Polacy mieszkający za granicą, podobnie jak ci w kraju, nie wiedzą, jak ostatecznie będą wyglądały wybory prezydenckie. Małgorzata Tyczyńska, która od ponad pięciu lat mieszka w Wielkiej Brytanii, podejrzewa, że wielu Polaków może czuć się zniechęconych do udziału w wyborach. - Po pierwsze to ryzyko prawne, że dostaną jakąś karę, a po drugie ryzyko zdrowotne – zwraca uwagę.
Na razie, zgodnie z obecnym prawem, wybory mają wyglądać dokładnie tak, jak dawniej – w lokalach wyborczych, z urnami i kolejkami. Małgorzata Tyczyńska, która mieszka w Londynie ponad pięć lat, jeszcze nie wie, jak zagłosuje 10 maja. Mówi, że kiedy składała wniosek, w którym wyraziła chęć udziału w wyborach, nie było jeszcze nic wiadomo na temat głosowania korespondencyjnego. – Było napisane, że odpowiednie ustawy jeszcze są w Senacie, więc jeszcze nie wiadomo do końca, czy będzie to głosowanie korespondencyjne, czy osobiste – dodaje.
W Wielkiej Brytanii poczta działa normalnie, ale jak wspomina, gdy wcześniej głosowała w Londynie, nie otrzymywała karty do głosowania. – Przychodziłam do miejsca głosowania, głównie do ambasady i tam dostawałam kartę do głosowania – informuje. Polka wspomina, że w czasie wyborów parlamentarnych trzeba było czekać godzinę w kolejce, by oddać głos. – Jeżeli ci ludzie mieliby stać dwa metry od siebie, to sznur ludzi miałby z kilometr – przypuszcza.
Problem z dojazdem na wybory
W niektórych państwach zakazane jest wychodzenie z domu, a w przypadku innym niż życiowa potrzeba grozi kara do nawet kilkuset euro czy funtów. Małgorzata Tyczyńska twierdzi, że tym razem, gdyby odbyły się tradycyjne wybory, kolejek nie byłoby, ponieważ wielu ludzi nie miałoby możliwości wzięcia udziału w głosowaniu.
– Mieszkam blisko centrum i mogę dojechać rowerem. Jeżeli ktoś mieszka dalej i nie ma samochodu, może mieć problem, bo transport publiczny jest tylko dla ludzi, którzy muszą dojechać do pracy – zwraca uwagę. Polka mówi, że jest dużo mniej punktów wyborczych w wielkich miastach. Rok temu na Wyspach było ich ponad pięćdziesiąt, teraz jedynie dziesięć. – Byłoby trudno ludziom dojechać, bo pociągi, jak transport miejski, są tylko dla osób, które ich absolutnie potrzebują. Ludzie mogą być bardzo zniechęceni, żeby podejmować takie ryzyko teraz. Po pierwsze to ryzyko prawne, że dostaną jakąś karę, a po drugie ryzyko zdrowotne – uważa.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych już przed trzema tygodniami przyznało, że "przeprowadzenie wyborów w niektórych państwach będzie bardzo utrudnione, a w wielu niemożliwe". Dlatego szef resortu zapowiada "przesłanie pakietów wyborczych do wyborców", jeśli oczywiście odpowiednie przepisy zostaną uchwalone. Ustawa o głosowaniu korespondencyjnym wejdzie w życie - o ile w ogóle to się stanie - najwcześniej na trzy dni przed dniem głosowania.
Źródło: TVN24