Fala mrozów, która nawiedziła USA nieco straciła na impecie. Meteorolodzy ostrzegają jednak, że już w środę Stany i Kanada otrzymają kolejny "zastrzyk" arktycznego powietrza. Jest się czego obawiać: w ostatnim tygodniu na skutek śnieżyc i mrozu zmarły tam aż 22 osoby.
Środkowy zachód Stanów wciąż walczy z mrozem, a w poniedziałek w pasie od doliny rzeki Missouri, przez Ohio, Tennessee, aż do stanów położonych na północnym wschodzie kraju spadnie około centymetra marznących opadów. Mroźna aura nieco zelżeje, ale meteorolodzy zapowiadają, że już w środę napłynie kolejna fala arktycznego powietrza.
Marznące opady mogą wystąpić szczególnie w Chicago, Cincinnati, Cleveland, Waszyngtonie, Nowym Jorku oraz w Atlancie.
Jak podaje CNN, powołując się na władze, tylko w zeszłym tygodniu z powodu srogiej pogody zmarły 22 osoby. Sześć w Winsconsin, cztery w Teksasie, trzy w Karolinie Północnej, dwie w Wirginii i po jednej w Ohio, Massachussets, Michigan, Missouri, Dakota Północna, Nowy Jork oraz Karolina Południowa.
W sobotę Góra Waszyngtona była drugim najzimniejszym miejscem na Ziemi, o czym poinformowali naukowcy z Obserwatorium Góry Waszyngtona. Panowała tam temperatura "zaledwie" 38 stopni mrozu, ale z powodu lodowatych wichrów dało się odczuć nawet 70 stopni na minusie.
Zima zelżeje? Nie na długo
- Ze względu na długi czas, podczas którego obszar znajdował się pod wpływem arktycznego powietrza, może upłynąć więcej czasu niż myślano, żeby ogrzała się powierzchnia ziemi i opady przyjęły postać deszczu - poinformowała Narodowa Służba Pogodowa (NWS). Jak dodano, prawdopodobnie to będą kolejne dni rekordów - osiąganych lub pobijanych. Szczególnie ma się tu na myśli najniższą temperaturę w nocy.
Meteorolodzy NWS oraz Accuweather prognozują, że znad Kanady napłynie już w środę kolejna fala przenikliwie zimnego powietrza, które zagości nad północnym centrum kraju. Ten stan rzeczy utrzyma się aż do soboty.
- Tym razem nie spodziewajmy się, że ten zastrzyk zimna i arktyczny mróz utrzyma się tak długo i dokuczy nam tak bardzo, jak ostatnio - zapewnił meteorolog Accuweather Max Vido.
Mróz nie do wytrzymania
Jak dotąd w trzydziestu amerykańskich miastach odnotowano rekordowo niskie wartości temperatury, a w Nowym Jorku i Bostonie niewiele brakuje, by padł kolejny rekord mrozu. W nocy z niedzieli na poniedziałek zamarzła rzeka Charles w Bostonie.
Sobota okazała się nieoficjalnie dwunastym z kolei dniem, podczas którego temperatura powietrza nie przekroczyła -7 st. C. Takiej sytuacji nie było w mieście od 1936 roku. Wcześniej wydarzyło się tak jeszcze w roku 1895.
- Aż mi twarz wykręca z zimna - przyznał 25-letni Charlie Jessen, pracownik stacji benzynowej.
- W niektórych regionach wystarczy pół godziny, by nabawić się odmrożeń - stwierdził meteorolog Dan Petersen z Państwowej Służby Meteorologicznej.
- Skala i zasięg tego wszechogarniającego chłodu jest czymś, co naprawdę daje do myślenia - stwierdził meteorolog Ed Vallee.
Na niektórych dotkniętych atakiem zimy terenach miejscowe władze ostrzegają, że niechroniona niczym skóra może ulec odmrożeniu w ciągu minut. Władze miast - od Houston w Teksasie do Bostonu w Massachusetts - starają się przenieść wszystkich bezdomnych do schronisk.
Zamarzło miasto, które nigdy nie śpi
W Nowym Jorku nastały silne mrozy. Zimniej było tam tylko w 1896 roku. Padają ostrzeżenia, że taki mróz w połączeniu z silnym wiatrem może być groźny nie tylko dla zdrowia, lecz nawet dla życia. Nowojorczycy nie są przyzwyczajeni do surowych zim. Przeciętna temperatura stycznia wynosi około 3,5 stopni Celsjusza, a w minionym roku sięgała nawet 22 stopni.
