Były wokół mnie osoby, które jak niewidzialna ręka wspierały mnie i sprawiły, że dałam radę się nie wycofać - przyznała w podcaście "Wybory kobiet" Magdalena Filiks. Posłanka Koalicji Obywatelskiej mówiła między innymi o powrocie na kampanijny szlak po tragicznych zdarzeniach w jej rodzinie i o tym, jak zachęca do udziału w wyborach.
CAŁOŚĆ ROZMOWY W PODCAŚCIE "WYBORY KOBIET":
Gościnią Arlety Zalewskiej z "Faktów" TVN i Aleksandry Pawlickiej z "Newsweeka" w podcaście "Wybory kobiet" była posłanka KO Magdalena Filiks, która pytana była między innymi o decyzję o ponownym starcie w wyborach, po tragicznej śmierci jej syna Mikołaja. - To była chyba jedna z najtrudniejszej (decyzji) w życiu, jeśli nie najtrudniejsza, ale jakoś tak się złożyło, że to nie była decyzja jednego dnia - odparła.
Oceniła, że "to był pewnego rodzaju proces". - Bo jak nie byłam jeszcze w stanie podjąć takiej decyzji, to jakoś tak wyszło, że trzeba było przygotować projekt list w naszym regionie i szef regionu to robił i nie dzwonił do mnie i nie pytał. Po prostu zaproponował moją kandydaturę - wspomniała.
- Potem już było tak blisko wyborów, że musiałam się nad tym zastanowić, miałam bardzo mało czasu, myślałam, że nie dam rady zrobić tej kampanii, więc uczciwie porozmawiałam z szefostwem mojej partii - dodała.
Jak mówiła dalej, w lipcu pojechała do Warszawy, gdzie porozmawiała ze współpracownikami. - Wiedziałam, że to są ważne wybory, nie chciałam, żeby lista ucierpiała na tym, że ja kampanii nie będę w stanie robić i usłyszałam, że to jest okej, że mogę zrobić tyle, ile mogę albo mogę po prostu być w domu - opisała.
- Dostałam też bardzo duże wsparcie, to mnie uspokoiło i pewnie dlatego na tej liście zostałam, więc był to pewnego rodzaju proces, bo gdyby ktoś mnie zapytał, tak wprost, wtedy na pewno bym odmówiła - przyznała.
Filiks pytana, czy obawiała się czegoś, jeśli chodzi o prowadzenie kampanii, wspomniała, że "miesiącami nie wychodziła z domu, leżała w piżamie, nie wstawała, nie odbierała telefonów". - Obawiałam się, czy dam radę psychicznie, czy dam radę fizycznie obawiałam się, czy nie narażę dziewczyn (córek - red.) na jeszcze większy hejt - mówiła. A hejt, jak zaznaczyła, "wylewał się codziennie i wszędzie". - Wokół mnie były osoby, które jak taka niewidzialna ręka mnie wspierały i sprawiły, że dałam radę się nie wycofać, że zostałam na liście - kontynuowała.
"To było koszmarnie trudne, żeby się uśmiechać"
Posłanka pytana była, co pozwoliło jej znaleźć siłę, by pozostać w polityce. - Kobiety. Kilka kobiet, przede wszystkim dwie moje córki, bo mam wspaniałe córki: 26-letnią Olę i 19-letnią córkę Maję i to one mi mówią codziennie, że dam radę i że powinnam i że zrobimy to razem i że będą mnie wspierały. Jest też moja przyjaciółka z Sejmu, Kasia Osos. Ona sprawiła, że w ogóle jestem na liście - powiedziała.
W rozmowie zwrócono uwagę na wpis, w którym posłanka powiadomiła, że po tragicznych dla niej zdarzeniach wyszła na ulice, do ludzi, by prowadzić kampanię i rozmawiać z obywatelami.
- Miałam poważną obawę, że to, co będzie dla mnie najtrudniejsze w tej kampanii to to, że nie można w kampanii chodzić i płakać, a ja muszę na zewnątrz pokazywać co innego, niż mam w środku. Pierwszy raz, kiedy wyszłam na ulicę, bo ktoś mnie namówił, żebym spróbowała pójść zbierać podpisy, miałam bardzo poważny problem, bo do ludzi trzeba się jednak w kampanii uśmiechać, a ciężko się uśmiechać, jak w duszy gra co innego i jak człowiek jest rozbity - przyznała.
Jak mówiła Filiks, "teraz już jest łatwiej". - Ale na początku to było koszmarnie trudne, żeby się uśmiechać i wydawało mi się przez wiele miesięcy, że się już w ogóle nigdy nie uśmiechnę - powiedziała.
"Staram się przekonywać, że polityka to jest nasze życie"
Dopytywana, jak zatem zachęca wyborców, żeby poszli głosować 15 października, Filiks odparła, że to zależy od tego, jakie kobiety spotyka na ulicy.
- To są kobiety, z których wielu różnych powodów absolutnie nie wierzą w to, że ich głos ma jakieś znaczenie albo nie czują się kompetentne, albo uważają, że polityka ich nie dotyczy. Kiedyś z panią w kwiaciarni spędziłam 45 minut, bo jej po prostu wysłuchałam. Zachęcam w zależności od tego, jakie powody podaje kobieta. Staram się przede wszystkim przekonywać, że polityka to jest nasze życie, że to są nasze dzieci, że to są żłobki, są przedszkola, ale że to jest też stosunek mężczyzn do kobiet, że to jest równość - wymieniała.
- To naprawdę zależy od tego, co wydarzyło się w życiu kobiety, która przestała wierzyć, że jej głos może mieć jakieś znaczenie - zauważyła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 GO