Po dwóch strzelaninach policjanci chcą odzyskać kontrolę w okupowanej dzielnicy Seattle

Źródło:
BBC, PAP

Burmistrz Seattle Jenny Durkan zapowiedziała w poniedziałek, że władze zamierzają odzyskać kontrolę nad okupowaną "autonomiczną strefą", którą stworzyli na początku czerwca protestujący przeciwko rasizmowi i brutalności policji mieszkańcy. Jak tłumaczyła, ma to związek z aktami przemocy, do których doszło w tym rejonie w weekend. 

Protesty wzburzonych śmiercią czarnoskórego George'a Floyda ogarnęły wszystkie większe miasta Stanów Zjednoczonych. Do nietypowej sytuacji doszło w Seattle w stanie Waszyngton, gdzie 8 czerwca pod presją demonstrantów policja opuściła jeden ze swoich komisariatów.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Wokół budynku i sąsiadujących z nim ulic protestujący wybudowali prowizoryczne ogrodzenia i od dwóch tygodni blokują służbom bezpieczeństwa dostęp do - jak sami to nazywają – Protestu Wzgórza Kapitolu (z ang. Capitol Hill Organized Protest, CHOP). Przy jednym z wejść do środka widnieje napis: "Ta przestrzeń należy teraz do mieszkańców Seattle".

"Coraz trudniejsze warunki dla przedsiębiorców i mieszkańców"

W poniedziałek czasu lokalnego burmistrz miasta Jenny Durkan, która znalazła się pod rosnącą presją społeczną, by podjąć działania mające na celu likwidację strefy, przekazała, że policja wkrótce powróci na posterunek. Jak dodała, władze będą współpracowały z protestującymi, by w sposób pokojowy zamknąć strefę CHOP.

Wpływ na decyzję, jak tłumaczyła, miały akty przemocy, do których doszło w okupowanej przez manifestantów dzielnicy. W sobotę w strzelaninie zginął tam 19-latek, a kolejna osoba została poważnie ranna. Kilkanaście godzin później postrzelono 17-latka. Ranny odmówił udzielenia zeznań policji.

- Narastające skutki protestów, atmosfery, która panuje tu w nocy oraz przemoc, doprowadzają do coraz trudniejszych warunków dla przedsiębiorców i mieszkańców - mówiła. Jak dodała, "skutki te narastają, a bezpieczeństwo maleje".

Szefowa lokalnej policji Carmen Best mówiła z kolei w poniedziałek, że jej funkcjonariusze po sobotnim incydencie stanęli naprzeciw "wrogo nastawionego tłumu", który utrudniał ratownikom medycznym dostęp do ofiar. Jak dodała, po wycofaniu się policjantów ze wschodniego posterunku, zgłaszane są przypadki gwałtów, napaści, włamań i aktów wandalizmu, do których dochodzi w okolicy.

"Krajowi terroryści przejęli Seattle"

Po opuszczeniu komisariatu przez policję, okolica przekształciła się w eksperyment społeczny. Życie - jak relacjonują sami protestujący - przypomina uliczny festiwal. Odbywają się tu przemówienia, koncerty czy wieczorki poetyckie, głównie o charakterze lewicowym i liberalnym. Nie brakuje też mówców o poglądach komunistycznych czy anarchistycznych.

Część manifestantów ma przy sobie broń, której posiadanie w stanie Waszyngton jest dozwolone. Strefę patrolują uzbrojone grupy. Jeden z samozwańczych strażników, pokazując broń dziennikarzom CNN, zapewniał, że ma mu ona służyć jedynie "do obrony".

Okupacji potępia prezydent USA Donald Trump, który w zeszłym tygodniu ocenił we wpisie na Twitterze, że "krajowi terroryści przejęli Seattle". Jeden z postów skierował bezpośrednio do burmistrz miasta Jenny Durkan oraz gubernatora stanu Waszyngton Jaya Inslee ostrzegając, że jeżeli władze lokalne nie przejmą kontroli nad obszarem, to zrobi to ze szczebla federalnego. "To nie są żarty" - napisał na Twitterze Trump.

Autorka/Autor:ft/kab

Źródło: BBC, PAP