Chcieliśmy, aby te wybory prowadziła Państwowa Komisja Wyborcza, a nie ten czy inny minister, który nie jest do tego powołany - mówił w "Tak jest" w TVN24 marszałek Senatu Tomasz Grodzki, odnosząc się do prac Senatu nad ustawą o wyborach. Nawiązując do porozumienia Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina w tej sprawie, stwierdził, że "to trochę dziwne, gdy dwóch dżentelmenów ustala w zaciszu gabinetu, co ma napisać Sąd Najwyższy".
W czwartek rano Sejm przegłosował ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku, którą wcześniej odrzucił Senat. W środę prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin w opublikowanym wieczorem wspólnym komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 r. oraz przewidywanym stwierdzeniu przez SN nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, Marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie".
"Chcieliśmy, aby te wybory prowadziła Państwowa Komisja Wyborcza"
O sytuacji związanej z wyborami mówił w "Tak jest" w TVN24 marszałek Senatu Tomasz Grodzki. - Cele Senatu były od początku takie same - nie chcieliśmy dopuścić do wyborów 10 maja, które byłyby wyborami tylko z nazwy, a niektórzy nazywali je usługą pocztową, inni farsą. Chcieliśmy, aby te wybory prowadziła Państwowa Komisja Wyborcza, a nie ten czy inny minister, który nie jest do tego powołany - wskazywał. - I te cele osiągnęliśmy. Nie czuję się przegranym - zapewnił.
Stwierdził, że "oszukani mogą czuć się wyborcy PiS-u, którym politycy, media prorządowe wmawiały, że jedyna data to 10 maja, a jedyne możliwe głosowanie to druki bezadresowe, czyli ulotki". - Tej kompromitacji chcieliśmy w Senacie uniknąć. Senatorowie wykonali ogromną pracę legislacyjną, pytając ekspertów, praktyków (...) Okazało się, że udało nam się uniknąć kompromitacji polskiego państwa - mówił dalej marszałek Senatu.
- Chaosem wyborczym byłoby zorganizowanie tych wyborów w trybie absolutnie niekonstytucyjnym, to byłaby katastrofa wizerunkowa naszego kraju, to byłoby podważenie resztek zaufania obywateli do poważnych instytucji państwa - dodał.
"To wszystko jest trochę dziwne, gdy dwóch dżentelmenów ustala w zaciszu gabinetu, co ma napisać Sąd Najwyższy"
Odniósł się także do oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego oraz Jarosława Gowina i zawartego przez nich porozumienia. - To wszystko jest trochę dziwne, gdy dwóch dżentelmenów ustala w zaciszu gabinetu, co ma napisać Sąd Najwyższy - stwierdził. Jak mówił, "nie ma to wiele wspólnego z wymogami dojrzałej demokracji".
Grodzki: wybory powinny odbyć się w połowie lipca
Tomasz Grodzki był także pytany, kiedy, według jego wiedzy, mogą odbyć się wybory. - Jeżeliby liczyć według artykułów 128 i 129 konstytucji (...), to pani marszałek - jeżeli wybory 10 maja nie zakończą się aktem głosowania - powinna w ciągu 15 dni rozpisać wybory z okresem 60 dni na coś w rodzaju skróconej kampanii wyborczej - wyjaśniał. Stwierdził, że wobec tego wybory powinny odbyć się w połowie lipca.
1.Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy. 2.Wyborcy przysługuje prawo zgłoszenia do Sądu Najwyższego protestu przeciwko ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej na zasadach określonych w ustawie. 3.W razie stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej przeprowadza się nowe wybory, na zasadach przewidzianych w art. 128 zarządzenie wyborów prezydenckich i kadencja ust. 2 dla przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24