Władze miasta i stanu Nowy Jork w piątek ogłosiły stan wyjątkowy i radziły, aby kto może nie wychodził z domu, a jeśli już musi, to by ciepło się ubierał.
Mimo, że lotniska - unieruchomione w czwartek przez śnieżycę - znów działają, to jednak poważne opóźnienia doprowadzają pasażerów do szału. W sobotę samoloty po wylądowaniu godzinami czekały na dotarcie do bramy terminalu. Pasażerowie grozili nawet wyłamaniem drzwi awaryjnych.
Czwartkowa zamieć dała się miastu we znaki, a niektóre dzielnice jeszcze nie poradziły sobie z odśnieżaniem. Najbardziej ucierpiała Queens, gdzie drogi w większości zostały odśnieżone, ale pługi przysypały zaparkowane samochody. Trudno było się tam poruszać, ponieważ na wąskich ulicach często przejezdny zostawał tylko jeden pas. Dochodziło do awantur, gdyż czasem pługi śnieżne tworzyły zaspy blokujące wyjazdy z domów.
Nie do pozazdroszczenia jest los bezdomnych. Szacuje się, że w Nowym Jorku mieszka ich około 60 tysięcy. Działanie schronisk pozostawia jednak dużo do życzenia.
"Traktują ludzi jak niewolników"
W opinii Eryki Volker koordynującej działalność wolontariuszy zrzeszonych w organizacji Homeless SOS, nie wszyscy pracownicy nowojorskich schronisk są odpowiednio wykwalifikowani do pracy w tych instytucjach.
- W niektórych schroniskach traktują ludzi wręcz jak niewolników. Czasem jest tam horror. Dochodzi do bójek. Na dyskryminację skarżą się nie tylko Polacy. Dotkliwie odczuwają to przede wszystkim osoby starsze, które nie mogą się same obronić. Nasze interwencje nie zawsze są skuteczne – mówi Volker.
Wielu bezdomnych szuka schronienia w metrze, które uważają za miejsce bezpieczniejsze. Według władz sypia tam regularnie blisko 2 tysiące osób, ale zdaniem organizacji pozarządowych liczba ta jest wyższa.
- A gdzie się mają biedni ludzie podziać? – spytała pewna pasażerka metra.
Zobacz, z jaką prędkością aktualnie wieje wiatr w Stanach Zjednoczonych:
Bez dachu nad głową
W związku z tym, że w piątek temperatura w Bostonie spadła poniżej 10 stopni mrozu, władze zdecydowały się otworzyć dodatkowe schroniska dla bezdomnych: w jednym z nich, Pine Street Inn, schronienie znalazło ponad 700 osób.
- Mamy tu 670 łóżek, ale z powodu mrozów nocujemy jeszcze sto dodatkowych osób - wyjaśniła Lyndia Downie, która zarządza schroniskiem.
W Chicago temperatura była jeszcze niższa: nawet poniżej 20 stopni Celsjusza. Wiele schronów w minionych dniach mierzyło się z problemem przepełnienia. Szacuje się, że w Chicago są około 82 tysiące osób bezdomnych, a śnieżne zamiecie i przenikliwy mróz zagrażają zdrowiu i życiu ich wszystkich.
Zima, której się nie zapomina
"Niebezpieczeństwo jest jak najbardziej realne" - ostrzegały władze Nowego Jorku w piątek na swoim Twitterze i apelowały o rozwagę.
- Nie sądzę, bym kiedykolwiek tak przemarzła - przyznała Zoie Irwin, studentka z Uniwersytetu San Francisco.
Dla niektórych szalejąca zima stanowi jednak zachwycający spektakl. Zwłaszcza turyści z krajów, w których podobnych mrozów po prostu nie ma, byli prawdziwie urzeczeni.
- To naprawdę zapiera dech w piersi - stwierdziła Varun Solipuram z Indii. - To coś nowego, jestem zachwycona - dodała.
Ostrzeżenia przed zamieciami śnieżnymi obowiązywały w sobotę w większości stanów wschodniego wybrzeża - od Karoliny Północnej po Maine. Państwowa Służba Meteorologiczna (NWS) podała wtedy, że porywy wiatru dochodziły do 113 kilometrów na godzinę. Doprowadziło to do zerwania wielu linii energetycznych.
Zimowo na Florydzie
W piątek po raz pierwszy od prawie 30 lat śnieg spadł na Florydzie, statystycznie najcieplejszym stanie USA, gdzie średnia temperatura w ciągu roku przekracza 20 stopni Celsjusza. Ostatni atak zimy miał tam miejsce w 1989 roku.
