"To byli antysemici mający coś wspólnego z neonazizmem"

Aktualizacja:

- Byłem zszokowany - mówił w rozmowie z TVN24 dyrektor instytutu upamiętniającego ofiary Holokaustu Awner Szalew. Jego reakcja dotyczy kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z obozu Auschwitz. - Traktuję to jako nowy krok w walce przeciwko wszystkiemu co symbolizuje Auschwitz - oceniał Szalew.

Szalew komentując kradzież w Auschwitz stwierdził, że "chce walki z tymi, którzy chcą zniszczyć demokratyczne wartości, podstawowe wartości dla wspólnego życia ludzi, społeczności i narodów(...)".

Apel dyrektora

Dyrektor Jad wa-Szem wystąpił też z apelem. - Nawołuję do członków rządów, nawołuję do setek społeczeństw, do pedagogów (...) do powstania i współpracy w walce przeciwko tym, którzy stoją za atakiem - kontynuował.

Dyrektor izraelskiego instytutu mówił, co myśli o sprawcach kradzieży. - Mogę wyobrazić sobie, że to jacyś antysemici; ludzie, którzy są ksenofobami; ludzie, którzy mają coś wspólnego lub chcieliby mieć coś wspólnego z neonazizmem (...) - oświadczył.

Zdaniem Szalewa "kręgi te są zainteresowane niszczeniem tych symboli", bo - jak powiedział - przeszkadzają im.

Jaka motywacja?

Szef Jad wa-Szem wspomniał również o słowach premiera Donalda Tuska. - Mam nadzieję, że - tak jak mogłem usłyszeć od polskiego premiera - (polecił) on służbom bezpieczeństwa, aby zrobiły wszystko w celu odnalezienia kryminalistów - powiedział. Wyraził nadzieję, że tak się stanie w "bardzo bliskiej" przyszłości.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że motywacją tych ludzi jest sprzedanie (napisu) lub uzyskanie jakichś materialnych korzyści - dodał.

Napis ukradziony

Metalowy napis "Arbeit macht frei" zniknął z bramy nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz w piątek nad ranem. Zdaniem rzecznika Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosława Mensfelta kradzież nie była przypadkowa.

Za pomoc w odnalezieniu napisu wyznaczono nagrodę w wysokości 110 tys. złotych.

Źródło: tvn24