Departament Stanu USA zarządził "wyjazd z Iraku amerykańskich pracowników rządowych niepełniących kluczowych funkcji" - poinformowała ambasada Stanów Zjednoczonych w Bagdadzie w wydanym w środę oświadczeniu. Decyzję o zawieszeniu misji szkoleniowych z Iraku podjęły także Niemcy.
Nakaz Departamentu Stanu dotyczy pracowników ambasady w Bagdadzie i amerykańskiego konsulatu generalnego w Irbilu na północy Iraku.
"Zwykła obsługa wizowa w obu placówkach zostanie tymczasowo zawieszona" - poinformowano w komunikacie. Jak dodano, "obecnie rząd USA w ograniczonym zakresie jest w stanie zapewniać pomoc w nagłych wypadkach amerykańskim obywatelom w Iraku".
Osobom objętym nakazem opuszczenia kraju Departament Stanu USA zaleca "wyjazd komercyjnymi środkami transportu w najwcześniejszym możliwym terminie".
Rzecznik amerykańskiego resortu dyplomacji przekazał, że decyzja o wycofaniu części personelu z Iraku bazuje na raporcie bezpieczeństwa. Nie ujawnił jednak, ile osób zostanie objętych tym nakazem.
- Zapewnienie bezpieczeństwa personelowi rządowemu USA i (amerykańskim) obywatelom to nasz najwyższy priorytet. Wierzymy w zdolność irackich sił bezpieczeństwa do zapewnienia nam ochrony - powiedział rzecznik.
Misja Bundeswehry wstrzymana
Również w środę Niemcy zawiesiły misje szkoleniowe prowadzone przez Bundeswehrę w Iraku. O decyzji niemieckiego rządu poinformował rzecznik ministerstwa obrony. Zastrzegł, że misje mogą być w najbliższych dniach wznowione.
Przekazał również, że Niemcy są w posiadaniu informacji na temat potencjalnych ataków proirańskich sił.
Niemiecka decyzja miała być według mediów konsultowana z walczącymi z tak zwanym Państwem Islamskim (IS) sojusznikami Berlina w regionie Bliskiego Wschodu.
W Iraku stacjonuje około 160 żołnierzy Bundeswehry. 60 z nich znajduje się w okolicach Bagdadu, 100 na terytoriach kontrolowanych przez Kurdów. Szkolą oni irackie siły bezpieczeństwa.
USA kierują siły na Bliski Wschód
We wtorek siły zbrojne USA po raz kolejny ostrzegły przed możliwymi zagrożeniami ze strony Iranu dla swoich żołnierzy w Iraku, choć wysoki rangą wojskowy brytyjski podał to stanowisko w wątpliwość, a władze w Teheranie określiły je jako prowadzenie "wojny psychologicznej".
Administracja prezydenta USA Donalda Trumpa z początkiem maja zaczęła mocniej egzekwować sankcje na eksport irańskiej ropy. W ten sposób władze w Waszyngtonie chcą ograniczyć wpływy Iranu na Bliskim Wschodzie i zmusić go do ustępstw, między innymi w sprawie programu atomowego. USA skierowały też dodatkowe siły na Bliski Wschód, w tym lotniskowiec, bombowce B-52 i baterie Patriot chcąc zniechęcić potencjalnych agresorów do ataków na amerykańskich żołnierzy w regionie. Wysoki rangą dowódca irańskich Strażników Rewolucji zapowiedział działania odwetowe ze strony Teheranu w odpowiedzi na wszelkie agresywne poczynania USA. Tymczasem we wtorek premier Iraku Adil Abd al-Mahdi powiedział, że mimo wrogich deklaracji USA i Iranu dochodzące do niego sygnały w rozmowach z obiema stronami wskazują na to, że "wszystko skończy się dobrze".
Autor: ft,akw//kg / Źródło: PAP