Miało być tanio i ekologicznie. Włodarze Paryża i MKOL zapowiadali duże zmiany w organizacji igrzysk, ale planowany budżet został już przekroczony o ponad 100 proc. Do tego sportowcy narzekają na niewygody, a turystów jest mniej, niż w poprzednich latach.
Początek lat 70. poprzedniego wieku. Trwa rywalizacja o to, kto zorganizuje letnie Igrzyska Olimpijskie. W samym środku Zimnej Wojny wydaje się, że szansę mają tylko dwa miasta, które reprezentują przeciwne strony politycznej barykady: Los Angeles i Moskwa. Wygrywa jednak trzeci, (bardziej) neutralny zawodnik: miastem-organizatorem IO w 1976 r. zostaje Montreal. Moskwę ten zaszczyt spotyka w 1980, a LA - cztery lata później. Montreal to pierwsze (i jak dotąd jedyne) kanadyjskie miasto, które organizuje letnie igrzyska.
Ale radość nie trwa długo. Szybko okazuje się, że koszty organizacji wydarzenia przekraczają początkowe przewidywania - i to aż o 720 proc. Wydano 6,1 mld dolarów, a liczba ta zawiera jedynie koszty związane z organizacją zawodów (np. budowa stadionów). Nie uwzględnia zaś wydatków na infrastrukturę drogową, kolejową, lotniskową, na modernizację hoteli i na inne iwestycje poniesione w ramach przygotowań. Po Igrzyskach Montreal wpadł w takie długi, że miastu udało się z nich wyjść dopiero 30 lat później, w 2006 r.
Montreal przekroczył planowany budżet bardziej niż ktokolwiek przedtem i potem. I choć w tej dziedzinie mógłby otrzymać złoty medal, to nie jest jedynym miastem-organizatorem, które nie zmieściło się w pierwotnie zakładanych kosztach. Od lat 60. nie udało się to żadnemu miastu, które zorganizowało IO.
To dlatego wiele państw wcale nie kwapi się do organizacji igrzysk. W trakcie rywalizacji o to, gdzie odbędą się tegoroczne IO, ze starań zrezygnowały kolejno Hamburg, Rzym i Budapeszt. Na ringu pozostał Paryż i Los Angeles (to ostatnie miasto ponownie będzie gospodarzem Igrzysk już za cztery lata).
Paryż nie tylko się nie wycofał, ale władze miasta wspólnie z MKOL-em ogłosiły, że igrzyska czekają wielkie zmiany.
Wykorzystać to, co jest
Włodarze stolicy Francji postanowili uczyć się na błędach poprzedników. Aby niepotrzebnie nie wydawać pieniędzy, postawiono na istniejącą infrastrukturę.
Ok. 95 proc. obiektów przeznaczonych do olimpijskiego użytku istniało już, zanim miasto w ogóle zaczęło się starać o organizację igrzysk. Zbudowano trzy: Wioskę Olimpijską (za 1,47 mld euro), Centrum Sportów Wodnych (174 mln) i obiekt gimnastyczny/do gry w badmintona (137 mln).
"To była najważniejsza decyzja, jaką podjęliśmy: nie budować" - powiedziała w rozmowie z "Guardianem" Georgina Grenon, dyrektorka ds. środowiskowych udoskonaleń podczas Igrzysk w Paryżu. "Drugą najważniejszą decyzją było zbudowanie tych obiektów w sposób niskoemisyjny" - dodała. Postawiono więc na naturalne materiały, np. drewno, a gruz wywożono transportem rzecznym.
Paryż miał do pewnego stopnia ułatwione zadanie, bo miasto od lat organizuje duże wydarzenia sportowe i wiele potrzebnych obiektów już stało, np. Stade de France w Saint-Denis, Roland-Garros w Paryżu i National Velodrome w Saint-Quentin-en-Yvelines. Nie obyło się jednak bez koniecznych remontów. Renowacje Stade de France kosztowały prawie 70 mln euro.
