- Komentarze dotyczące upadku amerykańskiej gospodarki to pustosłowie. To samo dotyczy stwierdzenia, że nasi wrogowie stają się coraz silniejsi, a USA słabsze. Stany Zjednoczone Ameryki to najpotężniejszy kraj na świecie. Kropka - mówił w swoim ostatnim orędziu o stanie państwie Barack Obama. Odnosząc się do polityki zagranicznej, prezydent podkreślał m.in., że priorytetem jest walka z tzw. Państwem Islamskim i Al-Kaidą.
We wtorek wieczorem czasu lokalnego Barack Obama wygłosił swoje ostatnie orędzie o stanie państwa. Coroczne przemówienie amerykańskiego prezydenta to nie tylko tradycja, ale i obowiązek wynikający z drugiego artykułu konstytucji Stanów Zjednoczonych. Zazwyczaj wygłaszane jest pod koniec stycznia, w tym roku uznano jednak, że z uwagi na rozpoczynające się 1 lutego prawybory prezydenckie, Kongres wysłucha orędzia już teraz.
W tym roku przemówienie Obamy trwało około 70 minut, czyli nieco dłużej niż w roku ubiegłym. Na samym początku prezydent wskazał, że tradycyjnie w roku przedwyborczym oczekiwania wobec administracji są nieco mniejsze, jednak zapowiedział, iż nie zamierza rezygnować z realizacji postawionych sobie celów. Wśród nich wymienił m.in. reformę systemu więziennictwa, systemu imigracyjnego, walkę o większą kontrolę nad sprzedażą broni palnej czy wyższą płacę minimalną.
Krótko podsumowując okres swoich rządów zwrócił uwagę, że powstały w tym czasie nowe miejsca pracy, zmalało bezrobocie, zwiększyła się liczba osób posiadających ubezpieczenie zdrowotne, zmniejszyła liczba amerykańskich żołnierzy służących w Iraku i Afganistanie.
Bez strachu patrzeć w przyszłość
Obama zaznaczył, że nie zamierza skupiać się w swoim przemówieniu jedynie na nadchodzącym roku - ostatnim, który spędzi w Białym Domu, ale pragnie wyznaczyć priorytety na dalszą przyszłość.
- Stany Zjednoczone przechodziły już przez czasy wielkich zmian w przeszłości: wojen i kryzysów, napływu imigrantów, ruchów walczące o sprawiedliwe warunki zatrudnienia czy prawa obywatelskie. Za każdym razem pojawiali się tacy, którzy mówili, że przyszłości należy się bać i twierdzili, że zmianę można zahamować. Za każdym razem pokonywaliśmy te lęki - mówił.
- Sprawialiśmy, że zmiany działały na naszą korzyść (...) Tam, gdzie inni widzieli zagrożenia, my dostrzegaliśmy możliwości. Dzięki temu stawaliśmy się silniejsi i lepsi niż do tej pory - podkreślał.
- Czy odpowiemy na zmiany naszych czasów strachem, zamykając się wewnątrz jako naród i zwracając się przeciwko sobie jako ludzie? Czy też odpowiemy na wyzwania przyszłości pewni siebie i tego, kim jesteśmy? - pytał.
