Chavez: USA dążą do wojny

Aktualizacja:

- Jankesi chcą wojny, a nie walki z narkotykami - to odpowiedź prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza na plan, by do Kolumbii trafiły dodatkowe wojska USA. - Te bazy mogą dać początek wojnie w Ameryce Płd. - stwierdził Chavez. - Mówimy o Jankesach, najbardziej agresywnym narodzie w historii ludzkości - tłumaczył.

Prezydent Wenezueli Hugo Chavez ostro skrytykował plan rozmieszczenia dodatkowych wojsk amerykańskich w bazach w Kolumbii. Oskarżył USA o zwiększanie swej obecności wojskowej w regionie pod pozorem walki z przemysłem narkotykowym. Zdaniem Chaveza prawdziwy powód zwiększania przez Stany Zjednoczone kontyngentu sił zbrojnych w Kolumbii jest inny. - Te bazy mogą dać początek wojnie w Ameryce Płd. - stwierdził.

Zbroić się na wrogi atak

Zapowiedział również, że jego kraj ma zamiar zakupić od Rosjan uzbrojenie. - Kupimy kilka batalionów rosyjskich czołgów - poinformował prezydent dodając, że transakcja ta ma być jednym z licznych porozumień, które chce podpisać podczas wrześniowej wizyty w Moskwie. Od 2005 roku rząd Chaveza kupił od Rosji broń wartą ponad 4 mln dol., w tym śmigłowce i samoloty bojowe.

Socjalistyczny prezydent Wenezueli nazwał plan wzmocnienia amerykańskiego kontyngentu wojskowego w Kolumbii "wrogim aktem" i "prawdziwym zagrożeniem" dla jego kraju i jego lewicowych sojuszników.

Lek na narkotyki - samoloty

Mówimy o Jankesach, najbardziej agresywnym narodzie w historii ludzkości Hugo Chavez

Prezydent Kolumbii Alvaro Uribe spotyka się w tym tygodniu z liderami państw Ameryki Łacińskiej, by pozyskać poparcie dla planów Waszyngtonu. Stany Zjednoczone chcą, by Kolumbia, która jest największym na świecie producentem kokainy, stała się główną bazą dla amerykańskich samolotów, wykorzystywanych do walki z przemysłem narkotykowym. Na mocy porozumienia z rządem Kolumbii armia USA miałaby dostęp do siedmiu baz wojskowych w tym kraju; liczba amerykańskich żołnierzy wzrosłaby tam z niespełna 300 do maksimum 800.

Kokainowy sojusz

Niedawno, podczas dyplomatycznych zatargów z Kolumbią, Chavez postawił siły zbrojne Wenezueli w stan gotowości bojowej, szybko jednak tę decyzję odwołał.

Jego bliski sojusznik, prezydent Boliwii Evo Morales, który sam był niegdyś farmerem uprawiającym kokę, a w zeszłym roku wyrzucił z kraju amerykańskich agentów ds. walki z narkotykami powiedział, że kolumbijscy rebelianci z organizacji FARC, sponsorowani przez kartele narkotykowe, stali się głównym pretekstem do organizowania w tym regionie amerykańskich operacji wojskowych.

To drugi Irak

Morales dodał, że skoncentrowanie wojsk amerykańskich w bazach w Kolumbii jest niedopuszczalne. - To jest skierowane przeciw FARC. To nie jest (akcja) przeciw przemytowi narkotyków, a przeciw (państwom) regionu. Naszym obowiązkiem jest to odrzucić - powiedział Morales podczas konferencji prasowej.

Prezydent Boliwii porównał też amerykańską kampanię przeciw kartelom narkotykowym w Ameryce Łacińskiej do inwazji na Irak, uzasadnianej poszukiwaniem broni masowego rażenia, którą miał dysponować Saddam Husajn.

Zaniepokojenie decyzją o wzmocnieniu amerykańskiego kontyngentu w Kolumbii wyraził również prezydent Brazylii, umiarkowanie lewicowy Luiz Inacio Lula da Silva.

Jednak nie wszystkie państwa Ameryki Południowej tak negatywnie zareagowały na amerykańsko-kolumbijskie plany. Rząd umiarkowanie lewicowej prezydent Chile, Michelle Bachelet oraz Alan Garcia, konserwatywny prezydent, Peru wyrazili poparcie dla decyzji prezydenta Kolumbii.

Źródło: PAP, lex.pl