Omar Ismael Mostefai, jeden ze zidentyfikowanych przez francuską policję zabójców z Paryża, miał swoją kartotekę, a w niej fiszkę "S" oznaczającą osobę "zradykalizowaną" i stanowiącą potencjalne "zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" - poinformował portal France Info, powołując się na źródło w służbach mundurowych. Po raz ostatni Mostefai został uznany za taką osobę miesiąc temu - wynika z doniesień portalu.
Zabójcą z Paryża - jednym z co najmniej siedmiu, którzy przeprowadzili ataki we francuskiej stolicy - od dłuższego czasu były zainteresowane francuskie służby - wynika z informacji, jakie przekazały w poniedziałek media nad Sekwaną.
Status terrorysty podtrzymany miesiąc przed zamachem
Omar Ismael Mostefai - zabójca z klubu Bataclan, który wysadził się w powietrze kilka minut po tym jak z innym terrorystą otworzył ogień do 1,5 tys. osób uczestniczących w koncercie - został zidentyfikowany dzięki fragmentowi palca znalezionego w miejscu zbrodni. Z palca udało się ściągnąć odciski linii papilarnych i tym sposobem francuska policja mogła stwierdzić, że terrorysta figurował w ich kartotece.
Według portalu France Info, był on sklasyfikowany przez służby jako osoba zradykalizowana i stanowiąca potencjalne "zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" sygnowane literą "S".
France Info powołujące się na źródła w policji podało też, że status późniejszego zabójcy po raz ostatni był weryfikowany zaledwie miesiąc wcześniej. 12 października Mostefaiowi przedłużono status osoby, którą należy kontrolować.
France Info, a za nim inne francuskie media, a także brytyjski "Guardian" przypominają, że tę samą fiszkę mieli w swoich kartotekach niesławni bracia Kouachi i Amedy Coulibaly - zabójcy ze styczniowych ataków na redakcję "Charlie Hebdo" i sklep koszerny w Paryżu.
400 tysięcy osób w kartotekach
W tej sytuacji francuskie służby będą więc prawdopodobnie musiały się tłumaczyć z faktu posiadania informacji o zamachowcu z Bataclan, a media zapytają w kolejnych dniach o to, dlaczego Omar Ismael Mostefai nie był objęty stałą obserwacją.
Problem tkwi w logistyce - zauważa "Le Monde". Dziennik pod koniec sierpnia poświęcił jeden z artykułów na wyjaśnienie tego, czym jest fiszka "S" w kartotekach francuskich służb i jak wiele osób obejmuje.
"Le Monde" skupił się zwłaszcza na tej ostatniej kwestii. Okazuje się, że w systemie przyjętym przez służby już w 1969 r. i funkcjonującym do dzisiaj, w którym odpowiednim grupom osób podejrzanych lub obserwowanych przydziela się kolejne litery alfabetu, "S" oznaczające "potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" związane z "radykalizacją poglądów" jest przypisane 400 tys. osób przebywającym we Francji.
Służby nie mają środków - przede wszystkim ludzi - by obserwować wszystkich, potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu państwa.
W Paryżu, gdzie 13 listopada zginęło siedmiu terrorystów, którzy zamordowali 129 osób i ranili 352, co najmniej jeden z napastników miał swoje miejsce w kartotece. Oznacza to, że służby są dobrze rozeznane w środowiskach radykalnych, muzułmańskich społeczności żyjących w kraju.
To prawdopodobnie dlatego antyterroryści w nocy z niedzieli na poniedziałek i w poniedziałek przed świtem dokonali pięciu dużych akcji we francuskich miastach, aresztując co najmniej kilkanaście osób i - jak twierdzi jeden z lokalnych dzienników w Grenoble, gdzie specjalna jednostka się pojawiła - "spore ilości broni".
Policja nie wydała jeszcze oficjalnego oświadczenia dotyczącego tych ostatnich zatrzymań, co najmniej część z nich nie ma jednak powiązań z zamachami w Paryżu - pisze brytyjski "Guardian" powołujący się na francuskie media.
Autor: adso / Źródło: Guardian, France Info, Le Monde