Każdego roku na wodach Atlantyku i Pacyfiku rodzi się średnio kilka huraganów. Niektóre sieją spustoszenie, inne przechodzą niezauważone. Żeby je rozróżnić, trzeba nadawać im konkretne imiona. Dlatego nie raz można usłyszeć o Ricie, która sunie na Teksas, czy Norbercie, który uderzył w Meksyk. Jak się jednak okazuje, takie imiona to wcale nie przypadek.
Nazwy huraganów to w USA częsty obiekt drwin. Katrina, Rita, Andrew - nie podobają się wielu osobom, zwłaszcza tym, którzy od dziecka noszą takie imiona. W 2013 roku działacze amerykańskiej organizacji "350 action" wystąpili nawet z propozycją, by zmienić nazwy cyklonów tropikalnych z popularnych imion na nazwiska polityków. Skąd więc wywodzi dość dziwne nazewnictwo huraganów?
Trochę historii
Na początek trochę historii. Słowo huragan wywodzi się najprawdopodobniej od hiszpańskiego "huracan". To z kolei zostało zainspirowane Hurakanem, który przez Majów uważany był za boga burzy i huraganowej nawałnicy. Pierwszy raz "huragan" został wykorzystany do opisu cyklonu tropikalnego, który uderzył w Karaiby. Obecnie miano huraganu nadawane jest cyklonom tropikalnym, które suną po wodach Atlantyku i Wschodniego Pacyfiku i których średnia prędkość wiatru przekracza 120 km/h. Te głębokie, rozległe niże mogą rozwijać się w wielu miejscach kuli ziemskiej jednocześnie, powodując przy tym (delikatnie rzecz ujmując) spore zamieszanie. Nadawanie im imion ułatwia pracę meteorologów. Mogą wówczas bez trudu śledzić tory kolejnych cyklonów, obserwować je i przekazywać informacje na ich temat unikając nieporozumień.
Przez wieki meteorolodzy nadawali cyklonom imiona dopiero po tym, jak uderzyły w ląd. Nazwy cyklonów odnoszono do czasu, położenia geograficznego lub ich intensywności. Przykładem może być Long Island Express, czyli huragan, który uderzył w Nową Anglię w 1938 roku. Nieco inaczej było na Karaibach. Tam huragany zyskiwały imię świętego katolickiego, którego święto wypadało w momencie wejścia kataklizmu na ląd.
Początki nazewnictwa
Współcześnie meteorolodzy nie nadają już huraganom imion świętych. W nazewnictwie cyklonów nie ma też odnoszenia się do ich lokalizacji, czy daty wejścia na ląd. Skąd więc pomysł, by nazywać je Norbert, Bob, Sandy czy Katrina? Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku. W 1900 roku australijski meteorolog Clement Wragge postanowił nazwać poszczególne cyklony tropikalne. Wragge początkowo wykorzystywał litery alfabetu, a kiedy już chciał wprowadzić tę systematykę, ówczesny rząd odmówił mu wsparcia. Wragge nie był tym zachwycony, dlatego szybko odwdzięczył się politykom. Wykorzystał ich nazwiska i nazwał nimi cyklony.
Zdaniem Wragge'a zabawnie byłoby usłyszeć, że konkretny polityk "powoduje ogromne cierpienie" lub "włóczy się po Pacyfiku bez celu".
Imię cyklonu na cześć żony lub dziewczyny
Wiele lat później George Stewart postanowił zaczerpnąć inspiracji z Wragge'a i napisał powieść "Burza". Jednym z bohaterów książki był meteorolog, który nazywał kształtujące się na Pacyfiku systemy burzowe imionami byłych dziewczyn. Opublikowana w 1941 roku powieść była hitem wśród Korpusu Powietrznego Armii Stanów Zjednoczonych. Synoptycy wojskowi zaczęli nieoficjalnie nazywać cyklony na Pacyfiku na cześć swoich żon i dziewczyn. Jednak amerykańskim meteorologom z National Weather Bureau zależało na tym, by być postrzeganym jako poważna instytucja. Dlatego też nadawanie cyklonom imion byłych (lub obecnych) dziewczyn czy żon nie przyjęło się. Eksperci uważali, że stosowanie takich nazw w oficjalnych komunikatach byłoby mało profesjonalne.
Najpierw był Fox
Niemniej jednak system nazewnictwa cyklonów był potrzebny. W 1947 roku US Air Force National Weather Bureau wprowadziło system oparty na alfabecie wojskowym. Jednak ta metoda również się nie przyjęła. W 1950 roku w basenie Oceanu Atlantyckiego szalały trzy huragany. Nazwanie ich alfabetem wojskowym wywołało sporo zamieszania w społeczeństwie. Niewiele osób było świadomym znaczenia tej systematyki. Zamiast czekać do następnego lata, aby wraz z nowym sezonem zmienić nazewnictwo, US Weather Bureau i Interdepartmental Hurricane Conference poczyniła odważny krok i czwarty cyklon, który pojawił się na Atlantyku, nazwano Fox. Co prawda Korpus używał jeszcze alfabetu do nazewnictwa huraganów do 1952 roku. Wtedy to zmieniono system na stosowanie międzynarodowego alfabetu fonetycznego. Zmiana nie poszła jednak gładko, mało kto się do niej stosował.
Walka o imienną równość
W 1953 roku Interdepartmental Hurricane Conference i Weather Bureau przyzwoliły używania nazw kobiecych do etykietowania cyklonów tropikalnych. Nie obyło się jednak bez kontrowersji. Pierwsze głosy sprzeciwu pojawiły się już w 1954 roku. 19 października na łamach "Miami News" uznano, że nazywanie huraganów imionami ludzkimi jest "kapryśne". W 1955 roku na problem zwrócił uwagę "Times-News". Wówczas stwierdzono, że to "traktowanie poważnych spraw lekkomyślnie". A co więcej, takie nazewnictwo miało zwiększać liczbę poszkodowanych, bo ludzie nie traktowali zagrożenia na poważnie. W akcje przeciwko nadawaniu huraganom żeńskich imion włączyły się feministki. Do lat 70. XX wieku prowadziły protesty. Najbardziej wsławiła się w tej roli Roxcy Bolton z Narodowej Organizacji Kobiet. Twierdziła, że kobiety nie mają nic wspólnego z niszczącą siłą żywiołów. Wreszcie pod koniec lat 70. National Weather Service i WMO dokonały zmiany na wykorzystanie imion i tych męskich, i żeńskich. Kilka lat temu lista imion została zmieniona. Nazwy najbardziej katastrofalnych huraganów, np. Katrina czy Andrew nie mogą ponownie zostać wykorzystane.
Autor: kt/ja / Źródło: weather.com