Trump o krok od nominacji, ale konwencja pod znakiem sporów. "Bushowie to przeszłość"


Mimo wysiłków przywódców Partii Republikańskiej (GOP), by zjednoczyć partię wokół jej kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, przedwyborcza konwencja GOP w Cleveland w stanie Ohio rozpoczęła się w poniedziałek pod znakiem wewnętrznych sporów i animozji.

Konwencję uroczyście otworzył w hali Quicken Loans Arena w Cleveland przewodniczący Narodowego Komitetu Partii Republikańskiej (RNC) Reince Priebus. Zjazd ma patriotyczna oprawę. Weterani wnieśli do hali sztandary narodowe, a grupa młodzieży wyrecytowała przysięgę na wierność fladze amerykańskiej. Chór odśpiewał "Gwiaździsty sztandar" - hymn Stanów Zjednoczonych.

"Myślę, że się jednoczymy"

Wcześniej, na porannym briefingu szef kampanii Trumpa, Paul Manafort, lekceważąco wyraził się o prominentnych politykach partii, którzy zbojkotowali konwencję z powodu kontrowersyjnej kandydatury nowojorskiego miliardera, jak byli prezydenci George Bush i jego syn George W. Bush, a także Jeb Bush, były gubernator Florydy i rywal Trumpa do nominacji do Białego Domu.

- Niezależnie od tego, że chcielibyśmy mieć tutaj rodzinę Bushów, oni należą do przeszłości. My zajmujemy się przyszłością - oświadczył Manafort. - Bush i inni nasi oponenci nie odzwierciedlają wielu odłamów w Partii Republikańskiej - dodał. Na koniec oświadczył bardziej pojednawczo: "Myślę, że się jednoczymy. Uzdrawianie wymaga czasu i rozumiemy to”. Do Cleveland nie przyjechało wielu republikańskich senatorów i gubernatorów oraz byłych członków gabinetów republikańskich prezydentów. Komentatorzy krytykują Trumpa jako nie nadającego się do pełnienia najwyższego urzędu. Przypominają jego wystąpienia antagonizujące takie grupy elektoratu jak Latynosi, kobiety, czy muzułmanie. Konserwatywni publicyści krytykują Trumpa za jego ataki na wolny handel i podważanie sensu NATO.

Nominacja Trumpa praktycznie zagwarantowana

Delegaci na konwencję od poniedziałku rano (czasu lokalnego) zbierali się w hali Quicken Loans Arena. Partyjny zjazd potrwa cztery dni. Delegaci uchwalą program partii i dokonają oficjalnej nominacji Trumpa na prezydenckiego kandydata partii w listopadowych wyborach.

Nowojorski miliarder ma praktycznie zagwarantowaną nominację, bo w prawyborach zdobył ponad 1500 delegatów – znacznie więcej niż wymagane minimum 1237. Przed konwencją przeciwnicy Trumpa usiłowali udaremnić jego nominację, dążąc do zmiany regulaminu obrad, tak, aby delegaci "przypisani” do zwycięskiego kandydata, mogli głosować na kogo innego. Komisja regulaminowa konwencji odrzuciła jednak w głosowaniu formalny wniosek w tej sprawie.

Odejście od tradycji

Gwoździem pierwszego dnia konwencji będzie przemówienie żony Trumpa, Melanii Knauss, urodziwej byłej modelki słoweńskiego pochodzenia. Sztab jego kampanii poinformował, że Trump sam przedstawi ją wieczorem tego dnia, kiedy wystąpienia najważniejszych mówców będą transmitowane przez wszystkie główne kanały telewizyjne w USA. Pojawienie się Trumpa już w pierwszym dniu konwencji będzie odejściem od dotychczasowej tradycji – zwykle kandydaci przyjeżdżają dopiero ostatniego dnia i wygłaszają mowę akceptująca swoją nominację. Trump wygłosi takie przemówienie pod koniec konwencji w czwartek.

Program inny niż w przeszłości

Program partii przygotowano wcześniej i będzie on dyskutowany na sesjach konwencji.

Obóz Trumpa przeforsował w nim istotne zmiany w porównaniu z poprzednimi programami GOP. Włączono m.in. postulat renegocjacji układów o wolnym handlu zawartych przez USA, tak aby lepiej odpowiadały one interesom Ameryki. Trump argumentuje, że obecne układy – NAFTA (z Kanadą i Meksykiem) i TPP (z krajami regionu Pacyfiku) – są korzystne tylko dla innych państw i powodują ogromną ucieczkę miejsc pracy za granicę. - Mówiąc o tym, Trump ma szansę przyciągnięcia do GOP blue collars (niebieskich kołnierzyków), czyli klas pracujących, zwykle skłaniających się raczej ku demokratom - powiedział na briefingu w Foreign Press Center dr John Green z University of Akron w Ohio. Dodał, że poparcie tych wyborców ma ważne znaczenie szczególnie w takich stanach jak Ohio, Pensylwania i Michigan, czyli tzw. Rust Belt – pasie stanów tradycyjnego przemysłu. Są to zarazem stany "swingujące", czyli wahające się między obu partiami – więc często decydujące o wyniku wyborów prezydenckich. Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dzisiaj, na Trumpa głosowałoby mniej Amerykanów niż na kandydatkę demokratów Hillary Clinton.

Autor: rzw / Źródło: PAP

Raporty: