- Dalsza eskalacja chuligańskich zachowań, nawoływanie do odwetów, nie służy niczemu dobremu. Pozwólmy prokuraturze rzetelnie zbadać tę sprawę - apelował na antenie TVN24 Jarosław Szymczyk, komendant śląskiej policji. W sobotę wieczorem w Knurowie doszło do zamieszek po śmierci 27-letniego mężczyzny, który został ranny podczas zajść na stadionie.
W sobotę w czasie meczu między Concordią i Ruchem Radzionków doszło do awantury. Zgodnie z wersją policji, pseudokibice rzucali na boisko niebezpieczne przedmioty, a następnie wtargnęli na murawę i zachowywali się agresywnie. Zabezpieczający mecz policjanci użyli gumowych pocisków. 27-letni mężczyzna został raniony w okolice szyi, a po przewiezieniu do szpitala zmarł.
Późnym wieczorem grupa ponad 100 pseudokibiców zaatakowała chroniących szpital w Knurowie policjantów. Rannych zostało 14 funkcjonariuszy.
Jak relacjonował zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Knurowie dr Tomasz Pitsch, przypominało to wojnę. W kierunku policjantów były rzucane koktajle Mołotowa i kostki brukowe. - Jesteśmy wstrząśnięci tym, co tu się działo. Podjęliśmy wszelkie działania, żeby tego młodego człowieka uratować, to straszna tragedia dla rodziny, bliskich i wszystkich nas. To, co działo się później, jest trudne do wytłumaczenia - powiedział.
"Z pewnością doszłoby do konfrontacji"
Kibice zarzucają policji, że tak zdecydowana interwencja na stadionie nie była uzasadniona. Pojawiły się również głosy, że policjanci nie reanimowali ranionego kibica i nie udzielili mu pomocy.
Jak podkreślił w rozmowie z TVN24 komendant śląskiej policji Jarosław Szymczyk, okoliczności interwencji wyjaśni postępowanie prokuratorskie.
Dodał, że dopiero praca śledczych pozwoli na udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy użycie broni przez funkcjonariuszy było potrzebne.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że agresywna grupa kibiców Concordia Knurów, która wtargnęła na płytę boiska i bezpośrednio przemieszczała się w kierunku sektora kibiców przyjezdnych, była nastawiona bardzo agresywnie, bardzo bojowo. Gdyby nie interwencja policji, z pewnością doszłoby do bezpośredniej konfrontacji - mówił o okolicznościach działań policji.
Pierwsi świadkowie przesłuchani
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Piotr Żak powiedział, że śledztwo w sprawie śmierci 27-latka zostało wsczęte w niedzielę. Postępowanie będzie prowadzone pod kątem niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. - Zabezpieczono już broń gładkolufową, z której oddano strzały, przesłuchani są pierwsi świadkowie, zabezpieczono też materiały filmowe. Policjantów na razie nie udało się przesłuchać. Nie pozwala na to ich stan psychiczny. Są pod opieką - powiedział prok. Żak. Sekcja zwłok mężczyzny ma być przeprowadzona w poniedziałek.
"Bzdurne zarzuty"
Do zarzutu, że policjanci nie udzielili kibicowi pomocy odniósł się z kolei w niedzielę rano Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji: - To są bzdurne zarzuty. Pierwsze, co zaczęli robić policjanci, to udzielać pomocy. Bardzo szybko okazało się, że jest w pobliżu osoba, która ma uprawnienia ratownika i to ona przejęła reanimację. Policjanci stworzyli natomiast coś w rodzaju kordonu, oddzielając miejsce udzielania pomocy od reszty agresywnej grupy - wyjaśnił.
Komendant śląskiej policji Jarosław Szymczyk zaapelował o spokój, podkreślając, że "eskalacja chuligańskich zachowań" oraz "nawoływanie do odwetów" nie służą "niczemu dobremu". - Pozwólmy prokuraturze rzetelnie zbadać tę sprawę - podkreślił.
Autor: kg/tr / Źródło: TVN24, PAP