Na siedem tygodni przed początkiem prawyborów w wyścigu do Białego Domu mało dotychczas aktywny Jeb Bush przeszedł do ataku i podczas piątej debaty kandydatów Partii Republikańskiej celnie punktował niekompetencje lidera sondaży Donalda Trumpa. Więcej w "Faktach z Zagranicy" w TVN24 Biznes i Świat o godz. 20:00.
WIĘCEJ W "FAKTACH Z ZAGRANICY" W TVN24 BIZNES I ŚWIAT O GODZ. 20.00
W debacie, jaka odbyła się w nocy z wtorku na środę czasu polskiego w Las Vegas, brało udział dziewięciu czołowych kandydatów Partii Republikańskiej, a miejsce centralne po raz kolejny zajął kontrowersyjny miliarder Trump. Jego utrzymujące się od miesięcy wysokie notowania jeszcze wzrosły, gdy przed tygodniem zaproponował, by w ramach walki z terroryzmem nie wpuszczać do USA muzułmanów.
Donald jest świetny w dowcipach, ale to chaotyczny kandydat i byłby chaotycznym prezydentem. Nie będzie głównodowodzącym, jakiego potrzebujemy Jeb Bush
Podczas debaty Trump nie tylko podtrzymał tę propozycję, ale opowiedział się także za "częściowym zamknięciem internetu", by uniemożliwić dżihadystom rekrutowanie bojowników, a także za "zabijaniem członków rodzin terrorystów" z tzw. Państwa Islamskiego (IS). Jeb Bush zdyskredytował te propozycje. - Nie będzie pan mógł zostać prezydentem, obrażając wszystkich po drodze do prezydentury. Przywództwo nie polega na obrażaniu, ale na posiadaniu strategii - podkreślił. Brat i syn byłych prezydentów USA tłumaczył Trumpowi, że "jeśli chcemy pokonać radykalnych islamistów, to nie możemy odgrodzić się od pokojowych muzułmanów", bo to oni powinni stanowić główny trzon wojsk walczących z dżihadystami.
"Silny występ Busha"
Zdaniem komentatorów z telewizji CNN, która organizowała debatę, był to jeden z jej najmocniejszych punktów. "To był silny występ Busha"; "w końcu nauczył się, by nie dać się zdominować przez Trumpa" - komentowali także na żywo debatę dziennikarze "New York Timesa". O słabości Trumpa w starciu z Bushem świadczyły też reakcje widowni, która buczała zagłuszając niektóre wypowiedzi miliardera.
Reagując na ofensywę Busha, Trump wytknął mu bardzo słabe notowania w sondażach. - Pan całkowicie przegrywa w tej kampanii, nikt się panem nie przejmuje. (...) Ja mam 42 proc. (poparcia), a pan zaledwie 3 proc. i wkrótce zejdzie pan ze sceny - powiedział Trump. Były gubernator Florydy nie tracił jednak zimnej krwi i dalej atakował Trumpa. Przypomniał mu, że zaledwie dwa miesiące temu mówił o tzw. Państwie Islamskim, iż "to nie jest nasza walka", zalecając, by USA nie angażowały się w wojnę w Syrii. - Donald jest świetny w dowcipach, ale to chaotyczny kandydat i byłby chaotycznym prezydentem. Nie będzie głównodowodzącym, jakiego potrzebujemy - zauważył Bush. Przekonywał, że aby pokonać IS trzeba zacząć od zniszczenia jego kalifatu w Iraku i Syrii. Opowiedział się za utworzeniem strefy zakazu lotów nad Syrią, zbrojeniem Kurdów i większym zaangażowaniem Arabów, by walczyli z IS w terenie.
Trump na fali, ból głowy GOP
Utrzymujące się od miesięcy wysokie notowania Trumpa coraz bardziej niepokoją establishment Partii Republikańskiej, który obawia się, że tak kontrowersyjny kandydat najpewniej polegnie w wyborach powszechnych i Biały Dom na kolejną kadencję pozostanie w rękach demokratów. Na zwycięstwo faworytki demokratów Hillary Clinton w pojedynku z Trumpem wskazuje wiele sondaży.
Pan całkowicie przegrywa w tej kampanii, nikt się panem nie przejmuje. (...) Ja ma 42 proc. (poparcia), a pan zaledwie 3 proc. i wkrótce zejdzie pan ze sceny Donald Trump
Trump zapewnił w debacie, że jeśli nie zdobędzie nominacji partii, to nie będzie startować w wyborach jako kandydat niezależny. Zapewnił o swej lojalności wobec Partii Republikańskiej, ale równocześnie przekonywał: - Jeśli zostanę nominowany, to myślę, że pokonam Hillary.
Debata była pierwszym starciem kandydatów republikańskich od czasu ataków w Paryżu oraz w San Bernardino w Kalifornii, które zwiększyły obawy Amerykanów w sprawie terroryzmu i bezpieczeństwa USA.
Pozostali w cieniu
Inni kandydaci też starali się wyróżnić, jeśli chodzi o strategie walki z IS, ale raczej unikali bezpośredniego atakowania Trumpa. Senator z Florydy Marco Rubio oraz senator Ted Cruz z Teksasu (obaj pochodzenia kubańskiego), których notowania zaczęły ostatnio znacznie rosnąć, dość ostro kłócili się za to między sobą. Skrajnie konserwatywny Cruz, który w stanie Iowa wyprzedził w sondażach nawet Trumpa, podtrzymał swą propozycję bombardowań dywanowych na cele IS, podczas gdy Rubio przekonywał, że same naloty nie wystarczą i konieczne będzie zaangażowanie sił lądowych. Wytknął Cruzowi, że głosował za odebraniem Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) uprawnień do masowej inwigilacji telefonicznych danych Amerykanów.
Politycy poróżnili się także w sprawie imigracji. Zarzucając Rubio, że opowiadał się niegdyś za uregulowaniem statusu niektórych nielegalnych imigrantów w USA, Cruz zapewnił, że "nigdy nie był i nie będzie wspierał legalizacji". Dość blado wypadł natomiast w debacie emerytowany neurochirurg Ben Carson, który miesiąc temu zajmował drugą pozycję, a w jednym sondażu nawet prowadził. Ale od kiedy kampanię zdominowały sprawy bezpieczeństwa, na temat których Carson miał mało do powiedzenia, poparcie dla niego spadło. Obecnie jest na czwartym miejscu w sondażach za Trumpem, Cruzem i Rubio i - zdaniem komentatorów - już nie odzyska wyższej pozycji.
Autor: mtom / Źródło: PAP