Szturm na siedzibę policji


Prawie dwa tysiące osób, domagających się ustąpienia rządu Tajlandii, próbowało w piątek opanować główną siedzibę policji w Bangkoku. Policjanci użyli gazu łzawiącego, żeby rozproszyć tłum. Po interwencji reporterzy agencji Reutera widzieli osoby zatrute gazem i wymiotujące.

Przywódcy protestujących oświadczyli, że przyszli pod siedzibę policji, aby domagać się ukarania funkcjonariuszy, którzy wcześniej tego dnia pobili demonstrantów okupujących od wtorku teren wokół biura premiera. Demonstranci rzucali w siedzibę policji kamieniami i zdemolowali co najmniej jeden radiowóz.

Premier Tajlandii Samak Sundaravej powiedział w piątek, że rozważa wprowadzenie stanu wyjątkowego, jeśli antyrządowe protesty nasilą się.

Stan wyjątkowy pozwoliłby na użycie przeciwko demonstrującym wojska, jednak szef armii Anupong Paochinda powiedział, że w tej sytuacji jest to mało prawdopodobne.

W czwartym dniu protestów demonstrantom udało się wymusić zamknięcie lotnisk w miastach Phuket i Krabi. Do strajku przyłączył się związek kolejarzy, którzy wstrzymali ruch 30 proc. pociągów.

Demonstranci nadal odmawiają opuszczenia terenu wokół siedziby premiera. Przywódcy opozycji w piątek rano zapowiedzieli, że okupacja biura szefa rządu trwać będzie do czasu dymisji premiera. Zaapelowali też do sympatyków opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD) - organizatora manifestacji - o dołączenie do demonstrantów.

PAD oskarża władze o to, iż są marionetką obalonego w 2006 roku ówczesnego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry, oskarżanego obecnie o korupcję.

Źródło: TVN24, PAP