Prof. Zbigniew Religa nie żyje. Wybitny kardiochirurg, pierwszy, który w Polsce skutecznie przeszczepił serce, zmarł w niedzielę ok. 16-tej. Od lat zmagał się z rakiem płuc. Miał 70 lat.
Lekarz, polityk, kawaler Orderu Orła Białego. Wybitny kardiochirurg z ambicjami reformy służby zdrowia. Nałogowy palacz, który dopiero w szpitalu rzucił nałóg. W maju 2007 roku publicznie przyznał, że ma guza lewego płuca. Przeszedł w sumie 4 operacje i dwa cykle chemioterapii.
Kariera medyczna...
Zbigniew Religa urodził się 16 grudnia 1938 roku w Miedniewicach. W 1963 ukończył studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Warszawie. Później aż do roku 1980 pracował w Szpitalu Wolskim w Warszawie, uzyskując w tym czasie specjalizację I i II stopnia z chirurgii.
W latach 70-tych dwukrotnie szkolił się w USA z chirurgii naczyniowej i kardiochirurgii. W Polsce zdobywał kolejne tytuły naukowe: najpierw doktora nauk medycznych, a w 1981 doktora habilitowanego. Medyczne szlify zdobywał w Klinice Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii w Warszawie.
Od 1984 kierował Katedrą i Kliniką Kardiochirurgii w Zabrzu. W 1990 został profesorem Śląskiej Akademii Medycznej, w latach 1997-1999 - jej rektorem. W 2001 wrócił do Warszawy i objął stanowisko kierownika II Kliniki Kardiochirurgii i dyrektora Instytutu Kardiologii.
Zbigniew Religa dowodził zespołem, który przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację przeszczepu serca w listopadzie 1985 r. Pacjent przeżył tylko 6 dni, ale operacja przetarła szlak dla transplantologii w Polsce. Dopiero po operacji Religi zaczęto przeszczepiać też inne organy. Religa był też inicjatorem akcji skonstruowania w pełni implantowalnej protezy serca (szerzej znanej jako polskie sztuczne serce).
...i polityczna
Zbigniew Religa był nie tylko wybitnym lekarzem, ale i politykiem. Zaczął w latach 80-tych, wstępując do marionetkowego Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Nie udało mu się wówczas dostać do Sejmu.
W latach 90-tych zaangażował się w tworzenie Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Dwukrotnie - w latach 1993-1997 i 2001-2005 pełnił funkcję senatora RP. W kwietniu 2004 Religa wraz z senatorem Krzysztofem Piesiewiczem założył nową partię polityczną - Centrum.
Partia Centrum miała być jego lokomotywą wyborczą w wyborach prezydenckich - początkowo sondaże wskazywały na niego jako na murowanego faworyta - jednak oba projekty nie wypaliły. Religa wycofał się i poparł Donalda Tuska. Ich polityczne ścieżki rozeszły się jednak po wyborach, gdy Religa przyjął propozycję objęcia teki ministra zdrowia w rządzie PiS.
W obecnej kadencji Sejmu był posłem z ramienia tej partii, jednak nigdy nie wstąpił do PiSu. Jako jedyny nie zakończył ślubowania poselskiego formułą "Tak mi dopomóż Bóg". Zbigniew Religa był żonaty, miał dwoje dzieci. Był kawalerem Orderu Orła Białego.
"Jego serce przestało bić biją serca jego pacjentów"
- Był osobowością niezwykłą. Jako lekarz potrafił się wczuwać w trudne momenty chorego, umiał rozmawiać z chorym, pokrzepić, dodać otuchy. Wiadomość o jego śmierci jest bardzo smutna dla polskiej kardiochirurgii i całego naszego środowiska. Dla mnie osobiście szczególnie jest pogrążająca, gdyż wiązała nas obu prawdziwa przyjaźń - wspominał w TVN24 bliski przyjaciel zmarłego, prof. Stanisław Woś, kierownik II Katedry i Kliniki Kardiochirurgii Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. - Ona trwała nieprzerwanie do dnia dzisiejszego, do godziny 16, zawsze jako ta sama, przez ponad 20 lat - dodawał.
- Przestało bić serce Religi, ale biją serca jego pacjentów. To pomnik, który postawił już za życia – tak o Zbigniewie Relidze mówi z kolei b. minister gospodarki i przyjaciel Janusz Steinhoff. Przypomniał, że Religa jako wybitny fachowiec mógł robić karierę w USA, ale wrócił do Polski i "rozklekotanym polonezem jeździł z Zabrza do Warszawy".
- To był społecznik, maniak pracy, pasjonat w służbie innych ludzi. Cieszył się powszechnym szacunkiem. Był to człowiek, który nie miał wrogów, bo nie mógł ich mieć – wspomina z kolei Kazimierz Kutz. Według posła PO Religa był lubiany nawet przez politycznych adwersarzy właśnie za otwarty charakter i ujmujący sposób bycia.
- Gdy patrzyłem, jak choroba narastała, jak biedniał – widziałem, że odchodził z elegancją najwyższej człowieczej godności. Ostatni raz, jak go widziałem w Sejmie, odważyłem się położyć dłoń na jego ramieniu i powiedzieć: profesorze, niech pan się trzyma. Spojrzał na mnie z takim dziecięcym onieśmieleniem, był taki zażenowany. Będę go pamiętał jako dobrego i pięknego człowieka – mówi reżyser o profesorze.
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN