14 pielęgniarek instrumentariuszek z Narodowego Instytutu Onkologii (NIO) wciąż przebywa na zwolnieniach lekarskich. Ich 11 koleżanek, które przychodzą do pracy, wyznaczono do operacji w sytuacjach zagrożenia życia i najpilniejszych z tych planowych. - Jesteśmy zmuszeni odwoływać 20 operacji dziennie, a wyznaczeni do nich pacjenci poczekają co najmniej do przyszłego tygodnia - mówi rzecznik NIO Mariusz Gierej.
Nieformalny protest instrumentariuszek z Narodowego Instytutu Onkologii trwa już drugi dzień. Brak 14 pracownic paraliżuje pracę bloku operacyjnego, na którym zwykle wykonywanych jest około 40 operacji dziennie. Jak informuje tvn24.pl rzecznik NIO Mariusz Gierej, pracują dwie z 11 sal operacyjnych – "urgensowa", zarezerwowana dla sytuacji ratowania życia, która musi stale być w gotowości, oraz jedna zwykła. Pozostałe sale na bloku, w tym dwie do brachyterapii, pozwalające na jednoczasową radioterapię w trakcie operacji, pozostają niewykorzystane.
NIO: z grafika spada około 20 operacji dziennie
- W związku z zaistniałą sytuacją dziennie z grafika spada nam około 20 operacji. Wczoraj (w poniedziałek - red.) z 37 zaplanowanych zabiegów odwołano 21. Oprócz sali "urgensowej" dla przypadków z oddziału intensywnej opieki medycznej (OIOM), działała sala do operacji piersi. W uszczuplonym składzie operujemy najpilniejsze przypadki. Rano naczelny chirurg szpitala profesor Andrzej Rutkowski zebrał ze wszystkich oddziałów chirurgii informacje o najpilniejszych pacjentach i zdecydował, którzy wymagają najpilniejszej interwencji. W razie potrzeby możemy przewieźć pacjentów do drugiej siedziby NIO przy ulicy Wawelskiej - mówi tvn24.pl Mariusz Gierej.
Dodaje, że sytuacja nie jest dla personelu NIO niczym nowym. - Z podobną mieliśmy do czynienia już w pandemii, kiedy połowa personelu chorowała na COVID-19 i musieliśmy operować tylko połową bloku. Na pewno i tym razem sobie poradzimy - zapewnia.
Pytany, kiedy operacji doczekają się pacjenci, którzy zabiegi mieli wyznaczone na ten tydzień, mówi o przyszłym tygodniu, kiedy pielęgniarki instrumentariuszki powinny już wrócić ze zwolnień. Z kolei pytany o kwestie płacowe stwierdził: - To jest 14 osób na L4 w poniedziałek, zgłosiły się, że są chore i nie mamy podstaw sądzić, żeby było inaczej. Żadnych informacji, że jest jakiś spór płacowy, jak podają media, nie mieliśmy.
Dodał też, że na bloku operacyjnym na Ursynowie pracuje "trochę więcej niż połowa pań". Zapewnił też, że o zmianach terminów pacjenci byli informowani od razu. - Załoga musi wyzdrowieć – podsumował.
Nie jest to jednak przesądzone. Pielęgniarki z NIO, do których dotarł portal tvn24.pl, tłumaczą, że sprzeciwiają się nie tylko nierównościom płacowym, ale i atmosferze panującej w szpitalu. - Zdecydowałyśmy się pójść na zwolnienia, bo wszelkie próby rozmowy z dyrekcją spełzły na niczym. Prośby o spotkanie były ignorowane, nie mówiąc już o argumentach - mówi nam jedna z pracownic NIO.
Protestujące potwierdzają, że dyrekcja wywiązała się z podwyżek narzuconych przez ustawę, ale postępowanie zgodne z literą prawa doprowadziło do rażących nierówności w płacach. - Ustawa przewiduje wyższą pensję dla osoby z tytułem magistra pielęgniarstwa. Tymczasem są u nas osoby z 30-letnim stażem w zawodzie i ogromnym doświadczeniem, które z pielęgniarstwa mają licencjat, ale zrobiły też dwuletnią specjalizację pielęgniarską, zakończoną złożeniem egzaminu państwowego. I takie osoby, stanowiące podstawę zespołu bloku operacyjnego, zarabiają o 2 tysiące mniej niż magister pielęgniarstwa, który trafia do pracy od razu po studiach i którego trzeba wszystkiego uczyć. I te doświadczone, gorzej opłacane pielęgniarki, które na tym zawodzie zjadły zęby, uczą wszystkiego kogoś, który na niczym się nie zna i który zarabia 2 tysiące więcej od nich. To niesprawiedliwe - mówi nam inna pielęgniarka, zatrudniona w NIO na bloku operacyjnym.
Na podobne nierówności zwracają uwagę nie tylko instrumentariuszki, ale również pielęgniarki ze specjalizacją z pielęgniarstwa anestezjologicznego. Dodają, że osoby z licencjatem z pielęgniarstwa, specjalizacją i wieloletnim doświadczeniem, mają często tytuł magistra, jednak nie z pielęgniarstwa, a z dziedziny mającej zastosowanie w ochronie zdrowia. - Tytuł magistra pielęgniarstwa nie jest potrzebny do wykonywania tego zawodu. Żeby uzyskać prawo wykonywania zawodu i pracować w szpitalu, wystarczy licencjat z pielęgniarstwa. Dlatego uważamy, że za magistra pielęgniarstwa powinien przysługiwać jakiś dodatek, ale nie powinno być aż takiej dysproporcji. Tym bardziej, że na 2 tysiące pielęgniarek pracujących w NIO tytuł magistra pielęgniarstwa ma jedynie 150 - dodaje pielęgniarka z bloku operacyjnego.
Ten dylemat może rozwiązać jedynie Ministerstwo Zdrowia, któremu zadaliśmy pytanie, czy planuje nowelizację ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego w ochronie zdrowia, by zrównać zarobki doświadczonych pielęgniarek z tytułem licencjata i magistra.
Pracownicy NIO podają jeszcze jeden powód protestu. - Chodzi o atmosferę. Nikt głośno nie mówi o mobbingu, ale tak właśnie można nazwać zachowania przełożonych, których doświadczamy - zdradzają.
Kim jest instrumentariuszka?
Zgodnie z ustawą pielęgniarki i położne po liceum medycznym lub po studiach licencjackich, ale bez specjalizacji, mają zarabiać minimum 5322,78 złotych brutto, w wielu miejscach obowiązują minimalne kwoty sprzed podwyżki, czyli 4133,65 złotych brutto. Z kolei pielęgniarki i położne po liceum medycznym lub po studiach licencjackich oraz ze specjalizacją albo po studiach magisterskich, ale bez specjalizacji, od lipca mają zarabiać minimum 5775,78 złotych brutto, jednak są miejsca, w których dostają kwotę sprzed podwyżki, czyli 4586,65 złotych brutto. Pielęgniarki i położne po studiach magisterskich i ze specjalizacją, zamiast zagwarantowanych ustawowo 7304,66 złotych brutto, zarabiają nadal 6002,28 złotych brutto.
Instrumentariuszka to pielęgniarka ze specjalizacją z pielęgniarstwa operacyjnego lub po kursie kwalifikacyjnym. Do jej zadań należy przygotowanie pacjenta do operacji na sali operacyjnej i także przysposobienie sal operacyjnych na bloku operacyjnym. Instrumentariuszka przygotowuje również instrumentarium, czyli narzędzia chirurgiczne, a podczas operacji podaje lub odbiera narzędzia chirurgiczne i materiały opatrunkowe. Na sali operacyjnej pracują zwykle co najmniej dwie instrumentariuszki – "czysta", podająca lekarzom jałowe narzędzia i opatrunki, a także "brudna", odbierająca od lekarzy wykorzystane narzędzia i materiały opatrunkowe. To również instrumentariuszki pilnują, by liczba chust i gazików podanych chirurgowi zgadzała się z liczbą tych od niego odebranych, przeciwdziałając omyłkowemu pozostawieniu materiału opatrunkowego w ciele pacjenta.
Pielęgniarki i pielęgniarze podkreślają, że o ile do wielu czynności pielęgniarskich instrumentariuszki przygotowywane są na studiach, o tyle pielęgniarstwa operacyjnego uczą się już w pracy. Warunkiem dopuszczenia instrumentariuszki do pracy na bloku jest co najmniej sześciomiesięczny staż w zawodzie, specjalizacja z pielęgniarstwa operacyjnego lub kurs kwalifikacyjny.
Po informacji o braku instrumentariuszek w NIO w mediach społecznościowych pojawiły się sugestie, by zastąpić je pielęgniarkami z innych oddziałów. Pielęgniarki i lekarze podkreślają jednak, że umiejętności instrumentariuszek i instrumentariuszy są unikalne i nie może ich zastąpić osoba bez przygotowania.
- Instrumentariuszka to prawa ręka chirurga, bez której operacja jest niemożliwa - przekonuje Renata Florek-Szymańska, chirurg ogólna i naczyniowa z Porozumienia Chirurgów "Skalpel". - Często czynnie uczestniczy przy operacji, na przykład przytrzymując haki, by lepiej uwidocznić pole operacyjne. Dzieje się tak szczególnie, gdy zespół operacyjny jest zbyt mały. To musi być osoba przeszkolona, posiadająca odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie. Bo od doświadczenia instrumentariuszki często zależy powodzenie operacji. To kwestia wyczucia odpowiedniego momentu podania właściwego narzędzia. Instrumentariuszka cały czas jest w pełnej gotowości, skupiona na zabiegu tak samo jak chirurg - podkreśla Renata Florek-Szymańska.
Ministerstwo Zdrowia: monitorujemy sytuację
O sytuację w NIO pytany był we wtorek podczas konferencji prasowej w Mysłakowicach (Dolnośląskie) minister zdrowia Adam Niedzielski. - Monitorujemy sytuację w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie. Doszło tam do protestów w formie zwolnień lekarskich - powiedział Niedzielski.
Dodał, że dyrektor NIO prof. Jan Walewski zadeklarował, że jest w trakcie przygotowywania nowego regulaminu płacowego dla pracowników NIO. - Inne grupy zawodowe w Instytucie zgodziły się poczekać na to przygotowanie. Tu rzeczywiście pielęgniarki instrumentariuszki wyłamały się spośród innych pracowników. My też przygotowujemy pewien pakiet rozwiązań finansowych, który ma pomóc szpitalom, które w najcięższy sposób odczuły podwyżkę minimalnych wynagrodzeń. Ale chcę też wyraźnie powiedzieć, że w przypadku instytutu nie mówimy o minimalnych wynagrodzeniach, bo oczekiwanie wzrostu wynagrodzenia u pań pielęgniarek i instrumentariuszek jest blisko trzy tysiące złotych - to naprawdę duże pieniądze - podsumował minister zdrowia.
Z kolei Jarosław Rybarczyk z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia na pytanie o spór w NIO odpowiada: - Dyrektor NIO w rozmowie z ministrem Niedzielskim zobowiązał się do wygaszenia sporu. Dyrektor ma na bieżąco informować o sytuacji w Instytucie. Jak zapewnia kierownictwo Instytutu, przygotowywane są nowe rozwiązania kadrowo-płacowe.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24