Ulica Bukowska 53A. Najpierw powstały tu wielkie maszty radiostacji. Potem wprowadzili się towarzysze z kraju Wielkiego Brata. W 1973 roku wszystko miał pochłonąć ogień. Pół wieku później to oni stali za ogniem, co doprowadziło do ich końca.
- Dyplomaci z Rosji do końca listopada muszą opuścić willę przy ulicy Bukowskiej 53A w Poznaniu - Konsulat Generalny swojego kraju.
- 22 października zgodę na jego funkcjonowanie wycofał szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.
- - Cała otoczka powodowała, że człowiek zastanawiał się, czy dobrze zrobił, przekraczając tę bramę i czy na pewno stąd wyjdzie - wspomina politolożka dr Joanna Kałużna z UAM, która do konsulatu poszła jedynie po wizę.
- Co przez kilkadziesiąt lat działo się w tym miejscu? I jaka czeka je przyszłość? Czy powstanie tu Konsulat Ukrainy, czy raczej dedykowany Ukraińcom dom kultury? A może coś jeszcze innego?
Radzieckich dyplomatów w środku nocy obudził huk. Zerwali się z łóżek i wyszli przed konsulat. Dopiero nad ranem zauważyli stłuczoną szybę w gabinecie konsula i leżącą na podłodze butelkę z benzyną z zatkniętą metalową tabliczką ze znakiem trzech krzyży. Był 17 września 1973 r.
Zmieniła się flaga, nie zmieniła się mentalność. Naloty rosyjskich bombowców, masowe ucieczki z terenów, na których toczą się walki, żołnierze mordujący cywili. To nie opis trwającego za naszą wschodnią granicą konfliktu, a pierwszej "operacji wojskowej" Władimira Putina.
23 lutego 2000 roku przeciwko wojnie w Czeczenii protestowało kilkunastu poznaniaków. Siedmiu z nich wdarło się na teren konsulatu. Wybuchł skandal dyplomatyczny.
Persona non grata
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam