Utonął z matką, szukając piłki. Znaleziono ciało prawnuczka Roberta Kennedy'ego

40-letnia Maeve Kennedy McKean i jej syn zaginęli w czwartek. W poniedziałek ciało kobiety zostało znalezione w wodzie u wybrzeży zatoki Chesapeake w stanie Maryland, 4 kilometry na południe od miejsca, z którego wyruszyła kajakiem z dzieckiem. Trzy dni później w tej samej okolicy ratownicy odnaleźli ciało ośmioletniego Gideona. Służby przekazały, że chłopca znaleziono nieco ponad 600 metrów od miejsca, gdzie natrafiono na zwłoki jego matki.

McKean była prawniczką zatrudnioną na Uniwersytecie Georgetown. Zajmowała się kwestiami zdrowia publicznego i praw człowieka. Na czas ograniczeń wynikających z epidemii koronawirusa kobieta pojechała do domu swojej matki Kathleen Kennedy Townsend - córki Roberta Kennedy'ego - w Shady Side w stanie Maryland. Ciała Maeve i Gideona znaleziono prawie 4 kilometry od posiadłości.

Jej mąż David McKean poinformował na Facebooku, że rodzina "poddała się kwarantannie" poza swoim stałym miejscem zamieszkania w Waszyngtonie, aby zapewnić dzieciom więcej przestrzeni. Przekazał, że jego żona i syn zaginęli, gdy popłynęli kajakiem po piłkę, którą wcześniej się bawili.

"Weszli na kajak, chcąc po prostu odzyskać piłkę, i w jakiś sposób zostali wypchnięci przez wiatr lub przypływ na otwartą zatokę" - napisał w piątek. "Około 30 minut później zostali zauważeni przez obserwatora z lądu, który zobaczył ich daleko od brzegu i wezwał policję" - dodał.

W zeszłym tygodniu policja przekazała, że kajak najprawdopodobniej natrafił na silny wiatr. Potem potwierdzono, że przewrócony kajak, odpowiadający opisowi, został znaleziony w czwartek wieczorem, kilka godzin po zaginięciu dwójki. Do poszukiwań służby ratunkowe użyły łodzi, śmigłowców, zastosowano też sonar.

Ogłaszając w piątek zaginięcie swojej żony i syna, David McKean wyznał, że Maeve była dla niego "wszystkim", a Gideon był "dzielny" i "pełen współczucia". "Nie da się tutaj opisać Gideona. Jestem załamany, że w ogóle muszę próbować" - napisał McKean na Facebooku. "Gdy był małym dzieckiem, podziwiałem go i martwiłem się, że jest zbyt idealny, aby istnieć na tym świecie. Wygląda na to, że rzeczywiście był" - dodał ojciec.

"Kochamy Cię, Meave. Kochamy Cię, Gideon. Nasza rodzina straciła dwa z najjaśniejszych świateł. Dziękuję za modlitwy" - napisał na Twitterze kuzyn Maeve, Joe Kennedy III, demokratyczny kongresman z Massachusetts.

Śmierć wnuczki i prawnuka Roberta F. Kennedy'ego ("RFK") amerykańskie media opisują jako kolejny przypadek "klątwy Kennedych".

"RFK", prokurator generalny USA w latach 1961-64 i senator stanu Nowy Jork, został postrzelony 5 czerwca 1968 roku w Los Angeles, wkrótce po wygłoszeniu mowy w związku z wygraną w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej w Kalifornii. Dwóch synów Roberta poniosło przedwczesną śmierć: David w wyniku przedawkowania narkotyków w 1984 roku w wieku 28 lat i Michael w 1997 roku w wieku 39 lat.

Starszy brat "RFK", 35. prezydent USA John F. Kennedy, został zamordowany w 1963 roku w teksańskim w Dallas, a jego syn John Jr. zginął wraz z żoną i szwagierką, gdy pilotowany przez niego samolot rozbił się u wybrzeży Massachusetts.

Wnuczka Roberta Kennedy'ego, Saoirse Kennedy Hill, zmarła w 2019 roku z przedawkowania narkotyków w rodzinnej rezydencji Kennedych w Hyannis Port w stanie Massachusetts. Nastąpiło to kilka tygodni po 50 latach od skandalu wokół wypadku samochodowego, w którym młodszy brat "RFK", ówczesny senator Edward Kennedy, zjechał z mostu łączącego małą wyspę Chappaquiddick w Massachusetts z wyspą Martha's Vineyard, zabijając pasażerkę Mary Jo Kopechne. Niejasne okoliczności tej katastrofy skutecznie zniszczyły ambicje prezydenckie Edwarda.

CZYTAJ WIĘCEJ W MAGAZYNIE TVN24: Zamachy, katastrofy, samobójstwa. Klątwa Kennedych trwa? >>>