Wyższe podatki, miliony na bruk? USA nad przepaścią. Zostało kilka dni


Nawet 2 tys. dolarów mniej w portfelu średnio zarabiających, wyższe składki na ubezpieczenia społeczne i blisko 5 mln bezrobotnych, którzy stracą zasiłek - to spotka Amerykę, jeżeli demokraci i republikanie nie dojdą do poniedziałku do porozumienia ws. budżetu. Ogółem stracić może kilkadziesiąt milionów obywateli - wynika z wyliczeń NBC.

Brak porozumienia ws. budżetu oznaczać będzie wejście w życie tzw. klifu fiskalnego. Tak określa się ewentualność jednoczesnego zniesienia wraz z nowym rokiem ulg podatkowych oraz znacznego ograniczenia wydatków federalnych, czego efektem może być silna recesja w gospodarce USA.

Stacja NBC postanowiła "przetłumaczyć" język polityków i ekonomistów na proste wyliczenie dotyczące tego, jak brak porozumienia wpłynie na domowy budżet przeciętnej amerykańskiej rodziny.

Dwa tysiące dla fiskusa

Najczarniejszy scenariusz zakłada nadejście recesji, w której USA pogrążą się na lata. Nie od dziś wiadomo, że tej nie da się zwalczyć bez wzrostu konsumpcji, a na tę największy wpływ ma 80-90 proc. społeczeństwa, które zarabia "średnią krajową" albo trochę mniej. Ci wszyscy obywatele "stoją nad przepaścią" - stwierdza NBC.

Według analityków stacji, klif fiskalny będzie oznaczał nawet 400 dolarów podatków więcej oddanych państwu przez 20 proc. najbiedniejszych mieszkańców USA. Kolejne 60 proc. mieszczących się w ramach "niższej klasy średniej" zwróci fiskusowi dodatkowe dwa tysiące dolarów w ciągu roku.

20 proc. "wyższej klasy średniej" odda średnio 14 tys. do budżetu federalnego, a jeden procent najbogatszych Amerykanów - milionerów - zapłaci 120 tys. dol. więcej. Ci ostatni w zdecydowanej większości nie odczują więc żadnej zmiany.

400 dol. dochodów mniej to dla najbiedniejszych nawet kilka procent rocznych wydatków, a więc w najprostszym przeliczeniu - brak pieniędzy na czynsz w grudniu, przesiadka z samochodu w autobus jadący do pracy lub poważna dieta dla całej rodziny.

Niższa wypłata

Poza podatkami wzrosną też koszty pracy. To oznacza, że pracodawcy będą musieli oddać do budżetu centralnego nie jak dotychczas 4,2 proc. dochodów pracownika, a 6,2 proc. O te 2 proc. realnie spadnie więc płaca w USA. Ta kwota bierze się z faktu obowiązującej od 2008 r. ulgi, której finansowanie wziął na siebie Biały Dom, by oddać część pieniędzy obywatelom na "rozruszanie gospodarki", która w tamtym czasie wpadła w recesję. Z 1 stycznia ta ulga zniknie.

Co prawda zmiana nie będzie dotyczyła najmniej zarabiających, bo Kongres przed kilkoma tygodniami wpisał do ustawy zwolnienie od wyższej składki na ubezpieczenie społeczne dla wspomnianych 20 proc. obywateli, ale te 2 proc. pensji straci ponad 30 milionów Amerykanów.

Bezrobotni na bruk

Poszkodowani zostaną też bezrobotni, a więc przede wszystkim osoby młode i w wieku przedemerytalnym, które w ostatnich latach straciły pracę w wyniku masowych zwolnień w wielu firmach.

Klif fiskalny spowoduje cofnięcie świadczeń dla prawie pięciu milionów obywateli, którzy nie podjęli pracy po 26 tygodniach przysługującego zasiłku dla bezrobotnych.

Dodatkowe świadczenia wprowadziła w życie jeszcze administracja Gergre'a W. Busha przed wyborami w 2008 r., a ich wypłacanie kontynuowali demokraci w trakcie pierwszej kadencji Baracka Obamy.

Przydent USA nie chce z nich rezygnować, tłumacząc, że wtedy bez środków do życia znajdą się miliony ludzi nie mających perspektyw na zatrudnienie, ale republikanie mają dosyć wypłacania pieniędzy tym, którzy - według wielu konserwatywnych środowisk - po prostu nic ze sobą nie robią i "przejadają" pieniądze państwa.

Prawie pięć milionów ludzi to w ujęciu statystycznym 40 proc. wszystkich bezrobotnych w USA zarejestrowanych w listopadzie w urzędach pracy. Pozostałe 60 proc. znalazło pracę w drugiej połowie roku przed upływem wspomnianych 26 tygodni, w czasie których pobierali oni zasiłek.

Autor: adso//gak/k / Źródło: NBC News