Dziennikarze CNN opisali pracę funkcjonariuszy policji i prokuratora, którzy objechali obwód chersoński w poszukiwaniu mieszkańców, którzy zostali w swoich domach i zetknęli się z brutalnością rosyjskiej okupacji. Wysłuchali między innymi relacji skrzywdzonych przez Rosjan kobiet.
CNN podało, że obaj policjanci pracują w wyspecjalizowanej jednostce w Kijowie. W dochodzeniu na terenie ukraińskiego obwodu chersońskiego towarzyszył im prokurator Ołeksandr Kleszczenko, korespondentka CNN Clarissa Ward, operator CNN Scott McWhinnie oraz ukraińska ekspertka ds. dezinformacji i bezpieczeństwa Maria Avdeeva. Delegacja prowadziła śledztwo między innymi w sprawie przestępstw seksualnych popełnionych przez siły Władimira Putina.
"Do początku października tereny te były okupowane. Pola zaśmiecają spalone samochody. Litera "Z" (symbol używany przez wojska rosyjskie) wypisana jest na murach" - opisał portal amerykańskiej stacji. Zacytowano przy tym wnioski śledczych ONZ, którzy przekazali, że w obwodzie tym "blizny wojny sięgają głęboko", a Rosja "wykorzystała gwałt i przemoc seksualną jako strategię wojskową". Śledczy zarzucili także rosyjskim żołnierzom, że nosili ze sobą Viagrę, lek mający wzmagać popęd seksualny.
Zespół w obwodzie charkowskim pracował przez dwa tygodnie. Udokumentował w tym czasie sześć przypadków napaści na tle seksualnym. Zaznaczyli przy tym, że niemal pewne jest, że rzeczywista liczba może być znacznie wyższa. "Gdziekolwiek się udali, wszędzie spotykali się z okropnościami okupacji" - napisano na łamach CNN.
Łzy i szok. "Jedyną myślą, jaką miałam, było przeżycie"
Jedną z ofiar działań żołnierzy rosyjskich miała być 56-letnia Tatiana. Jej nazwisko oraz nazwa rodzinnej miejscowości nie są podane ze względów bezpieczeństwa. Kobieta przekazała, że dwóch Rosjan wdarło się do domu jej brata 26 sierpnia.
- Chodzili po pokojach. Jeden zaczął mnie obmacywać. Powiedziałem mu: "Nie, nie, nie jestem w wieku, w którym mogę ci coś dać" - wspomniała. Jak opowiedziała, Rosjanin przycisnął ją do szafy i rozdarł jej ubranie. - Płakałam, błagałam go, żeby przestał, ale bez powodzenia. Jedyną myślą, jaką miałam, było przeżycie - przyznała.
Żołnierz miał ostrzec kobietę, aby nikomu nie mówiła o tym, co się stało. - Nie powiedziałam mężowi od razu. Powiedziałam kuzynowi, a mąż podsłuchał. Powiedział mi: "Powinnaś była powiedzieć mi prawdę, ale milczałaś" - mówiła dalej we łzach Tatiana. - Bardzo się wstydziłam - dodała.
Kobieta, jak opisuje CNN, spędziła w domu trzy następne dni. Była oszołomiona i zbyt zawstydzona, aby z niego wyjść. Niedługo potem, jak opowiedziała, zdobyła się, aby skonfrontować się z dowódcą swojego oprawcy.
- Przyszedł do mnie i powiedział: "Srogo go ukarałem, złamałem mu szczękę, ale najcięższa kara jest przed nami" - zacytowała, uściślając, że chodziło tu o zastrzelenie. - Dowódca zapytał mnie: "Czy masz coś przeciwko temu?". Odpowiedziałam: "Nie mam nic przeciwko, chciałbym, żeby wszyscy zostali zastrzeleni" - zrelacjonowała 56-latka.
"Nie wiem, gdzie się położyć, żeby sufit nie spadł mi na głowę"
W innej miejscowości, Białej Krynicy, delegacja spotkała tłum oczekujący na rozdanie żywności. Wieś nie była okupowana, jednak mieszkańcy dali znać, że czują się porzuceni i że nie otrzymali pomocy od żadnej ze stron. Prokurator zapytał jednego z mężczyzn, czy zgłosił komuś szkody. - Komu mielibyśmy to zgłosić? - usłyszał.
W kolejnym miejscu 71-letnia Vera opowiedziała prokuratorowi, że gdy Rosjanie przybyli do jej wioski po raz pierwszy, zapewniali, że przyszli tam, aby chronić mieszkańców. - Ale przed kim i dlaczego (chronić), tego nie wiedzieliśmy - zaznaczyła.
Vera jest wdową od 30 lat. Jej mąż zginął w wypadku motocyklowym, a syn wstąpił do wojska niedługo po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji 24 lutego. Kobieta postanowiła wyjechać ze swojej miejscowości około trzy miesiące po tym, gdy zajęły ją wojska rosyjskie. Teraz, gdy wioska została odzyskana przez siły ukraińskie, wróciła do swojego domu. Tam zobaczyła, że został on pozbawiony dachu. - Nie wiem, gdzie mam teraz spać. Nie ma tu okien ani drzwi. Śpię jak włóczęga - przyznała.
Pokazując delegacji wnętrze domu, wskazała na to, że sufit w sypialni niemal całkowicie się zawalił. Kobieta przeniosła swoje łóżko do jedynego pokoju, w którym okno pozostało nienaruszone. - Nie wiem, gdzie się położyć, żeby sufit nie spadł mi na głowę. Gdyby spadł i mnie zabił, byłoby lepiej, bo nie będę cierpieć. Ale chcę znowu zobaczyć mojego syna - przyznała.
Kolejne dwa przypadki gwałtów delegacja odnotowała we wsi Nowowoznesenśke. Na tym zakończyła swoją misję i wróciła do Kijowa. Zespół ma świadomość, że wielu z zarzutów nie da się zweryfikować. Teraz zajmują się tworzeniem raportu. Śledczy kontynuują pracę, mając nadzieję, że w przyszłości będą mogli postawić winnym zarzuty.
W północnej części Chersońszczyzny trwa ukraińska kontrofensywa. W ostatnich tygodniach rosyjskie władze okupacyjne zarządziły "ewakuację" cywilów z Chersonia.
Organizacja Narodów Zjednoczonych podała, że badała na Ukrainie przypadki przemocy seksualnej lub ze względu na płeć wobec osób w wieku od 4 do 82 lat. Według ich danych do września wszczęto w tych sprawach 43 postępowania karne.