Na zakończenie zjazdu SPD w Lipsku szef partii Sigmar Gabriel zaapelował do delegatów o poparcie planowanej "wielkiej koalicji" rządowej z CDU/CSU. Postawił jednak Angeli Merkel szereg warunków, bez których ma nie być porozumienia. Wielu delegatów ma bowiem zastrzeżenia co do współpracy.
Gabriel wezwał CDU i CSU do zajęcia w negocjacjach bardziej kompromisowego stanowiska. - Kochani chadecy, teraz wy musicie dać coś nam - powiedział.
Warunki dla Merkel
Szef SPD zastrzegł, że jeśli negocjatorom SPD uda się przeforsować postulaty w rozmowach koalicyjnych, to umowę koalicyjną będzie trzeba podpisać. Dodał, że oczekuje, iż delegaci będą przekonywać szeregowych członków SPD do poparcia koalicji.
Wśród warunków Gabriel wymienił: wprowadzenie płacy minimalnej w wysokości 8,50 euro za godzinę dla wszystkich zatrudnionych, podwójne obywatelstwo dla osób z rodzin imigranckich, ograniczenie umów śmieciowych i obniżenie wieku emerytalnego dla osób, które przepracowały 45 lat.
Wymienił też: zrównanie płac kobiet z wynagrodzeniem uzyskiwanym na porównywalnym stanowisku przez mężczyzn, zakaz eksportu broni do krajów rządzonych przez dyktatorów oraz przeznaczenie większych funduszy na oświatę.
Nie wszyscy chcą koalicji
Zawarcie koalicji może być jednak wyzwaniem. Podczas wyborów do władz SPD znacząca część delegatów odmówiła poparcia zwolennikom współpracy z Merkel.
Sekretarz generalna SPD Andrea Nahles, odgrywająca kluczową rolę w negocjacjach koalicyjnych z partiami chadeckimi CDU/CSU, uzyskała w głosowaniu poparcie 67,2 proc. delegatów, co jest jej najgorszym wynikiem od czasu wejścia do władz partii w 2003 roku. - To ostrzeżenie, traktuję je poważnie - skomentowała Nahles.
Zdecydowany zwolennik współpracy z Merkel, wiceprzewodniczący SPD i burmistrz Hamburga Olaf Scholz, zanotował spadek poparcia z 84,9 proc. dwa lata temu do 67,3 proc. obecnie. Mniej głosów, niż w poprzednich wyborach dostali też inni przedstawiciele kierownictwa.
W czwartek zjazd ponownie wybrał Gabriela na szefa partii. Polityk SPD uzyskał prawie 84 proc., czyli najgorszy wynik od objęcia stanowiska przewodniczącego w 2009 roku.
Niemcy w klinczu
W wyborach parlamentarnych 22 września SPD uzyskała 25,7 proc. głosów, co jest jej drugim najgorszym wynikiem w powojennej historii. Od blisko miesiąca socjaldemokraci prowadzą negocjacje koalicyjne ze zwycięzcą wyborów - CDU/CSU. Szczególnie szeregowi członkowie SPD mają poważne zastrzeżenia do współpracy z partią kanclerz Merkel, obawiając się, że chadecy zdominują wspólny rząd i nie pozwolą na realizację zadań ważnych dla wyborców SPD. Uważają, że SPD powinna pozostać w opozycji.
Przeciwnicy współpracy z chadekami wskazują na negatywne dla SPD skutki koalicji w latach 2005-2009. Merkel wykorzystała ją do umocnienia własnej popularności, natomiast socjaldemokraci, oskarżani przez swoich wyborców o współodpowiedzialność za niepopularne reformy, zapłacili za współpracę klęską wyborczą w 2009 roku.
Po wynegocjowaniu przez socjaldemokratów i chadeków umowy koalicyjnej, co ma nastąpić do końca listopada, w SPD odbędzie się referendum, w którym uczestniczyć może każdy członek partii. Legitymację SPD posiada obecnie ponad 470 tys. osób. Pozytywny wynik głosowania w pierwszej połowie grudnia jest warunkiem powstania koalicyjnego rządu.
Jeżeli socjaldemokraci odrzucą umowę koalicyjną, w Niemczech dojdzie prawdopodobnie do przyspieszonych wyborów. Merkel wykluczyła już wcześniej rząd mniejszościowy. Teoretyczna możliwość utworzenia rządu przez SPD, Zielonych i lewicę Die Linke, które dysponują większością w parlamencie, rozbija się o niechęć socjaldemokratów do współpracy z postkomunistami.
Autor: mk/jk / Źródło: PAP