Władze stanowe wydały ostrzeżenia przed niską temperaturą. Od kilku dni w sklepach Florydy brakuje piecyków. Ze względu na to, że w większości domów nie ma ogrzewania, otworzono specjalne schroniska, przyjmujące zmarzniętych ludzi.
Media apelują do mieszkańców o przeniesienie z ogrodów do domów nieodpornych na niską temperaturę roślin tropikalnych. Z zimna cierpią również zwierzęta w ogrodach zoologicznych, szczególnie gady. W niektórych klatkach ustawiono piecyki.
Temperatura negatywnie wpływa na uprawy cytrusów. Może to wpłynąć na wzrost cen wielu produktów, np. soku pomarańczowego.
- Jak rozmawiam z sąsiadami, to jak jest 1, 2 czy 3 stopnie to oni po prostu nie wychodzą z domu - opowiadał w piątek Pachlowski z Florydy.
Z pizzą na piechotę
Zima nie jest niczym nadzwyczajnym w regionach położonych bardziej na północ, ale nawet nowojorczycy czy bostończycy przyznają, że ten atak zimy jest szczególnie dotkliwy i długotrwały.
- Myślałem, że dziś ulice na Manhattanie będą odśnieżone, jednak nie są - powiedział reporterowi agencji Reuters w piątek 28-letni Valentine Wiliams, który na co dzień swym elektrycznym skuterem dostarcza jedzenie w Nowym Jorku. Teraz musi to robić na piechotę, więc spóźnia się do klientów. Ci jednak - jak mówił mężczyzna - nie narzekają. - Dziwią się, że w ogóle docieram - dodał.
Jak podał Departament Obrony, do usuwania skutków nawałnic zaangażowano 500 żołnierzy gwardii narodowej, w tym 200 na terenie stanu Nowy Jork.
30 centymetrów śniegu w Bostonie
W okolicach Bostonu do piątku spadło około 30 cm śniegu. Państwowa Służba Meteorologiczna prognozuje, że opady na razie nie ustaną. Na ulice miasta i autostrady wysłano pługi śnieżne i solarki. Jak powiedział burmistrz miasta Marty Walsh, także szkoły w regionie w tym tygodniu pozostają zamknięte.
Silny wiatr wpycha wodę z oceanu do portu w mieście, przez co wystąpiły podtopienia. Na tereny położone w pobliżu historycznego molo Long Wharf wdarło się około 90 cm wody.
Dużo śniegu napadało również w niektórych częściach New Jersey. Pokrywa śnieżna wynosi tam około 45 cm.
Kanada trzęsie się z zimna
W Kanadzie wir polarny doprowadził do potężnych zniszczeń. W Toronto temperatura jeszcze w piątek spadała nawet do minus 21 stopni Celsjusza, a przedstawiciele organizacji Environment Canada obliczyli, że odczuć można było tam nawet do minus 31 stopni Celsjusza. To za sprawą potężnego wiatru, który w wielu regionach Kanady zrywał linie wysokiego napięcia i osiągał w porywach nawet do 169 kilometrów na godzinę.
- Od trzydziestu lat nie widziałam niczego równie przerażającego - stwierdziła pielęgniarka uliczna Cathy Crowe.
Mróz doprowadził do śmierci pary staruszków z miejscowości Bluewater - 90-letni mężczyzna dostał zawału serca, a jego żona zmarła, gdy próbowała go uratować.
Region Wielkich Jezior szczególnie mocno został dotknięty przez uderzenia mrozu. Niektóre z jezior - jak choćby Ontario - pokryła skorupa lodu.
Przyczyną wir polarny
- Przyczyną takiej pogody w Stanach Zjednoczonych jest tak zwany wir polarny, czyli taki wielki niż, znajdujący się w troposferze na wysokości pięciu kilometrów i więcej - informował prezenter pogody TVN Meteo Tomasz Wasilewski.
- Zgodnie z cyrkulacją, która tworzy się wokół takiego ośrodka ciśnienia, zsunęło się tu z północy bardzo zimne, mroźne powietrze, które dotarło aż na Florydę. Najpierw objęło Kanadę, potem prawie całe Stany. Dotarło do Zatoki Meksykańskiej. Zimne powietrze dotarło z Arktyki. Cały układ przesunął się na południe. Właśnie stąd tak ogromne mrozy, miejscami sięgające -40 stopni Celsjusza.
Autor: ao, sj//rzw,aw/rp / Źródło: Reuters, TVN24, PAP, CNN; źródło zdjęcia głównego: Reuters