Korea Północna podnosi napięcie mówiąc, że półwysep stoi na krawędzi wojny nuklearnej, ale w rzeczywistości szuka rozwiązania dyplomatycznego - twierdzi część ekspertów. Powodem tego jest prawdopodobnie przyłączenie się Chin do sankcji wymierzonych w reżim. W tej sytuacji dla upadającego gospodarczo reżimu jedynym wyjściem z sytuacji jest otwarcie się na świat.
Sztab Generalny armii KRLD poinformował w środę o zerwaniu ostatniej drogi bezpośredniego kontaktu z Koreą Południową, wyłączając "gorącą linię" z Seulem i w komunikacie wygłoszonym przez rządową agencję informacyjną KCNA stwierdził, że "wojna atomowa na półwyspie jest już realnym zagrożeniem", a nie tylko stosowaną wcześniej groźbą.
Kim nie chce wojny...
Niektórzy obserwatorzy w Seulu twierdzą jednak, że reżim Kima działa na dwa fronty i tak naprawdę do wojny nie dojdzie, bo Phenian swoim ostrym językiem wskazuje społeczności międzynarodowej drogę do porozumienia dyplomatycznego.
Południowokoreańska agencja Yonhap pisze, że w ostatnich dniach coraz częściej Sztab Generalny, a także MSZ Korei Północnej w oficjalnych komunikatach i przemówieniach dyplomatów apeluje do "ludzi zdrowego rozsądku" o zaprzestanie "ślepego podążania za militarystyczną polityką USA", które szykują się rzekomo do konfrontacji z Phenianem.
Korea Północna wezwała też kilkakrotnie do "stanięcia po stronie sprawiedliwości i niepodległości" w konflikcie, który rozpoczną Stany Zjednoczone. Ten język ma zdaniem ekspertów ds. Korei Północnej pytanych przez Yonhap sugerować, że Phenian "szuka wyjścia z izolacji i kontaktu ze światem".
...i tęskni za Chinami
Przede wszystkim adresatem tych komunikatów jest zdaniem specjalistów Pekin. Zwyczajowy sojusznik reżimu Kimów gwarantujący jego trwanie od dekad, w ostatnich tygodniach przyłączył się bowiem do bardzo ostrej retoryki krajów zachodnich i - wiele wskazuje na to - zaczął przestrzegać sankcji nałożonych na Phenian.
Na początku marca po ostatniej, trzeciej próbie nuklearnej przeprowadzonej przez Koreę Północną, społeczność międzynarodowa uchwaliła najostrzejsze sankcje w historii skierowane przeciwko temu krajowi.
Początkowo eksperci w USA i Europie sądzili, że te - jak poprzednie z 2006 i 2009 r. - nie przyniosą wymiernych wyników, bo według raportów ONZ, przez lata sankcje stosowała niecała połowa państw członkowskich organizacji. Wiele krajów Afryki wciąż kupowało broń od Korei Północnej, ale najwięcej "złego" robiły Chiny, które kompletnie ignorowały ONZ.
Elitom zabrali luksus, żołnierzom jedzenie
Najnowsze sankcje ONZ zaostrzyły restrykcje na eksport do kraju Kima technologii pomocnych w jej programie nuklearnym i na transakcje bankowe z jej reżimem oraz zwiększyły uprawnienia państw do inspekcji towarów płynących do Korei Północnej. Zabroniono też eksportu artykułów luksusowych, używanych przez jego elity, które utrzymują w nędzy własne społeczeństwo.
Działania Phenianiu w ostatnich tygodniach zdają się więc potwierdzać, że Chiny też mają dosyć wybryków nieprzewidywalnego Kim Dzong Una.
Na tym - zdaniem ekspertów - z pewnością bardzo cierpi zacofana gospodarka Korei Północnej, w której po mroźnej zimie w ostatnich tygodniach zanotowano nawet ośmiokrotnie wyższy odsetek dezercji w armii w regionach przygranicznych. Reżim nie informuje o tym, czy jego żołnierze uciekają na południe, czy wracają do wsi i miast, z których pochodzą, ale sytuacja w armii od lat stanowi wyznacznik nastrojów w północnokoreańskim społeczeństwie. Szeregowi żołnierze podobno mają dość otwarcie narzekać na wciąż powtarzane i niezwykle męczące ćwiczenia wojskowe i coraz mniejsze racje żywnościowe.
Yonhap zwraca też uwagę na fakt bardzo częstych w ostatnich tygodniach wizyt Kim Dzong Una w zakładach produkcyjnych w całym kraju. 18 marca Kim zwrócił się do pracowników jednej z fabryk z apelem o "przyspieszenie produkcji, która poprawi codzienne życie obywateli".
Autor: adso//gak / Źródło: Yonhap, PAP, tvn24.pl