Budżet na infrastrukturę sportową i wydarzenia to 8,7 mld euro. Miasto przekroczyło go o 115 proc.
Włodarze postawili też na istniejącą już sieć komunikacji miejskiej. Dla porównania władze Rio de Janeiro (Igrzyska w 2016 r.) zainwestowały w przedłużenie linii metra, która łączyła obiekty sportowe z centrum. Kosztowało to prawie 3 mld dolarów.
Nie znaczy to jednak, że Paryż nie utopił (nomen omen) w igrzyskach dużych pieniędzy. Od 1,4 do 1,6 mld euro miało kosztować oczyszczanie Sekwany. Pod mostem Austerlitz zbudowano podziemny zbiornik retencyjny o pojemności 50 tys. metrów sześciennych, zmodernizowano też oczyszczalnię ścieków. Tuż przed igrzyskami mer miasta Anne Hidalgo pływała w rzece, by pokazać, że woda nadaje się do użytku. W ostatniej chwili z "testu" zrezygnował Emmanuel Macron. Prezydent Francji tłumaczył, że jest zbyt zajęty.
Wydaje się, że podjął słuszną decyzję. Pod koniec lipca okazało się, że zawody thriatlonistów trzeba było przełożyć z powodu zanieczyszczenia Sekwany bakteriami e-coli.
"Paryż włożył dużo pracy"
Problemy miast organizujących IO nie umknęły uwadze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Jednym z negatywnych przykładów jest Grecja. Po igrzyskach, które Ateny zorganizowały w 2004 r. w użyciu jest dziś zaledwie 68 proc. obiektów. Jak podczas briefingu prasowego wskazywała Tania Braga, szefowa działu ds. wpływu i dziedzictwa Igrzysk Olimpijskich w MKOl, to najniższy wynik wśród letnich igrzysk organizowanych po latach 50.
Władze MKOl mają nadzieję, że trend uda się odwrócić. Kandydatury Paryża jak i Los Angeles były chwalone właśnie za dogłębne przemyślenie tego, jak wykorzystać to, co miasta już mają, by nie tylko nie tracić pieniędzy, ale też nadmiernie nie wpływać na środowisko.
"Kiedy MKOl przygotowywał reformy Agendy Olimpijskiej 2020, naszą ambicją było uczynienie igrzysk bardziej zrównoważonymi, odpowiedzialnymi i użytecznymi dla ludności goszczącej" - mówiła Braga. "Przekłada się to na zmniejszenie śladu węglowego i zminimalizowanie negatywnego wpływu igrzysk".
"Paryż włożył dużo pracy, by urzeczywistnić tę wizję" - dodała.
Wygodniej śpi się w parku
Georgina Grenon odpowiedzialna za minimalizowanie wpływu Igrzysk w Paryżu na środowisko w rozmowach z prasą podkreślała, że jednym z priorytetów było to, by zmienić zmienić sposób organizacji przyszłych wydarzeń sportowych i pozasportowych. Na przykład poprzez podłączenie obiektów sportowych do sieci elektrycznej, zamiast polegać na napędzanych silnikiem spalinowym agregatach. "Podczas Igrzysk w Londynie spalono cztery miliony litrów oleju napędowego tylko na potrzeby wytworzenia energii elektrycznej" - powiedziała Grenon. Jak dodała, paryskie rozgrywki miały pokazać, że jest przestrzeń do zmiany. "Chodzi o to, że jeśli igrzyska - które działają na tak ogromną skalę - mogą działać inaczej, to inne wydarzenia sportowe i kulturalne również mogą". Jako przykład podała Tydzień Mody w Paryżu.
Także wioska olimpijska miała być wzorem dla przyszłych organizatorów dużych wydarzeń sportowych czy kulturalnych. Apartamenty dla olimpijczyków przygotowano tak, by później nadawały się do ponownego zamieszkania. Co najmniej jedna trzecia ma być wykorzystana jako mieszkania komunalne na przedmieściach na północ od Paryża. Nowopowstałe osiedle ma być niskoemisyjne - jest tam mini-centrum uzdatniania wody i oczyszczalnia ścieków.
