Jarosław Jóźwiak uczestniczył w negocjacjach między spółką Dom Development a władzami Białołęki, reprezentując stronę dewelopera - oświadczają białołęccy aktywiści. "Czy to transparentne, moralne dopuszczalne?" - dopytują. W rozmowie z tvnwarszawa.pl były wiceprezydent wyjaśnia sprawę.
Powodem całego zamieszania jest - niepolityczna, jak mogłoby się wydawać - budowa ronda. Ma ono powstać u zbiegu ulic Kowalczyka i Łopianowej. Ku, jak stwierdzają lokalni aktywiści, niezadowoleniu mieszkańców.
Mieszkańcy nie chcą ronda
"Wytykają, że podczas projektowania geometrii ronda nie uwzględniono istniejącej zabudowy. Obawiają się, że rondo może spowodować znaczne utrudnienia wyjazdu z hali parkingowej na kilkaset aut, która znajdzie się w bezpośrednim sąsiedztwie ronda" - czytamy na stronie stowarzyszenia Razem dla Białołęki.
Działacze przyznają, że początkowo postulaty mieszkańców "znajdowały zrozumienie wiceburmistrza" odpowiadającego w dzielnicy za inwestycje. "Powszechnie wiadomo było jednak, że firma Dom Development zabiega o budowę ronda. Jego powstanie w znaczny sposób ułatwiało dostęp do drogi publicznej, który był kluczowy w uzyskaniu pozwolenia na budowę dla nowo powstającej inwestycji realizowanej przez tę spółkę" - piszą dalej aktywiści.
Dwie strony (deweloper i dzielnica) zaczęły negocjacje, które - wedle aktywistów - zakończono po myśli Dom Development. Zdecydowano bowiem, że na Kowalczyka będzie ostatecznie rondo, a nie skrzyżowanie.
Negocjacje z Jóźwiakiem
Co ma do tego były wiceprezydent? "Docierały do nas informacje, że po stronie inwestora uczestniczył w negocjacjach Jarosław Jóźwiak. W odpowiedzi (…) na nasze zapytanie w tej sprawie otrzymaliśmy potwierdzenie tych informacji" - oświadcza stowarzyszenie Razem dla Białołęki i w komentarzu zamieszczonym na stronie internetowej nie kryje oburzenia całą sytuacją. "Jesteśmy zbulwersowani i pytamy czy takie działania są transparentne? Czy jest to moralnie dopuszczalne? Jarosław Jóźwiak jako wiceprezydent Warszawy miał dostęp do ogromnej ilości informacji, w tym tych dotyczących MPZP [planów zagospodarowania - red.]. Jest partyjnym kolegą obecnej pani burmistrz Ilony Soi-Kozłowskiej” - zauważają.
We wspomnianej odpowiedzi udzielonej aktywistom przez burmistrza dzielnicy istotnie czytamy, że były wiceprezydent brał udział w negocjacjach po stronie dewelopera, jednak - jak podkreśla Soja-Kozłowska - "nie zabierał głosu". "Odczytujemy to jako groteskowe i pozostawiamy ocenie mieszkańców" - komentują odpowiedź społecznicy.
"Szykuje się nam kolejna afera"
Informacja stowarzyszenia Razem dla Białołęki w okamgnieniu rozpowszechniła się w mediach społecznościowych, zwłaszcza na lokalnych grupach. Ale nie tylko. Odniósł się do niej też Jan Śpiewak.
"Szykuje się nam kolejna afera w Warszawie. Okazuje się, że członek rady nadzorczej miejskiej spółki wodociągowej Jarosław Jóźwiak, były wiceprezydent odpowiedzialny m.in. za reprywatyzacje, pracuje dzisiaj dla Dom Development" - napisał szef stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa. Przekonując, że widzi w działaniach Jóźwiaka "rażący konflikt interesów".
Jóźwiak: byłem w zastępstwie koleżanki
Po wyjaśnienia całej sytuacji skierowaliśmy się do samego zainteresowanego. - Nigdy nie byłem i nie jestem pracownikiem firmy Dom Development. Współpracuję z kancelarią prawną, której klientem rzeczywiście jest ta spółka - mówi wiceprezydent. Potwierdza, że w spotkaniu dotyczącym budowy wspomnianego ronda uczestniczył, ale podkreśla, że jego udział w całej sprawie był minimalny.
- W zastępstwie koleżanki z kancelarii, która prowadzi tę sprawę, a miała termin sądowy, brałem udział w jednym spotkaniu dotyczącym już samego sfinalizowania umowy drogowej z dzielnicą Białołęka. Wszystko było już wówczas wynegocjowane, dogrywano jedynie szczegółowe zapisy, które negocjował inwestor z dzielnicą w mojej obecności, a które przygotowała wcześniej moja koleżanka - wyjaśnia były wiceprezydent.
Jóźwiak odniósł się też do kilku aspektów sprawy podnoszonych przez lokalnych aktywistów.
W oświadczeniu Razem dla Białołęki czytamy: "Powszechnie wiadomo było jednak, że firma Dom Development zabiega o budowę ronda". Według byłego wiceprezydenta, pomysł budowy ronda wyszedł od inżyniera ruchu, który - jak mówi Jóźwiak - zlecił wykonanie odpowiednich analiz w tej sprawie.
W dokumentach dzielnicy również czytamy, że powstało w tym celu specjalne studium, wykonane przez biuro projektowo-konsultingowe TransEko. "Stwierdzono, że lepsze warunki ruchu zapewni rozwiązanie skrzyżowania w formie ronda. Skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną przy braku wydzielonych pasów ruchu dla poszczególnych relacji będzie generować większe straty czasu i dłuższe kolejki na wlotach" - czytamy w odpowiedzi dzielnicy na pismo społeczników Razem dla Białołęki.
Kolejna kwestia to niezgodność z miejskim planem zagospodarowania przestrzennego, który we wspomnianym miejscu zakłada skrzyżowanie, a nie rondo. - Na tę inwestycję będzie wydawana tak zwana decyzja ZRID, która nie wymaga zgodności z planem - mówi Jóźwiak.
Kwestie precyzuje rzeczniczka urzędu na Białołęce. - W momencie realizacji rozwiązań komunikacyjnych zarządca drogi decyduje, które rozwiązanie jest korzystniejsze dla danego obszaru. W związku z tym, że powstają nowe osiedla na każdym etapie może podjąć decyzję, że skorzysta z innego rozwiązania, niż jest w planie. Takie narzędzie daje specustawa drogowa i decyzja ZRID - wyjaśnia Marzena Gawkowska.
To nie pierwsze zamieszanie związane z budową osiedla Dom Development w rejonie ulicy Kowalczyka. Kilka miesięcy temu kontrowersje wśród aktywistów budziła też wycinka ponad 500 drzew kolidujących z nowymi blokami. Próbowano wstrzymać wycinkę, lecz bezskutecznie. Dzielnica tłumaczyła, że plan zagospodarowania dla tego miejsca zakłada budowę mieszkaniową. Wydała pozwolenie na wycięcie zieleni, zobowiązując inwestora do nasadzeń zastępczych. Mieszkańcy nie są jednak zadowoleni z miejsca tych nasadzeń. Przekonują bowiem, że wskazane miejsce nasadzeń jest zbyt oddalone od inwestycji.
kw/pm
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN