Polska ma zapłacić karę pieniężną za działalność kopalni Turów. - Polska trochę zaniedbała proces przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Z moich rozmów z przedstawicielami administracji wynika, że Polska od początku nie wierzyła, że Trybunał może nakazać zamknięcie kopalni Turów - ocenił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Dominik Brodacki z Polityki Insight, analityk ds. energetycznych. Jego zdaniem, "teraz Polska prawdopodobnie kalkuluje, co jej się bardziej opłaca - płacić karę Komisji Europejskiej czy płacić kary na rzecz Czechów".
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej poinformował w poniedziałek, że ze względu na niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów Polska została zobowiązana do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej kary pieniężnej w wysokości 500 tysięcy euro dziennie, czyli równowartość 2,3 mln zł. TSUE podał w komunikacie, że "tego rodzaju środek należy uznać za konieczny do wzmocnienia skuteczności środka tymczasowego zarządzonego postanowieniem z dnia 21 maja 2021 r. i odwiedzenie tego państwa od opóźniania dostosowania swojego zachowania do tego postanowienia".
Polski rząd w odpowiedzi na decyzję TSUE poinformował, że nie zamknie kopalni Turów. Rząd w swoim stanowisku zaznaczył, że zaprzestanie wydobywania węgla w Turowie "miałoby negatywne skutki dla bezpieczeństwa energetycznego dla milionów Polaków oraz dla całej Unii Europejskiej", a zamknięcie kopalni "oznaczałoby też ogromne problemy dla życia codziennego".
Kopalnia Turów - kara nałożona na Polskę
Sprawa polskiej kopalni trafiła do TSUE w lutym tego roku. Zdaniem Czechów rozbudowa kopalni zagraża m.in. dostępowi do wody w regionie Liberca. - Wniosek sam się nasuwa, to znaczy, że Polska trochę zaniedbała proces przed Trybunałem. Z moich rozmów z przedstawicielami administracji wynika, że Polska od początku nie wierzyła, że Trybunał może nakazać zamknięcie kopalni Turów - komentował Dominik Brodacki z Polityki Insight, analityk ds. energetycznych.
- Pisma w tej sprawie nie zostały opublikowane, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że gdzieś popełnione zostały poważne zaniedbania, także w kolejnych miesiącach - chociażby w piśmie z czerwca - w którym Polska wnosiła o uchylenie decyzji Trybunału nakazującej Polsce zamknięcie kopalni, te argumenty, które ma Polska, są naprawdę silne - zauważył.
W jego ocenie "wydaje się, że wykazanie tej kwestii, że zamknięcie kopalni zagroziłoby bezpieczeństwu Polski, a także bezpieczeństwu społecznemu - powinno być stosunkowo proste". - Zamknięcie kopalni Turów wymusiłoby zamknięcie jednej z największych elektrowni w Polsce - elektrowni Turów, a to z kolei zagroziłoby stabilności systemu energetycznego, nie dostaw prądu, ale utrudniłoby zbilansowanie pracy sieci bardzo poważnie, na przykład wymuszając zwiększenie importu prądu i zagroziłoby miejscom pracy kilkudziesięciu tysięcy osób - wyjaśniał Brodacki.
Kopalnia Turów - negocjacje z Czechami
Polski rząd od kilku miesięcy prowadzi negocjacje ze stroną czeską w sprawie kopalni Turów. Rząd w Pradze w połowie czerwca przesłał Polsce pierwszą wersję umowy dotyczącej kopalni Turów. O przesłaniu projektu poinformował czeski minister środowiska Richard Brabec. Jak mówił, dokument zawiera warunki, których spełnienia przed wycofaniem pozwu z TSUE i po jego wycofaniu domagają się Czesi. Szczegółów wysłanego do Warszawy projektu jednak nie ujawniono.
- Rozmowy z Czechami trwają (...), natomiast one do tej pory nie przyniosły żadnych efektów. Jednym z takich punktów spornych w rozmowach Polski z Czechami jest wysokość odszkodowań, które miałaby płacić Polska za szkody środowiskowe, które powoduje kopalnia Turów po stronie czeskiej - wskazał Dominik Brodacki.
Jego zdaniem "teraz Polska prawdopodobnie kalkuluje, co jej się bardziej opłaca - płacić karę Komisji Europejskiej czy płacić kary na rzecz Czechów, co może być dla niej bardziej korzystne".
Analityk zwrócił również uwagę, że rozmów nie ułatwia kalendarz wyborczy u naszych sąsiadów. - Nakłada się na to proces wyborczy w Czechach. Na początku października są tam wybory parlamentarne i prawdopodobnie na jakikolwiek przełom w rozmowach trzeba będzie czekać do wyboru nowego rządu - ocenił Brodacki.
Analityk był również pytany, czy porozumienie na linii Polska - Czechy spowodowałoby zatrzymanie naliczania codziennych kar, które ma zapłacić nasz kraj. - Prawdopodobnie tak, ponieważ wówczas Czesi wycofaliby swoją skargę z Trybunału, zezwalając tym samym na dalszą działalność kopalni (Turów - red.), ale, prawdę powiedziawszy, w najbliższych dniach albo nawet tygodniach szans na takie porozumienie, niestety, nie ma. Takie szanse pojawią się dopiero, jak zostanie wybrany nowy rząd w Czechach, on będzie decyzyjny w tej sprawie, do tego czasu Polska będzie musiała płacić ponad 2 miliony złotych dziennie za działalność kopalni - przyznał gość "Wstajesz i wiesz" w TVN24.
Kopalnia i elektrownia Turów należą do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, będącej częścią PGE Polskiej Grupy Energetycznej.
Źródło: TVN24 Biznes