Nie brakuje jednak głosów, że w pogoni za ekologią Paryż poszedł o krok za daleko. Przykładem mogą być kartonowe łóżka w wiosce olimpijskiej. Po igrzyskach mają pójść na przemiał. Sportowcy raczej nie uronią za nimi łez. Podobno są tak niewygodne, że trudno na nich zasnąć. Fotografowie przyłapali Thomasa Ceccona, złotego medalistę z Włoch w pływaniu, na spaniu w parku. Przeszkadza mu nie tylko niewygodne łóżko, ale też temperatura - w wiosce nie ma klimatyzacji.
"Uczestniczyłem w czterech igrzyskach i paryska wioska jest najgorszą, jaką widziałem. Nigdy nie zasypiam przed drugą w nocy, jest zbyt gorąco. Jesteśmy bohaterami tej imprezy, więc nie pojmuję, jak możemy nie mieć w pokojach klimatyzacji" – komentował Gregorio Paltrinieri, inny pływak z włoskiej kadry.
Inni sportowcy narzekali także na nieklimatyzowany transport na obiekty sportowe. Aby im ulżyć, niektóre federacje wynajmowały minibusy, żeby przewozić olimpijczyków z miejsca na miejsce.
Czy będzie "Efekt Igrzysk"?
Wiele miast skorzystało z "Efektu igrzysk" - jako flagowy przykład podaje się często Barcelonę. Przed 1992 r. stolica Katalonii nie była zbyt dobrze znana. Fala turystów, którzy przyjechali na igrzyska i częściowo sponsorowane przez MKOL inwestycje sprawiły, że dziś to jedna z najpopularniejszych destynacji w Europie.
Według ekspertów Paryż nie może liczyć na taki efekt, bo już przed igrzyskami miasto miało globalną markę. Co więcej pojawiają się głosy, że turystycznie stolica Francji może w tym roku stracić. Jak się wydaje, część odwiedzających zrezygnowała z wycieczki, bojąc się tłumów na lotniskach, przepełnionych hoteli i ogólnej drożyzny. Linia lotnicza Air-France KLM zapowiadała 15 proc. spadek liczby turystów przylatujących do miasta w porównaniu do ubiegłego roku. Na słabszy niż zwykle ruch narzekają też restauratorzy i hotelarze.
Tę sytuację potwierdza francuska prasa. "Niezależnie od tego, czy znajdują się w pobliżu obiektów olimpijskich, główne muzea i parki w regionie Paryża odnotowują spadek liczby odwiedzających. Tendencję tę można wyjaśnić zmianą profilu odwiedzających" - pisze czwartkowy "Le Monde". I cytuje Svena, turystę ze Szwecji, który nie może uwierzyć w swoje szczęście - Luwr był tak pusty, że udało mu się zrobić selfie z Moną Lisą.
Organizatorzy przekonują jednak, że Paryżowi uda się wyjść na zero, a trzecie igrzyska w mieście w historii - wcześniej miasto było gospodarzem IO w 1900 i 1924 r. - to inwestycja, która zwróci się w przyszłości.
Wydatki na IO w Paryżu przeanalizowali naukowcy z Uniwersytetu w Oksfordzie. "Igrzyska nadal pozostają kosztowne, a ich budżet nadal jest przekraczany w stopniu zagrażającym ich rentowności" - piszą. Podkreślili, że MKOL musi pracować nad lepszym szacowaniem możliwych kosztów tak, by więcej miast było gotowych zdecydować się na tak duże przedsięwzięcie. Biorąc pod uwagę to, że Paryż wydał już drugie tyle, ile początkowo zakładał, działania MKOL naukowcy ocenili jako słuszne, ale wciąż nieskuteczne. "To nie są oszczędne igrzyska, jakie nam obiecano" - podsumowali.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images