Przemówienie Obamy podzielone było na cztery części. W każdej z nich prezydent starał się odpowiedzieć na jedno z postawionych na początku pytań.Pierwsze z nich dotyczyło stworzenia równych możliwości w obliczu zmieniających się uwarunkowań ekonomicznych. Obama zapowiadał m.in., że będzie dążył do obniżenia kosztów studiów i wspierania przywilejów socjalnych.W drugiej części prezydent mówił o potrzebie wzmacniania w amerykańskim społeczeństwie "ducha innowacyjności". Wspominał w tym kontekście m.in. o walce ze zmianami klimatycznymi, która może stać się szansą dla amerykańskiej gospodarki oraz wyzwaniu, jakim jest znalezienie lekarstwa na raka."Nie mamy do czynienia z III wojną światową"Trzecia część wystąpienia poświęcona była polityce zagranicznej. Dotyczyła ona tego, jak sprawić, by USA były bezpieczne, a jednocześnie nie rezygnując z roli światowego lidera, nie pełniły funkcji "policjanta", interweniującego w każdym kraju, w którym pojawią się problemy.Obama odniósł się do zarzutów, że Stany Zjednoczone słabną, podczas gdy ich wrogowie rosną w siłę.- Wspominałem już wcześniej o tym, że komentarze dotyczące upadku amerykańskiej gospodarki to pustosłowie. To samo dotyczy stwierdzenia, że nasi wrogowie stają się coraz silniejsi, a USA słabsze. Stany Zjednoczone Ameryki to najpotężniejszy kraj na świecie. Kropka - podkreślił prezydent, nagrodzony gromkimi oklaskami.- Wydajemy na nasze wojskowo więcej niż osiem krajów łącznie. Nasi żołnierze są najlepsi w historii. Żaden kraj nie odważy się zaatakować nas ani naszych sojuszników, bo wie, że to droga do klęski (...) W sprawach międzynarodowych nie dzwonią do Pekinu czy Moskwy z prośbą o przywództwo; dzwonią do nas - mówił.Obama ocenił, że zagrożeniem nie są obecnie "mocarstwa zła", ale "upadające państwa". Jako najważniejszy priorytet wymienił obronę amerykańskich obywateli i rozbicie sieci terrorystycznych. W tym kontekście wspomniał o tzw. Państwie Islamskim i Al-Kaidzie.- Skupiając się na walce z tzw. Państwem Islamskim, nie możemy zapominać, że przesadzone stwierdzenia, iż mamy do czynienia z III wojną światową działają tylko na ich korzyść. Masy wojowników i zagubione jednostki planujące zamachy w swoich mieszkaniach czy garażach stanowią olbrzymie zagrożenie dla obywateli i należy ich powstrzymać. Nie zagrażają oni jednak istnieniu naszego państwa. To narracja, którą IS chce, byśmy przedstawiali. Właśnie takiej propagandy używają do rekrutacji - podkreślił.Obama zaznaczył zarazem, jak szkodliwe jest "powtarzanie kłamstwa" o tym, że tzw. Państwo Islamskie "reprezentuje jedną z największych religii świata". - Musimy nazywać ich po imieniu: to mordercy i fanatycy, którzy muszą zostać zniszczeni - powiedział.Prezydent wezwał Kongres m.in. do zniesienia embarga wobec Kuby. - Jeśli chcecie pokazać nasze przywództwo w regionie, przyjmijcie do wiadomości, że zimna wojna się skończyła - mówił.Zapowiedział też, że wciąż będzie dążył do zamknięcia więzienia w Guantanamo. - Broszura rekrutacyjna dla terrorystów. Jest drogie i niepotrzebne - stwierdził. Zalecił też, by traktować zagraniczną aktywność Stanów Zjednoczonych jako część polityki bezpieczeństwa narodowego."Obrażanie muzułmanów nie sprawia, że jesteśmy bardziej bezpieczny"W ostatniej części przemówienia Obama przestrzegał, by nie budować kampanii wyborczej na strachu i podziałach. - Musimy odrzucić każdą politykę, której celem jest uderzanie w ludzi ze względu na ich rasę i religię - powiedział.- Nie chodzi o poprawność polityczną, ale o zrozumienie, skąd bierze się nasza siła. Świat szanuje nas nie tylko dlatego, że jesteśmy silni, ale również dlatego że jesteśmy różnorodni i szanujemy każdą religię. Kiedy politycy obrażają muzułmanów, niszczony jest meczet, a w szkole wyzywane jest dziecko, nie sprawia to, że jesteśmy bardziej bezpieczni. To jest po prostu złe. To zdrada tego, co sobą reprezentujemy jako kraj - podkreślał.Obama przekonywał też, że Ameryka może osiągnąć lepszą i bezpieczniejszą przyszłość, "ale to się stanie tylko wtedy, jeśli będziemy pracować razem, jeśli będziemy w stanie prowadzić konstruktywne i racjonalne debaty". Zaapelował o "naprawę" amerykańskiej polityki. - Lepsza polityka nie oznacza, że musimy zgadzać się we wszystkim. (...) Ale demokracja wymaga podstawowego poziomu zaufania między obywatelami - tłumaczył. W tym kontekście Obama przyznał, że jedyną rzeczą, której żałuje, że podziały między republikanami a demokratami jeszcze bardziej pogłębiły się od czasu, gdy objął siedem lat temu urząd prezydenta USA.- To jedno z niewielu moich rozgoryczeń jako prezydenta - że urazy i podejrzliwość między partiami powiększyły się, zamiast zmaleć. Nie mam wątpliwości, że prezydent z talentami Lincolna czy Roosevelta byłby lepszy w budowaniu mostów. Ale gwarantuję, że tak długo jak będę prezydentem, będę dalej próbować, by być lepszy - podkreślił Barack Obama.
Autor: kg\mtom / Źródło: tvn24.pl, PAP