Zamiast gitar – elektronika, ale czarno-biała, przydymiona i niewspółczesna. Taka ma być nowa, czwarta już płyta Lao Che. Na półki nie trafi jednak zbyt szybko. -Nad albumem trzeba porządnie posiedzieć, a ostatnio nie mamy za dużo czasu – tłumaczy w rozmowie z Bartkiem Andrejukiem Spięty, lider zespołu. Niewykluczone, że wcześniej będziemy mogli zapoznać się z jego solową twórczością. Muzyka jest już podobno gotowa.
Choć ukończył studia ekonomiczne, a przez długi czas był kierowcą ciężarówki, to dziś o jego piosenkach powstają prace magisterskie. Nie chce być artystą oderwanym od rzeczywistości, a jednak sam o sobie mówi, że jest całkowicie niewspółczesny. Tuż przed sobotnim koncertem w klubie Palladum wokalista Lao Che - Hubert "Spięty" Dobaczewski znalazł chwile by opowiedzieć mi o swojej solowej płycie, jego stosunku do Warszawy, no i o tym jaka będzie kolejna, czwarta już płyta, Lao Che.
Bartosz Andrejuk: Twoje dwie płyty, "Szemrany" i "Powstanie Warszawskie", są głęboko osadzone w klimacie Warszawy. To jest dla Ciebie jakieś szczególne miasto?
Hubert "Spięty" Dobaczewski: Warszawa jest stolicą nie tylko w sensie administracyjnym, socjologicznym, jest także bogata kulturowo, ma przeszłość, ciekawą historię. My akurat jesteśmy z Mazowsza, z Płocka, ale energia Warszawy też oddziałuje na nasze miasto, zawsze gdzieś tam się przewijała.
BA: A dzisiejszą Warszawę znasz?
HSD: Mam tutaj rodzinę. Ale nie jest to dla mnie wyjątkowe miasto z tytułu tego, że zrobiliśmy dwie płyty w klimacie warszawskim. Stolicy poświęciliśmy mnóstwo uwagi, czasu, ale tylko w myślach, wyobrażeniach. Fizycznie się nie identyfikujemy, żeby zaraz łazić po Łazienkach. Warszawa nas interesuje pod względem historycznym. Płyta Koli to są przedwojenne klimaty. Powstanie Warszawskie - wiadomo. I tu się kończy nasza znajomość. Denat (drugi z liderów zespołu – przyp. red.) lepiej zna Warszawę. On jest pomysłodawcą płyty Powstanie Warszawskie. Przyjeżdżał kiedyś, łaził sobie śladami Powstania. Zapoznawał się z topografia miasta na żywo, ale to tylko z racji Powstania - gdyby było gdzie indziej, to inne miasto by sobie upodobał.
BA: Zawsze myślałem, że to właśnie obrazy was inspirują do tworzenia, a nie historie...
HSD: Najpierw powstaje muzyka, a do niej trzeba zrobić tekst. Ja nigdy nie napisałem niczego bez muzyki. Muzyka wymusza moje działanie. Jestem tekściarzem, nie poetą. Tak właśnie podchodzimy do tworzenia. Choć rzeczywiście robiliśmy koncept albumy na zasadzie wyobraźni. Traktujemy muzykę bardzo obrazowo. Wyobrażam sobie ujęcie rzeczywistości, historycznej z reguły i potem muszę je opisać. Najczęściej to jest konkretne ujęcie, flashback, zdjęcie.
BA: No i klaruje Ci się może już obraz na następną płytę Lao Che?
HSD: Jeszcze nie. Na pewno odchodzimy od zasady, że robimy koncept albumy. Nie chcemy ciągle poruszać się w rewirach, które znamy. Lubimy wyzwania, lubimy być w nowych miejscach, okolicznościach. Oczywiście nasze płyty zawsze będą się układać w opowieści ze wspólną treścią i klimatem, ale to nie będzie już z góry założone. Nie ma ludzi od wszystkiego. My mamy swój ogródek, w nim się poruszamy, ale już bez ułożonego planu działania jak przy płycie "Powstanie Warszawskie".
BA: Po wydaniu Powstania Warszawskiego czytałem, że chcieliście nagrać film. O co chodziło?
HSD: Był taki pomysł, ale spalił na panewce. Zrobić dobry album to jest mega wysiłek, a jeszcze połączyć go z obrazem, to już w ogóle trzeba by znaleźć kogoś kto by z nami ten ciężar dźwignął. Nie pojawił się nikt, kto by ten pomysł podchwycił. Nie udało się. Nie było nas na to stać energetycznie. Nie ma o czym mówić.
BA: Będzie nowa płyta Koli, która podobno jest gotowa w 70 %?
HSD: Koli to jest już trup. Tego nie będzie.
BA: To powiedz, jak tam praca nad Twoją płytą solową?
HSD: Rzeczywiście mam takie marzenie by nagrać płytę solo. Robię ją, ale słabo mi idzie. Mam niby muzykę, prawie całą zrobioną, ale teksty to powoli piszę. Właściwie mam kilka tekstów, ale zupełnie nie wiem czy to już jest to. Jak działam z zespołem to jest energia wspólnego muzykowania. Wtedy łatwiej jest pisać. Wiem jednak, że chciałbym się zrealizować samemu. Nie wiem jak to będzie. Może się uda, a może nie. Zresztą myślimy teraz o nowej płycie Lao Che.
BA: Właśnie, czym nas tym razem zaskoczycie?
HSD: Myślimy by nowa płyta była mniej gitarowa. Dlatego mówię, że to będzie elektronika. Czarno-biała elektronika, przydymiona, niewspółczesna... Nawet jeżeli o robotach, to niedzisiejszych. Nie mamy oczywiście na nią jeszcze konkretnego pomysłu. Nie mamy też zresztą czasu, a nad albumem to trzeba porządnie posiedzieć. Każda płyta to nasze wielkie emocje, a "Powstanie Warszawskie" to już była najwyższa półka uczuć. Nie mogliśmy takiego tematu więcej szukać. Nie chcieliśmy iść tym torem. Nie bylibyśmy w stanie przebrnąć przez kolejną płytę o takim ładunku emocjonalnym. Angażowaliśmy się w nią totalnie. Stąd pewność, że "Gospel" musiała być "normalna", zupełnie oderwana od historii, ekstremalnych przeżyć. Przy czwartej płycie też tak będzie.
BA: Powiedz mi, jak przebiega u Ciebie proces twórczy? Nadal wynotowujesz najlepiej brzmiące cytaty?
HSD: Przy pierwszej płycie zbierałem różne wyrażenia by zbudować swój własny język. Jak się wchodzi w relacje z ludźmi, to jest tego mnóstwo, tylko trzeba dobrze słuchać. Kiedyś też bardziej siedziałem w książkach, zapisywałem pojedyncze cytaty. Wielką pracę w to włożyłem. Teraz już nie mam notesu, w którym zapisuje cytaty. Przy pierwszej płycie tak było. Teraz biorę czystą kartkę, siadam i piszę. Czasami może coś w esemesach zanotuję...
BA: Tych kryptocytatów w Twoich tekstach jest bardzo dużo. Kiedyś nawet w jednym wywiadzie powiedziałeś "jestem cytatem"
HSD: Na "Gusłach" jest dużo cytatów z literatury polskiej. Później używałem raczej różnych zasłyszanych sentencji. Słów z dalekiej przeszłości. Ja mam dziwną pamięć, nie pamiętam o rzeczach, które mam zrobić jutro, a dużo pamiętam z dzieciństwa, wczesnej młodości. To w moich tekstach jakoś sobie funkcjonuje.
BA: Na przykład?
HSD: W dzielnicy mojej żony mieszkała wariatka. Kładła się plackiem w kościele przed ołtarzem i krzyczała "Anieli bierzta mnie". No i to jest na Powstaniu Warszawskim
BA: Wiesz o tym, że twoje teksty pojawiają się na murach w Warszawie? Jakby zyskiwały kolejne życie.
HSD: Niedaleko SGH jest na murze napis "Batalin Zośka OI". To fajne. Płyta na mury zbłądziła. Jakoś tam mi się to podoba. Ale to też dzięki temu, że powstało Muzeum Powstania Warszawskiego. Ta tematyka stała się bardziej popularna niż kiedyś.
BA: Jako muzycy wywodzicie się z bardzo głębokiej niezależnej sceny metalowej. Jak Ci jest dziś w mainstreamie?
HSD: "Powstanie Warszawskie" wydaliśmy u gościa, który jest jednoosobową firmą. Nie do końca jest nawet zaangażowany w wydawanie płyt. To robi jakby przy okazji. W ogóle jej nie promował. Płyta sama się wypromowała i sprzedała. Mainstream w Polsce nic nie znaczy. Jest nam niepotrzebny. Gdybyśmy wydali to w dużej wytwórni, pewnie by to wyszło jakoś nietaktownie.
BA: Zawsze mnie też ciekawiło, czemu już nie wydajecie płyt w SP Records? Właściciel wytwórni, Sławek Pietrzak, chyba musi pluć sobie w brodę. Ostatnia płyta sprzedała się bardzo dobrze.
HSD: SP Records po wydaniu Guseł nas już nie chciało. Sławek Pietrzak w nas nie wierzył. Podobało mu się Koli, a Lao Che już nie. Daliśmy mu wersje demo Powstania Warszawskiego i on w ogóle nie podłapał tego, ja nie wiem jakim cudem.
Źródło zdjęcia głównego: | PAP, APTN, tvnmeteo.pl