Holendrzy zmagają się ze skutkami pierwszego w tym sezonie jesiennego załamania pogody, za które odpowiada niesławny Gonzalo. Porywy wiatru, jakie odnotowano w środę, miały siłę nawet 10 w skali Beauforta przy brzegu. Nieco spokojniej było w rejonach oddalonych od wybrzeża.
Za winne wywołania sztormu meteorolodzy uważają "resztki", które pozostały po huraganie Gonzalo.
"Dziesiątka" u brzegu
Najsilniejsza wichura utrzymywała się w nocy z wtorku na środę, między północą a godz. 2. Wówczas wiatr wiał z prędkością 108 km/h (10 w skali Beauforta) u wybrzeży miasta Hoek van Holland (prowincja Holandia Południowa). Natomiast sztorm szalejący u brzegów miast IJmuiden (Holandia Północna), Lauwersoog (Groningen) oraz przy wyspie Vlieland miał siłę 9 w skali Beauforta.
Niefortunny moment
Sztorm rozszalał się w momencie, gdy poziom morza był podwyższony.
W graniczącej z Belgią nadmorskiej prowincji Zelandia o godz. 2 w nocy 22 października poziom morza znajdował się o ponad trzy metry wyżej niż normalnie (w związku z zagrożeniem powodziowym władze podjęły decyzję o zamknięciu tamtejszej tamy Oosterschelde), a na wysokości gminy Delfzijl (Groningen) - o 2,5 m. Natomiast w Rotterdamie poziom był najwyższy około godz. 4 nad ranem, skutkując powodzią w dzielnicach najbliżej brzegu.
Paraliż kolei, odwołane loty, tonący statek
We Fryzji nieopodal miasta portowego Harlingen szalejący u brzegów sztorm sprawił, że zaczął tonąć statek. W miejscowości Rijsbergen (prowincja Brabancja Północna) żywioł przewrócił drzewa, niszcząc kilka samochodów i powodując jeden wyciek gazu. Z kolei przez towarzyszące burzy pioruny zawieszono połączenia kolejowe między miastami Baarn i Den Dolder (Utrecht). Zarząd linii lotniczych KLM zdecydował się odwołać wiele połączeń. Poszkodowanym pasażerom obiecano darmowe przebukowanie terminów lotu, które zostaną zrealizowane, gdy pogoda się poprawi.
Autor: mb/map / Źródło: weeronline.nl