Dał się ukrzyżować po raz 28. "Idzie się przyzwyczaić"


Najpierw jest samobiczowanie w czasie uroczystej procesji, później koledzy w strojach rzymskich żołnierzy wyciągają kilkunastocentymetrowe gwoździe z nierdzewnej stali i proszą o położenie ręki na belce drewna. Gdy upewnią się, że gwóźdź utrzyma ciało, wznoszą krzyż z pokutnikiem. Chętnych do ukrzyżowania na wzgórzach filipińskiego San Fernando jest więcej niż miejsc, dlatego po kilku minutach stają następne krzyże. I tak co roku. Ci z największym doświadczeniem mówią, że "idzie się przyzwyczaić".

Co roku w Wielki Piątek w mieście San Fernando, około 80 kilometrów na północ od stolicy Filipin Manili, pojawiają się setki turystów i kilkunastu - czasami kilkudziesięciu - ochotników do ukrzyżowania. W ten sposób dziękują za doznane łaski, przepraszają za grzechy i błagają o miłosierdzie. Wbrew hierarchom Kościoła i państwowym władzom.

Święta w łóżku, wtorek w pracy

Droga na krzyż od lat wygląda tutaj tak samo. Najpierw jest samobiczowanie w czasie uroczystej procesji. Później obwiązanie rąk, przybicie dłoni oraz stóp do drewna i wystawienie krzyża na piekące słońce. Między krzyżami a turystami krążą sprzedawcy lodów i pamiątek, zdjęcia można wywołać na miejscu.

Ukrzyżowani wiszą po kilka minut. Później trafiają do namiotu medycznego, niektórzy na nosze. Ich miejsce na krzyżach zajmują następni w kolejce. Najtwardsi wracają do pracy po dwóch dniach. Jak 58-letni sprzedawca Alex Laranang, który rok temu mówił dziennikarzom, że "jest już przyzwyczajony" bo wisiał 14 razy. Żona i dzieci od lat mają się dobrze, znaczy, że było warto.

53-letni Ruben Enaje ze wsi San Pedro Cutud w tym roku zawisł już po raz 28. Rekord wyśrubował. Od prawie trzech dziesięcioleci dziękuje za to, że Bóg pozwolił mu przeżyć upadek z dużej wysokości.

Lasse Spang Olsen, 48-letni Duńczyk, do zeszłego roku ukrzyżowania tylko filmował. Ale później dwa razy ciężko zachorował i w tym roku sam trafił na krzyż. Kamerę oddał koledze, który przyjechał z nim do San Fernando.

Krzyż dla zdjęcia

Kościół na męki chętnych do ukrzyżowania spogląda coraz chłodniej. W ubiegłym roku przewodniczący episkopatu Filipin, arcybiskup Jose Palma powtarza, powtarzał, że ukrzyżowania nie są "pragnieniem Jezusa". - Jeśli odprawiacie krwawe rytuały tylko po to, by dać się sfotografować i zyskać popularność, jest to duchowa próżność - mówił przed tegorocznymi ukrzyżowaniami obecny przywódca konferencji biskupów katolickich na Filipinach arcybiskup Socrates Villages,

Swoje dokładają też władze świeckie, które twierdzą, że ukrzyżowania są już dzisiaj wydarzeniem czysto turystycznym.

Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl, PAP