Byli gotowi pomóc "Bułgarii". "Szef akcji ratunkowej nie chciał"

 
Pchacz "Dunajskij-66"osnovanerud.ru

Dwie jednostki, które przepływały w pobliżu tonącego statku "Bułgaria" i nie pomogły w akcji ratunkowej to drobnicowiec "Arbat" i pchacz "Dunajskij-66" - ustalili rosyjscy dziennikarze. Minister transportu Igor Lewitin zagroził ich kapitanom surowymi karami, a Komitet Śledczy wszczął dochodzenie. Dziennik "Izwiestia" dotarł do raportu kapitana jednego z tych statków, w którym tłumaczy, dlaczego nie wziął udziału w akcji ratunkowej.

Statek wycieczkowy "Bułgaria" zatonął na Wołdze w niedzielę po południu. Ludzi, którym udało się utrzymać na powierzchni wody, wyciągał statek "Arabella", który znajdował się najbliżej miejsca katastrofy. Świadkowie mówili jednak także o dwóch innych jednostkach, które widziano w rejonie wypadku, a które nie zatrzymały się, żeby pomóc.

Kapitan holownika broni się

10 lipca "Dunajskij-66", należący do jednej z kazańskich spółek, pchał przed sobą dwie barki, przepływając przez rejon, w którym tonęła "Bułgaria". Gazeta "Izwiestia" opublikowała raport kapitana, w którym twierdzi on, że był gotów iść z pomocą i wyjaśnia, dlaczego tego nie zrobił.

Zatrzymałem jednostkę i połączyłem się z kapitanem "Arabelli", zapytałem o dalsze działania. Kapitan "Arabelli", jako dowodzący operacją ratunkową, nie chciał naszej pomocy. Powód: długi czas podejścia statku "Dunajskij-66" do miejsca znajdowania się tratew ratunkowych. kapitan pchacza "Dunajskij-66"

"Statek przepływał punkt Sukiejewo (tam zatonęła "Bułgaria" - red.) o 14.30 czasu moskiewskiego z dwiema załadowanymi barkami. W odległości 500-600 m od naszego szlaku wodnego były widoczne tratwy ratunkowe. Ludzi na powierzchni wody nie było widać"- napisał kapitan.

"W tamtym kierunku płynął statek "Arabella", miał nie więcej niż 15 min. drogi do przebycia. Naszej jednostce odczepienie barek i podejście do miejsca, gdzie pływały tratwy ratunkowe, zajęłoby ponad godzinę. Statek "Bułgaria" nie nadawał sygnałów ratunkowych, na powierzchni wody nie było go widać"- to ciąg dalszy relacji.

"Zatrzymałem jednostkę i połączyłem się z kapitanem "Arabelli", zapytałem o dalsze działania. Kapitan "Arabelli", jako dowodzący operacją ratunkową, nie chciał naszej pomocy. Powód: długi czas podejścia statku "Dunajskij-66" do miejsca znajdowania się tratew ratunkowych" - wyjaśnia kapitan.

"Nie było sensu"?

Także właściciel pchacza, kazańska spółka "Podstawa - zasoby budowlane", do której zadzwonili dziennikarze gazety "Moskowskij Komsomolec", podkreśla, że z pokładu statku nie było widać miejsca katastrofy. Marynarze widzieli tratwy, ale nie ludzi, i nie mogli ocenić rozmiaru tragedii, dlatego "Dunajskij-66" popłynął dalej. Nie było sensu odczepiać barek. Tak więc wina załogi jest bardzo wątpliwa - zauważa "Moskowskij Komsomolec".

Nieznane są natomiast na razie okoliczności rejsu i motywy postępowania drugiego z krytykowanych kapitanów, dowódcy drobnicowca "Arbat".

Nie takie oczywiste

We wtorek szef Komitetu Śledczego Aleksandr Bastrykin polecił wszcząć sprawę karną wobec kapitanów dwóch statków, które odmówiły pomocy "Bułgarii". Artykuł 270 kodeksu karnego ("Nieokazanie przez kapitana statku pomocy ofiarom katastrofy") przewiduje karę w postaci wysokiej grzywny lub pozbawienia wolności do 2 lat.

Dzień wcześniej ukaranie kapitanów zapowiadał minister transportu Igor Lewitin.

Ale już na przykład premier Republiki Tatarstanu Ildar Chalikow ostrożnie stwierdził, że w tej sprawie nic nie jest tak proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka: "Tam jest cały szereg okoliczności, które należy wziąć pod uwagę". I przypomniał, że to właśnie jeden z krytykowanych kapitanów jako pierwszy poinformował Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych o katastrofie.

Śledczy biorą też pod uwagę fakt, że obie jednostki mogły przepłynąć, bo nie było sygnału SOS z "Bułgarii". Potwierdza to relacja radiooperatora z tego statku, jak też raport kapitana "Dunajskij-66".

Źródło: Izwiestia, Moskowskij Komsomolec

Źródło zdjęcia głównego: osnovanerud.ru