Premium

"Śmierdziało tak, że najemcy uciekli po tygodniu. Niszczono latami mój biznes"

Zdjęcie: TVN24

- Przez lata nie zarabiałem na hali, bo każdy najemca uciekał z powodu smrodu - mówi Dmitry Starovoytov, właściciel hali w Przylepie, którą tylko ściana dzieliła od tej, gdzie składowano toksyczne odpady. Zanim wybuchł wielki pożar, nieraz prosił o pomoc różne instytucje, w tym prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego. Bez skutku. Teraz zapowiada, że będzie walczył o odszkodowanie.

Przypomnijmy: była sobota, 22 lipca, gdy w Przylepie w Zielonej Górze spłonęła hala z toksycznymi substancjami. Według strażaków było w niej pięć tysięcy metrów sześciennych składowanego materiału. Beczki z substancjami ropopochodnymi wybuchały, odpady były tak toksyczne, że strażakom spływały odblaski z mundurów. W całej akcji wzięło udział prawie 400 strażaków, ponad 100 pojazdów i dwa samoloty.

Teraz mieszkańcy Przylepu i okolic żyją w strachu, że toksyczne substancje skaziły glebę, wodę i powietrze, nie wierzą w oficjalne pomiary i zapewnienia, że mogą czuć się bezpiecznie.

O ich obawach pisaliśmy na początku sierpnia w reportażu "W Przylepie mówią o klątwie, w Płotach o plagach egipskich, a na Łężycy o apokalipsie".

Ale to nie wszystko, co dzieje się po ekologicznej katastrofie. Właściciele dwóch hal w spalonym budynku przemysłowym obwiniają prezydenta Zielonej Góry o pozorowane działania w sprawie utylizacji odpadów. Prezydent Janusz Kubicki - decyzją Naczelnego Sądu Administracyjnego sprzed trzech lat - był odpowiedzialny za usunięcie składowiska. 

Pożar hali w PrzylepieTVN24

- Prezydent nie reagował, tym samym niszcząc mój biznes - mówi Dmitry Starovoytov, właściciel drugiej hali, która od tej z toksycznymi odpadami oddzielona była tylko ścianą.

Andrzej Korościk - adwokat Lecha Święcickiego, właściciela hali, gdzie składowano odpady - mówi, że wszystko obracało się wokół zapewnień, że odpady znikną, ale nie było konkretnych działań. 

15 lat życia poszło z dymem

Po pożarze hali z odpadami w Przylepie mieszkańcy powtarzają jedno imię: Dima.

- On pani powie, jak to z tą halą było - słyszę w Przylepie, Zielonej Górze, Płotach i Zagórzu.

Pytam, kto to jest.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam