraińskie lotniska, radary i punkty dowodzenia. Tu Ukraińcy - zdaniem naszego rozmówcy - zapomnieli o taktyce, a w szczególności o rozśrodkowaniu sprzętu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam