Nauczycielka kazała im się ustawić według wzrostu, a potem powiedziała, że samorząd klasowy będzie się składał z najwyższego, najniższego i najmłodszego. - Jeżeli tak traktujemy pierwsze doświadczenie demokratyczne młodych ludzi, to dlaczego dziwimy się później, że pokazują nam środkowy palec, wybierając z programu Konfederacji tylko to, co im pasuje? - pyta prof. Przemysław Sadura. Rozmawiamy o "Społeczeństwie populistów", którego każdy z nas jest częścią. Nie tylko młodzi.
Dlaczego nigdy nie przyjęliśmy liberalizmu politycznego, wpadliśmy w pułapkę nieufności i skazaliśmy się na populistyczny dryf? Te pytania postawili przed sobą prof. Przemysław Sadura, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, i Sławomir Sierakowski, szef "Krytyki Politycznej". Odpowiedzi szukali, pisząc razem książkę "Społeczeństwo populistów", w której opierając się na badaniach, analizują przemiany świadomości społecznej i stan państwa w różnych obszarach jego funkcjonowania.
Sadurę zapytaliśmy więc nie tylko o to, dlaczego jego zdaniem jest "tak źle", ale czy w ogóle można cokolwiek zrobić, żeby "było dobrze". W rozmowie skupiamy się m.in. na roli najmłodszych wyborców, również tzw. politycznych debiutantów, których jesienią może być aż 1,5 miliona.
Justyna Suchecka: Czy populista to jeszcze pejoratywne określenie?
Prof. Przemysław Sadura: Wciąż tak. Ale przede wszystkim jest to określenie, które straciło swoją ostrość i jasność. Niby wszyscy wiedzą, kto to populista, dopóki ktoś nas o to nie zapyta wprost.
W języku codziennym to słowo głównie służy jako inwektywa. Sam PiS nie przyznałby się raczej do tego, że jest populistyczny.
A ktoś by się przyznał?
Byli już tacy cynicy, którzy się przyznawali. Na przykład w USA Steve Bannon (doradca polityczny, szef kampanii wyborczej - red.), który wymyślił prezydenta Donalda Trumpa.
Na YouTube można znaleźć trzygodzinny wywiad z Bannonem, gdzie on się stopniowo rozkręca i opowiada całą kuchnię swojej pracy. Wręcz prezentuje się bez politycznych spodni.
I przyznaje, że świadomie postawił na populizm. To był jego koncept, nawiązujący do XIX-wiecznego amerykańskiego populizmu, który był oddolny, oparty na ruchu agrarnym. Uznał, że może doprowadzić do populistycznej rewolucji w Partii Republikańskiej, która najpierw zaneguje republikański establishment, a potem po prostu rozleje się już na cały kraj.
Kto jeszcze?
Najczęściej przyznają ci, którzy tylko sięgają po populistyczny kostium i do swoich wyborców mrugają okiem. Nawet Donald Tusk, jeszcze w czasie 8-letnich rządów Platformy (2007-2015), mówił o sobie, że jest "miękkim populistą". Jego populizm to była ta ciepła woda w kranie, ruch centrowy.
W tym czasie wysyłał swojemu elektoratowi sygnał: "ja nie jestem populistą, ale okoliczności zmuszają mnie do tego, żeby założyć tę maskę, więc się nie dziwcie".
Ale nie był w tym populizmie konsekwentny. Przeprowadzał reformy, które miały służyć krajowi, lecz przez dużą część społeczeństwa były nieakceptowane, np. podniesienie wieku emerytalnego czy sześciolatki w szkołach.
Niby zakładał kostium populisty, ale wychodziła z niego taka tradycyjna polska inteligencja.
Dziś myślę, że też by się od populizmu nie odżegnywał. W końcu gra w tę grę - reaguje na zapowiedzi PiS o 800 plus czy referendum w sprawie uchodźców. A to czysty populizm.
Zapytałam wcześniej, czy to "pejoratywne" określenie, bo w książce, którą napisałeś ze Sławomirem Sierakowskim, stwierdzacie: "To nie oni są populistami. My też już nimi jesteśmy". Odnoszę wrażenie, że jednak niewielu ludzi by tak o sobie powiedziało czy pomyślało.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam