Rosyjskie władze tuszują informacje o gigantycznych pożarach, jakie trawią tereny przy granicy z Mongolią - alarmują działacze tamtejszego Greenpeace. Władze nie informują o zasięgu pożarów. Według organizacji, w akcji gaszenia ognia śmierć poniosło już ośmiu strażaków.
- Rosyjskie władze milczą na temat tegorocznych pożarów, dużo gorszych od tych, które nękały kraj w 2010 roku przy okazji suszy stulecia - uważa Grigory Kuksin, jeden z czołowych działaczy rosyjskiego Greenpeace.
51 pożarów przy granicy z Mongolią
Aktualnie lasy płoną w Republice Tuwy i w Kraju Krasnojarskim, gdzie władze odnotowały 51 pożarów. Zdaniem ekologa to nie wszystkie pożary. Twierdzi, że na ich temat w Rosji się milczy, a przynajmniej - nie podaje się prawdziwych informacji.
- Niepodawanie do wiadomości publicznej rzetelnej informacji o pożarach oraz stwarzanie iluzji, że nic złego się nie dzieje, to najpopularniejszy sposób na radzenie sobie z pożarami - powiedział z przekąsem ekolog.
Strażacy giną, władza milczy
Kuksin zwrócił uwagę na fakt, ze podczas walki z ogniem giną strażacy. Jak zaznaczył, tylko w czerwcu w Republice Tuwa, nieopodal granicy z Mongolią, życie straciło aż ośmiu z nich.
- Pożary lasów to problem, którego nie porusza się publicznie, a dopóki tak jest, ludzie nie traktują go poważnie. Z całym szacunkiem dla obecnego ministra środowiska Puczkowa, przeraża mnie, kiedy mówi o tym, że sytuacja jest trudna, ale mówi, że jednak jak dotąd nikt nie zginął.
Gaszą z ziemi i powietrza
Strażacy robią co mogą, aby powstrzymać ogień. Drogą powietrzną docierają do płonących miejsc, po czym usiłują gasić pożar z ziemi. W tym samym czasie samoloty i śmigłowce wylewają na pożogę wodę pobieraną specjalnymi czerpakami z pobliskich rzek i jezior.
Autor: mm/mj / Źródło: PAP