Dwa rosyjskie okręty ze składu Flotylli Kaspijskiej po raz pierwszy od wielu lat złożyły oficjalną wizytę w irańskim porcie. Niosąc przekaz "pokoju i przyjaźni", poza Iranem odwiedzą też Azerbejdżan i Kazachstan. Ominą za to Turkmenistan, dając tym samym wyraz niezadowolenia Rosji z postawy władz tego kraju, które starają się konkurować na rynku gazu.
Dwa okręty: fregata Dagestan i korweta Grad Swijażsk zawinęły do irańskiego portu Anzali w poniedziałek. Na miejscu zostały przywitane z pompą przez irańskich oficjeli oraz ambasadora Rosji w Iranie. Dagestan i Grad Swijażsk to najsilniejsze i najnowocześniejsze okręty Flotylli Kaspijskiej i nie mają sobie równych na tym akwenie.
Oba okręty są w trakcie rejsu mającego trwać łącznie 20 dni. Rosjanie planują odwiedzić, poza Iranem, Azerbejdżan i Kazachstan. Do tego drugiego kraju wyruszą w środę. Tam również będą niosły przekaz "pokoju i przyjaźni". Odbędą się też ćwiczenia z flotą Kazachstanu.
Morska dyplomacja
Pod deklaracjami o niesieniu "pokoju i przyjaźni" kryje się jednak klasyczna dyplomacja morska. Wizyty okrętów od wieków są wykorzystywane do podkreślania dobrych relacji, prezentowania swojej siły i nawiązywania bliższych kontaktów na poziomie wojskowym. Znamienne w wypadku rejsu Dagestanu i Grada Swijażska jest to, że odwiedzą wszystkie państwa nad Morzem Kaspijskim, ale nie Turkmenistan. Rosjanie roszczą sobie prawo do pozycji hegemona na tym obszarze Azji Centralnej. Zależy im zwłaszcza na kontroli systemu eksportu gazu ziemnego, którego Azerbejdżan i Turkmenistan mają znaczne zapasy. Władze tych krajów starają się natomiast omijać Rosję, aby móc zarobić więcej bez pośrednictwa firm Kremla. Oba zwracają się do UE i Chin, czemu Rosjanie intensywnie przeciwdziałają. Obecnie największą kością niezgody jest plan zbudowania przez Turkmenistan gazociągu przez Morze Kaspijskie i podłączenie się do planowanej niezależnej od Rosji sieci przesyłu gazu do UE, która ma się rozpocząć w Azerbejdżanie. Aszchabad (stolica Turkmenistanu) dotychczas opiera się naciskom Kremla, aby z tego pomysłu zrezygnować.
Kreml samodzielności nie lubi
Do ostatniego spięcia dyplomatycznego doszło pod koniec września na szczycie państw Morza Kaspijskiego w rosyjskim Astrachaniu. Pomimo ambitnych zapowiedzi, że dojdzie na nim do rozwiązania części sporów dotyczących podziału kontroli nad akwenem i zalegających pod nim surowców, nic takiego nie miało miejsca. Deklaracje o tym, że Morze Kaspijskie jest "oazą dobrej współpracy i pokoju", nie przykryły faktu, że wszystkie leżące nad nim państwa nie chcą zrezygnować z potencjalnych wielkich zysków i nie są w stanie się porozumieć. Wobec fiaska rozmów na naprawdę ważne tematy na zamknięciu szczytu triumfalnie ogłoszono deklarację, według której państwa Morza Kaspijskiego nie dopuszczą na nie sił zbrojnych państw trzecich. Określono to jako cios wymierzony w NATO, które rzekomo ma próbować infiltrować region. Faktycznie doktryna o identycznej treści funkcjonuje już na Morzu Kaspijskim od ponad wieku, a Sojusz nie podejmuje prób ustanowienia swoich baz w regionie. Wręcz się z nich wycofuje wobec końca misji w Afganistanie. Obecny rejs okrętów Flotylli Kaspijskiej pokazuje, że wobec niepowodzeń na szczycie i oporu Turkmenistanu Rosjanie stosują znaną metodę "dziel i rządź". Turkmenowie są stawiani na marginesie, podczas gdy Rosja z resztą państw uprawia "pokój i przyjaźń". Nawet z Azerbejdżanem, który również stara się rozgrywać Moskwę próbami współpracy z UE. Być może Baku ma zostać kupione rosyjskim urokiem, podczas gdy Aszchabad przymuszony do uległości.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl, rferl.org
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0) | Vissarion